piątek, 3 lipca 2015

Wywiad z Grzegorzem Rosińskim

Organizatorzy 22. Międzynarodowego Festiwalu Fantastyki w Nidzicy, gdzie miała miejsce wystawa prac Grzegorza Rosińskiego oraz rekwizytów do filmu "Władczyni lasów", przygotowali folder (widoczny na zdjęciu obok i na samym dole), w którym oprócz grafik znalazł się wywiad z polskim artystą. Wywiad ten można przeczytać również na Thorgalverse.

Mija prawie 40 lat, odkąd zaczął Pan tworzyć "Thorgala”. Co się zmieniło przez te lata?

Kiedyś to była robota na przekór wszystkim, na przekór całemu światu. Zresztą komiksy zacząłem robić dlatego, bo ich nie było, więc żeby je oglądać, musiałem je sobie sam narysować i napisać. W tamtym czasie nie było też żadnego grafika, który by sobie tak bezczelnie wyjechał na Zachód. No, nie wyjechałem tak od razu. Najpierw tak sobie jeździłem z doskoku, przyglądałem się, próbowałem swoich sił. Chciałem zobaczyć, jak wygląda praca w prawdziwym wydawnictwie komiksowym. Robiłem to trochę na przekór logice. Nasz kraj nie był przystosowany do takiego faceta. Jak zacząłem zarabiać tam pierwsze grosze, to nawet nie bardzo wiedzieli, jak ode mnie podatek ściągać. Ja sam chodziłem za tym, a oni mówili: "Panie Rosiński, my nie wiemy, jak to rozliczyć. Nie mamy takiej ustawy."

"Thorgal" też powstał przez przekorę. To była jedyna możliwość na regularną, permanentną współpracę, ponieważ nie było tam ani polityki, ani seksu, ani żadnych słusznych spraw. Na Zachodzie nikt nie chciał, żebym zajmował się słusznymi sprawami, dlatego z ulgą tam wyjechałem.

Na przestrzeni lat "Thorgal" się zmienił...

Oczywiście, "Thorgal" ciągle ewoluuje. Nie wiem, w którą stronę, ale nie jest lepszy ani gorszy, tylko wciąż inny. Tak jak ja się ciągle zmieniam. Zawsze szukałem czegoś, czego jeszcze nie robiłem. Mam tu na myśli różne techniki i próby podejścia do opowiadania historii. Nie moich zresztą, tyko cudzych. Zawsze miałem się za ilustratora, żadnego tam designera, ani malarza, ani komiksiarza. Komiks stał się dla mnie taką niwą, na której mogłem rozwijać się jako ilustrator, tylko trochę inaczej. Najważniejsze w ilustracji jest indywidualne podchodzenie do każdego tekstu literackiego. Taka usłużność wobec tego tekstu. Na pewno są pisarze, którzy sami mogą zilustrować własną książkę. W czasach, w jakich żyjemy, można jakimiś tam gryzmołami wyrazić swoją wizję świata. Nasza ilustracja w zasadzie już wymarła. Mówię to jako uczeń Szancera i Stannego, przedstawiciel złotych lat polskiej ilustracji. Cechowały je fantastyczne szaleństwo, poszukiwanie materiału, sposobu wyrazu. Ta świeżość polskiej ilustracji zginęła. Jakieś pokolenie się zatraciło i teraz trudno do tego wrócić.

Robiąc komiksy znalazłem się w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ trafiłem do świata, w którym nie wolno się zmieniać. A ja znów przez przekorę byłem jedyny, który robił inaczej. Wśród moich kolegów nie widzę nikogo, kto by się zmieniał tak często i tak radykalnie. Oni mogli sobie robić w tym samym czasie realistyczny komiks i śmieszny komiks. Ale śmieszny był zawsze taki sam, tak samo śmieszny, a realistyczny tak samo realistyczny. I używali do tego środków, jakie sobie wypracowali.

Dlatego wielu czytelników wstrzymało oddech, kiedy zaczął pan malować "Thorgala"...

