„Młodzieńcze
lata” nieuchronnie zmierzają ku wydarzeniom znanym z historii pod
tytułem „Syn burz”, która ukazała się na łamach belgijskiego
magazynu komiksowego „Tintin” przeszło czterdzieści lat temu i
była debiutem Jeana Van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego w roli
współautorów jednej z najgłośniejszych serii komiksowych na rynku
frankofońskim i nie tylko. Piąty odcinek cyklu, zatytułowany
„Slivia”, sugeruje, że centralną postacią jest kobieta
przetrzymywana siłą przez Gandalfa Szalonego w Dolnej Wieży. To w
tym miejscu wikiński król zjawia się niemal codziennie, by
błagać brankę o to, by została jego żoną. Na darmo. Pochodząca
z gwiezdnego ludu władczyni Lodowych Mórz odrzuca nachalne
zaloty. Jak dobrze wiadomo, po dziewięciu latach niewoli kobiecie
udało się zbiec, w trakcie ucieczki straciła oko, wreszcie
powróciła, by wywrzeć zemstę na złym i głupim
wikingu. Francuski scenarzysta Yann Le Pennetier postanowił dopowiedzieć coś do
znanych wszystkim czytelnikom zdarzeń, jednakże, mówiąc kolokwialnie, nie poszedł
na całość, czego trudno mu nie zarzucać podchodząc do oceny tego
albumu.
Burza rudych
włosów i posągowa twarz jednookiej bohaterki na okładce
premierowego albumu „Thorgala” przyciągają dużo większą uwagę
niż dwie stosunkowo mniejsze męskie sylwetki krzyżujące miecze.
Spiritus movens pierwszych przygód Thorgala Aegirssona była
właśnie ona, Slivia, czarodziejka, która okazała się być
królową Lodowych Mórz, jedną z ostatnich przedstawicielek
gwiezdnego ludu. Kiedy ją poznaliśmy, była ogarnięta chęcią
zemsty na Gandalfie Szalonym, za lata niewoli i upokorzeń. Dumna
kobieta wybrała jako narzędzie młodego skazańca, winnego jedynie miłości do córki króla, który niechybnie straciłby
życie, gdyby nie jej interwencja. Jak się potem okazało, nie było
mowy o przypadku. Slivia miała bowiem wobec Gwiezdnego Dziecka pewne
plany, które zostały zaprzepaszczone w dramatycznych
okolicznościach.
Wbrew
temu, czego można oczekiwać po tytule, komiks nie skupia się na
postaci Slivii, która pojawiła się już epizodycznie na łamach
prequela
„Thorgala” w albumie „Trzy siostry Minkelsönn”.
Wątkowi Slivii poświęcone zostało dokładnie osiem plansz albumu,
czyli niecałe 20% jego objętości. Nie ukrywam, nie jest to dużo,
natomiast mimo wszystko jest to najciekawszy wątek w całym
komiksie. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby trochę bardziej
rozwinięto charakter bohaterki, ponad to, co zostało nakreślone
przez Jeana Van Hamme'a, ale widać Yann nie to miał na celu. Skupił
się raczej na przedstawieniu okoliczności prowadzących do jej
ucieczki. Niestety, wobec przedstawionych wydarzeń trochę dziwi, że
zajęło jej to aż dziewięć lat... Natomiast mało rozbudowany
wątek rudowłosej czarodziejki bierze się z tego, że scenarzysta
postanowił poprowadzić narrację trzytorowo. Oprócz linii fabularnej
skupiającej się na losach więzionej czarodziejki, Yann poświęcił
uwagę wydarzeniom skupiającym się na tym, co dzieje się z
Thorgalem oraz Aaricią.
O
perypetiach Thorgala, którym poświęcono dużo więcej, bo
osiemnaście plansz albumu, powiedzieć można chyba najmniej. Główny
bohater serii przemierza okolice wioski w
poszukiwaniu Hierulfa Myśliciela, który w „Berserkach”
wystrychnął na dudka Gandalfa Szalonego i uciekł przed pewną
śmiercią, tylko pozornie dając się przykuć do pierścieni ofiarnych. Nie
sposób oprzeć się wrażeniu, że scenarzysta nie miał tym razem pomysłu na
to, co zrobić z Thorgalem, więc po prostu kazał mu jeździć to
tu, to tam. Przykro patrzeć na zagubionych bohaterów, miotających
się w poczuciu odpowiedzialności, lecz bez skutku snujących się
po komiksowych planszach.
Z kolei Yann
postanowił po raz kolejny nadać większą rolę Aaricii, która
miała do odegrania swoją rolę już w dwóch poprzednich albumach.
Tym razem przydziela jej zadanie uratowania nowych przyjaciółek,
Enyd oraz Isoline (pojawiły się w dwóch poprzednich albumach),
gnębionych przez Björna. Nie mogąc liczyć na pomoc Thorgala,
który „ugania się za widmami”, bierze sprawy w swoje ręce.
Pomysł, by uczynić z dziewczynki ważną postać w kolejnym albumie
jest oczywiście trafiony, można tym samym odnieść wrażenie, że
scenarzysta świadomie chce zaakcentować obecność silnej
bohaterki. I o dziwo, radzi sobie z nią dużo lepiej niż z Louve,
której przygodom poświęcił siedem albumów. Aaricia jest
charakterna, ma swoje zdanie i choć może bywa nieco lekkomyślna,
działa ze słusznych pobudek i nie ma kompleksów. W zasadzie
poświęcenie jej przygodzie osobnego albumu wcale by mnie nie
zdziwiło, bo przecież krótka historia zatytułowana „Łzy
Thjaziego” była najlepszym dowodem potencjału tkwiącego w tej
bohaterce. Nie wiem tylko, czy potrzebne to było akurat w tym
albumie, kiedy można było – czy wręcz wypadało – lepiej
dopracować wątek Slivii. Co ciekawe, u boku Aaricii wreszcie
pojawia się Solveig, o której zdaje się Yann zupełnie zapomniał,
aż wreszcie dał jej szansę odegrania roli przyjaciółki, która
zawsze wspierała Aaricię.
Nie jest też
do końca tak, że Yann próbował tym razem schwycić za ogon trzy
sroki. Otóż próbował złapać za ogon jeszcze jedną srokę, a w
zasadzie sroczkę, rozwijając – czy wręcz rozciągając – wątek
biegającego beztrosko po lesie małego chłopca, którego drogi
krzyżują się zarówno z Thorgalem, jak też ze Slivią. Domyślacie
się, o kim mowa?
Niestety
wszystko to, co można powiedzieć o rozwlekłym tempie prowadzenia
akcji, wychodzi, kiedy bliżej przyjrzeć się rozplanowaniu albumu
na plansze oraz kadry. Może nie jest to regułą, ale liczba
niemych kadrów ma często duży wpływ na to, czy komiks jest
treściwy, czy nie. Oczywiście z jednej strony nieme kadry mogą
nadawać dynamiki pewnym sekwencjom, zwłaszcza scenom akcji, są
zatem nieodzowne, z drugiej zaś, w nadmiernej ilości, pozbawiają
komiks nadbudowy treściowej, kryjącej się w dialogach. W przypadku
„Slivii” 46 plansz zostało podzielonych na 332 kadry, z czego aż
104 jest pozbawionych tekstu (nie wliczając kadrów opatrzonych
jedynie w onomatopeje). Wobec tego jedna trzecia komiksu opiera się
o samą tylko narrację obrazkową. Statystyka ta wygląda niejako jeszcze mniej korzystnie, kiedy przyjrzeć się planszom poświęconym perypetiom
Thorgala. Jak wspomniałem wyżej, jest ich osiemnaście, a liczą
łącznie 123 kadry, z czego pozbawionych tekst jest 46. Co za tym
idzie, trudno oprzeć się wrażeniu, że Yann ma w pewnych kwestiach
zbyt mało do powiedzenia, stawia zatem na niewiele wnoszące sceny
dynamiczne, przemawiające na poziomie ilustracji – w tym przypadku
są to poszukiwania prowadzone przez głównego bohatera. Dla
porównania, w pierwszym albumie serii na 357 kadrów, niemych było
69. W drugim ta proporcja wyglądała podobnie, bo na 349 kadrów,
niemych było 57. Chyba czkawką odbija się również fakt, że
wszystkie wydarzenia w komiksie rozrywają się
jednego dnia, co jest dość niespotykane jak na „Thorgala”.