Ja uważałem, że to jest dużo lepsze, ponieważ zmieniłem format plansz, wprowadziłem różne nowe materiały. Takim laboratorium poszukiwań był chociażby "Szninkiel". Trzeba by to było dobrze przeanalizować w dużych formatach, żeby zobaczyć, jak próbowałem tam wprowadzać różne nowości wywodzące się właśnie ze szkoły ilustracji. Ale jak chciałem wprowadzić coś nowego do "Thorgala", to podniósł się wielki lament czytelniczy od razu, że to gorsze, że Rosińskiemu już się nie chce, a najlepsza to była "Zdradzona czarodziejka". Kurczę. Taki malarz ma inną motywację, bo on maluje dla siebie. Do galerii. Nie liczy się z publicznością, która jest milionowa, a każdy ma inne zdanie. My się przejmujemy tylko negatywnymi opiniami.

Czy pracując nad nowym albumem "Thorgala" również wprowadza Pan do swojego warsztatu jakieś nowe techniki?

Ciągle wprowadzam coś nowego. Gdybym nie mógł tego robić, to bym zasnął. Tak by się to skończyło. Ja wciąż szukam. Najlepiej jest, jak sobie kupisz nowe akwarelki...

Nową zabawkę...

Właśnie. Nowe ołówki, nowe kredki... To jest fascynujące, bo wtedy ujawnia się taka dynamika, następuje eksplozja, pojawia chęć, w artyście odżywa dziecko. Jak artysta nie ma w sobie dziecka – takiego, które buduje sobie zamki w piaskownicy albo ustawia żołnierzyki i strzela do nich z wiatrówki i zapomina o całym świecie – nie może tworzyć czegoś nowego. Kupowanie nowych piórek – patrzenie, jakie się najlepiej nada i co można wyciągnąć z każdego narzędzia – to świetna zabawa. Fantastyczna przygoda.

Jak się całe życie przeżyło z obrazem i przestaje on mieć jakieś tajemnice, to artysty już nie fascynuje, co narysować, co namalować. Kiedy idę na wystawę, nie obchodzi mnie, co jest na obrazie. Ja patrzę, jak to jest zrobione, jakimi narzędziami. Dlatego wszystkie alarmy dzwonią, bo muszę się temu przyjrzeć z bliska. My nie jesteśmy odbiorcami, jesteśmy wykonawcami obrazków dla innych.

Obecnie dużą popularnością cieszą się seriale osadzone w klimatach znanych z "Thorgala". Mam na myśli "Grę o Tron" i "Wikingów". To chyba dobry moment na serial oparty na "Thorgalu".

"Thorgal" to znakomity temat na serial. Ale od 30 lat ciągle ktoś kupuje prawa do ekranizacji, nic nie robi, potem ktoś inny je bierze, nic nie robi i tak w kółko. Ciągle ktoś prosi o udostępnienie praw. Proszę bardzo, ale niech to będzie ktoś solidny. Sama ochota to za mało. Studia najpierw kupują prawa, a potem będą kombinować pieniądze na to. To nie tak... Kiedyś jedna firma kupiła prawa do animacji, a potem ja musiałem uczyć ich rysować. To jacyś amatorzy byli i oczywiście wszystko się rozsypało.

Jeśli chodzi o "Wikingów", rok temu zrobiłem plakat, który przedstawia Thorgala i Ragnara. To zabawne, bo na początku Thorgal miał się nazywać Ragnar. Potem zostało to zmienione, ale w pierwszej wersji plansz w dymkach pojawiało się właśnie imię Ragnar. Grafiki nie zrobiłem na komputerze, chociaż bardzo łatwo byłoby zrobić zdjęcie, a potem je podretuszować. Wszystko wykonałem ręcznie. I nawet fajnie wyszło.

Widział Pan już pierwsze rezultaty prac Sióstr Bui nad filmem "Władczyni lasów", którego główną bohaterką jest Kriss de Valnor. Co może Pan o nich powiedzieć?

Mnie się to bardzo podoba. Jestem pewien podziwu. To są świetne dziewczyny. Nie grymaszą, nie szukają bogatych producentów, po prostu mają pasję. Uwielbiam ludzi, którzy mają pasję.