W
kontekście postaci Slivii warto jeszcze pamiętać, że historia
dotycząca okoliczności prowadzących do zgubnej przeprawy morskiej
rodziców Thorgala, ma w zasadzie dwie wersje. Pierwszą Thorgal
poznał w albumie „Wyspa lodowych mórz”, drugą w epizodzie
„Talizman”, który został napisany przez Van Hamme'a cztery
lata później. Świadom tej rozbieżności, przez którą trudno
ułożyć w logiczną całość wszystkie epizody serii, scenarzysta
nie podjął się pogodzenia tych dwóch wersji w „Królestwie pod
piaskiem”, gdzie trzymając się chronologii ukazanej w „Gwiezdnym
dziecku”, umyślnie pominął rolę, jaką w życiu Thorgala
odegrała Slivia. Na ten moment nie widać, by Yann próbował
wtrącić w tym temacie cokolwiek od siebie. Ewentualnie szykuje coś
więcej na kolejny album serii poświęconej młodzieńczym latom
naszego bohatera. Przekonamy się niebawem.
Roman
Surżenko ze swojego zadania wywiązał się w sposób, do jakiego
zdążył przyzwyczaić. I w zasadzie trudno dodać coś więcej,
ponieważ wszystkie zdarzenia rozgrywają się w dobrze znanych lub
nieszczególnie charakterystycznych lokalizacjach. Cóż, pod
względem wymyślania oryginalnych scenerii Yann nieszczególnie
rozpieszcza rysownika, dla którego napisał już dwanaście
scenariuszy. Z kolei dla Surżenki to trzynasty album wchodzący w
skład „Światów Thorgala”, więc można chyba mówić o
rutynie. Ta trzynastka okazała się jednak o tyle pechowa, że na
jednej z plansz zostały zamienione miejscami dwa kadry. Spróbujcie
sami odszukać to miejsce. Nie powinno być trudne do odnalezienia.
Aż dziw bierze, że nie zauważono tego uchybienia na etapie
redakcji...
Spoglądający
z okładki komiksu Thorgal nie jest jeszcze tym bohaterem, którego
poznaliśmy czterdzieści lat temu. Tym razem nieco zagubiony snuje
się po planszach albumu, nie zdając sobie sprawy, że tuż obok
rozgrywają się wydarzenia, które będą miały ogromny wpływ na
jego życie. Na swój sposób trafnie całą sytuację komentują
słowa Solveig, która stwierdza w pewnym momencie, że chłopców
nigdy nie ma, kiedy są potrzebni... Oczywiście jest jeszcze czas,
by młodzian nieco okrzepł, aczkolwiek szkoda, że ten epizod z jego
życia raczej nie zapisze się w sposób szczególny w pamięci
czytelników. Moim zdaniem, po dwóch dobrych odcinkach, ten wypada znacznie słabiej.
"Młodzieńcze
lata" album 5: "Slivia"
Tytuł
oryginalny: Slive
Scenariusz:
Yann
Rysunek: Roman Surżenko
Rysunek: Roman Surżenko
Tłumaczenie:
Wojtek Birek
Wydawnictwo:
Egmont Polska
Data
publikacji: 010.2017
Wydawca
oryginału: Le Lombard
Liczba
stron: 48
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa:
miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł
Cena: 22,99 zł/29,99 zł