Wielki sukces na świecie odnosi obecnie gra "Wiedźmin". Myślę, że świat "Thorgala" jest idealny do tego, by przenieść go w podobny sposób do świata wirtualnego.

O sukcesie "Wiedźmina" nie dało się nie słyszeć. Ale ja bym nie chciał, żeby to była jakaś strzelanka. Nic z gatunku, gdzie Thorgal chodzi z mieczem i patrzy, komu by tu łeb ściąć. Nie trawię takiego świata, że jak coś się rusza, trzeba to zabić. Ale niestety świat jest krwiożerczy. Ludzie tacy są.

Jeśli chodzi o przemoc, na okładce albumu "Skald" po raz pierwszy pojawia się ona w tak dosłownym znaczeniu. Na żadnej okładce nie była tak wyraźna, jak tutaj, gdzie bohatera razi wilka strzałą wystrzeloną z łuku.?

Nie zgodziłbym się. Szkic Surżenki – bo jak zwykle prosiłem go o różne propozycje – wyglądał trochę inaczej. Działy się tam gorsze rzeczy. Ten wilk był inaczej narysowany. Ja to tak zrobiłem, że ta strzała jest dyskretna. Krew nie sika. Gdzie ta przemoc?

Patrząc na inne okładki "Thorgala", ta jest mimo wszystko najbardziej brutalna.

Nie spodziewałem się takiej reakcji. W komiksie musi być przemoc, tylko że ja tę przemoc zawsze starałem się schować. Przemoc jest potrzebna, żeby było widać dobro. Musi istnieć Ciemna Strona Mocy, żeby ta Jasna była widoczna. Jak w "Gwiezdnych Wojnach". Ostatnio z przyjemnością obejrzałem wszystkie sześć filmów.

Co zaważyło, że nowym scenarzystą "Thorgala" został Xavier Dorison?

Saga o Thorgalu zmienną jest. Jak kobieta. Ciągle coś się dzieje. Najpierw opuścił mnie Van Hamme. Potem Yves Sente. On chciał realizować swoje pomysły, a ja nie bardzo się z tym zgadzałem. Doszło do tego, że wielokrotnie poprawiał scenariusz, straciliśmy mnóstwo czasu. Wreszcie oddałem decyzję w ręce wydawcy. Znaleźli Dorisona. Jest bardzo wielu świetnych i chętnych do pracy scenarzystów, ale Xavier Dorison jest uznawany za najlepszego fachowca na rynku. Bardzo się ucieszyłem.

Był pan dla niego przewodnikiem po świecie "Thorgala"? Sugerował mu pan coś, proponował konkretne rozwiązania?

Nie, nie. Xavier dostał scenariusz Yvesa i miał coś z nim zrobić. To było jego zadanie. Na tym etapie wolałem się nie wtrącać. Dopiero po pierwszych efektach jego pracy był materiał do rozmowy. On wiedział doskonale, czego nie mogłem zaakceptować, co mi nie odpowiadało. Yves Sente stworzył mnóstwo postaci, ale tak naprawdę żadnej wartej wysiłku, by dać jej życie. Tyle tych postaci narobił, że ja sam zacząłem się w tym gubić, nic z tego nie rozumiałem. Zamiast uprościć historię, skomplikował ją. Ja lubię przede wszystkim historie, które są dobrze skonstruowane. Bardzo lubię nowelki, krótkie opowiadania, które moim zdaniem są trudniejsze do napisania niż długa powieść. Dorison podołał powierzonemu mu zadaniu. Strasznie się zapalił do pracy.

Jest pan zadowolony z tego, co napisał?

Tak. Chociaż tak naprawdę nie jest to oryginalny scenariusz Dorisona. Pracując nad nim nie tworzył w próżni, nie był wolny, nie mógł pozwolić sobie na własną kreację. To było reperowanie tego, co musiało nastąpić, ponieważ zarys historii by już stworzony. Mamy przecież do czynienia z kontynuacją poprzedniego odcinka.

Rozpoczynając przygodę z "Thorgalem" Dorison był w trudnej sytuacji.

W bardzo trudnej. Ale z niej wybrnął. Wybrnęliśmy z niej wspólnymi siłami i powstał bardzo dobry scenariusz.

Może pan jakoś skomentować rezygnację Giulio de Vity z roli rysownika serii "Kriss de Valnor"?

To było dla nas zaskoczenie. O wszystkim dowiedzieliśmy się z internetu. Giulio nas nie uprzedził. A był taki zachwycony. Odniósł sukces, komiksy świetnie się sprzedawały. Nigdy nie miał takich nakładów. Nie wiem, co się stało. Miał całkowitą swobodę twórczą.

Nowym rysownikiem serii został Roman Surżenko. To jego trzeci tytuł w "Światach Thorgala"!

Roman okazał się niesłychanie skuteczny. Podesłałem mu kilka uwag dotyczących rysowania Kriss, żeby to nie była jakaś kulturystka. To zawsze miała być panienka. A nie Schwarzenegger w spódnicy.

Czy są jakieś pomysły rozbudowywania "Światów Thorgala"?

Ja ciągle chcę mieć w katalogu "Światów Thorgala" one-shoty, pojedyncze albumy robione przez różnych autorów, scenarzystów i rysowników. To szansa, by wypróbować innych. Mamy mnóstwo dobrych rysowników, którzy palą się do pracy. Jest jeszcze za wcześnie mówić o nazwiskach. Najlepsi mają swoje serie, swoje kontrakty i muszą znaleźć miejsce w swoich kalendarzach. Na taki one-shot czas się znajdzie, natomiast na nową serię już trudniej go wygospodarować. Ale jak ktoś zasmakuje w pojedynczej historyjce, to będzie mógł się zastanowić, czy chce robić coś dłuższego.

Na koniec proszę powiedzieć, nad czym pracuje pan w tym momencie?

Muszę teraz zrobić okładkę do nowej "Kriss de Valnor". No i malować dalej "Thorgala".

10 komentarzy:

  1. Fajny wywiad. Panie Grzegorzu trzymam kciuki za One-shoty bo to świetny pomysł na rozwój świata Thorgala i możliwości "wprowadzenia" nowych twórców.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. chcemy one-shota o "drewnianej stopie"!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie: Drewniana Stopa,Tjahzi,Varth i Hayne, ...dodatkowo mogły by to być albumy które czasowo były by umieszczone pomiedzy już wydanymi albumami np. historie Aarici,Jolana,Louve pomiędzy Strażniczką Kluczy a Piętno Wygnańców itp

    OdpowiedzUsuń
  4. Te pytania są jakieś beznadziejne. Kto je zadawał?
    Pytajcie o przyszłość serii co po 36 albumie? Czy Autor się zepnie i skończy obecny cykl w 2017 roku (36 album)? Czy Surżenko przejmie serie główną i kiedy to nastąpi? A nie jakieś one-shoty.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Oczywiście, "Thorgal" ciągle ewoluuje. Nie wiem, w którą stronę, ale nie jest lepszy ani gorszy, tylko wciąż inny." - haha! Albo pan Grzegorz całkowicie odkleił się od bazy i nie widzi totalnego upadku serii, albo jest niezwykłym dyplomatą ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo pomyślałam :P

      Usuń
    2. No tak, ale upadek (bolesny) jest raczej w kwestii scenariusza niż ilustracji Rosińskiego. Ta jest cały czas na poziomie...

      Usuń
  6. Trudno żeby sam mówił o upadku serii jak ją tworzy. Moim Zdaniem były gorsze albumy od 24-34(poza 29 i 33) 1-3 Louve,4,5 Kriss ale Młodzieńcze lata i 4,5 Louve są bardzo dobre. Co do pytań uważam że były ciekawe,ale ja również nie widzę w okładce Skalda przesadnej agresi,oraz rzeczywiście zabrakło pytań o terminy głównej serii oraz o jej przyszłosc po 36 tomie

    OdpowiedzUsuń
  7. Może te "one-shoty" to właśnie przyszłość serii po 36 tomie?...

    OdpowiedzUsuń