piątek, 2 maja 2014

Wywiad z Grzegorzem Brudnikiem

Grzegorz Brudnik na co dzień pracuje jako copywriter. Właśnie skończył swoją debiutancką książkę - thriller kryminalny. Grzegorz jest również autorem scenariusza do dźwiękowej adaptacji "Thorgala", która została wyprodukowana przez studio Sound Tropez. Oto, czego udało się od niego dowiedzieć na temat tego przedsięwzięcia.

Przyznaj, ile razy ponownie przeczytałeś "Zdradzoną czarodziejkę" i "Wyspę lodowych mórz", nim wziąłeś się zapisanie scenariusza na potrzeby słuchowiska?

Raz. Ale nie tylko "Zdradzoną czarodziejkę" i "Wyspę...", tylko cały cykl. Pisząc scenariusz do słuchowiska trzeba przełamać kilka barier, które stawia ograniczona forma komiksu. Przede wszystkim należy wypełnić czymś komiksowe skróty fabularne (w jednej ramce Thorgal idzie pod górę, w drugiej na nią dociera, a ja muszę napisać, co się działo, co czuł i co myślał po drodze). Trzeba zatem zadbać o to, by to, co wymyślasz nie stało w sprzeczności z tym, co nastąpi w późniejszych odsłonach oryginału. Podam Ci przykład. Jeśli piszę scenę, w której Bjoern wybucha gwałtowną nienawiścią do Thorgala, to muszę wiedzieć, z czego ona wynika. A prawdziwe światło na to rzuca dopiero czternasta w serii "Aaricia".

Towarzyszyła temu jakaś trema?

Nie. Dlaczego? Raczej duma i ogromna radość. Do takich tematów należy podchodzić z szacunkiem, ale bez strachu.

Jak to się w ogóle stało, że studio Sound Tropez powierzyło Ci to zadanie?

Bo po prostu musiało. Jeśli wierzyć w przeznaczenie, to mieliśmy tutaj próbkę jego potęgi. Pierwszy raz o słuchowisku na podstawie "Thorgala" zamarzyłem, gdy usłyszałem zrealizowaną w podobnym stylu Trylogię Husycką Sapkowskiego. Podczas jakiegoś komercyjnego projektu w Sound Tropez dostałem w prezencie "Żywe Trupy". Po przesłuchaniu napisałem do studia maila z propozycją zrobienia w ten sposób "Thorgala". I niedługo potem otrzymałem od Michała Szolca odpowiedź, że właśnie załatwili do tego prawa. Krótko mówiąc, od dawna myśleliśmy o tym samym. Napisałem krótką próbkę tekstu, Michał uznał, że jest fajna i zabraliśmy się do roboty.

Znasz książkową adaptację "Thorgala" autorstwa Amelie Sarn?

Słyszałem o niej, ale nie czytałem. Nawet chciałem ją kupić przed rozpoczęciem prac, ale potem uznałem, że wolę to zrobić po swojemu, bez sugerowania się innymi pracami o uniwersum. Znam opinię na temat tej książki, wiem, że fani Thorgala jej nie lubią, ale nie zamierzam krytykować czegoś, czego nie znam.

Książka czy słuchowisko, w obu tych przypadkach słowo musi zastąpić obraz. To możliwe?

Wszystko jest możliwe. Bardziej właściwym pytaniem jest, czy da się to zrobić dobrze. Ale wydaje mi się, że nam się udało.

Trudniej było Ci opisać słowem to, co narysował Grzegorz Rosiński, czy wzbogacić słowem to, co napisał Jean Van Hamme?

To trochę to samo, bo przecież Rosiński narysował to, co Van Hamme wymyślił. Musimy pamiętać, że praca autora to nie tylko słowa w dymkach, ale przede wszystkim cała historia. Ja nie dzieliłem tego na obraz i tekst. Mogę jednak powiedzieć, że opisywanie obrazów Rosińskiego było potężnym wyzwaniem. To jest absolutny mistrz świata, każda, nawet najmniej ważna z punktu widzenia fabuły ramka, to osobne dzieło sztuki. Cała stylistyka, jaką sobie przyjęliśmy wynika z chęci dopasowania poetyki słowa i dźwięku do poetyki obrazu.

A co sprawiło Ci największą trudność w przenoszeniu komiksu na scenariusz słuchowiska? Był może jakiś konkretny fragment?

Jest kilka takich rzeczy. Na pewno to, co już mówiłem, czyli dopasowanie narracji do poetyki wizualnej. Rozwijanie fabuły. Czasami blokowałem się na kilka godzin rozważając, czy moje pomysły mieszczą się w charakterystyce postaci. Czy w ogóle mieszczą się w charakterystyce epoki. Kartka przyjmie wszystko, ale Michał Szolc nie :) A tak na poważnie, staraliśmy się jak najwierniej odwzorować tamte realia i osadzonych w nich bohaterów. Jeśli chodzi o technikalia, w komiksach często następują przeploty miejsca akcji – jak choćby podczas sceny zaślubin Thorgala i Aaricii. Słuchowisko to medium, które bardzo źle znosi takie zabiegi. Fabuła się rozsypuje i robi się bałagan. Musiałem więc trochę poprzesuwać kolejne zdarzenia, z niektórych ramek zrezygnować i zastąpić je czym innym. Ale nie nazwałbym tego trudnością. Raczej wyzwaniem.

W moim odczuciu, Thorgal, jakiego słyszymy, dużo ironizuje. Jego rozmowy ze Slivią opierają się na przepychankach słownych. To celowy zabieg? Z czego wynikał?

Celowy i po prawdzie w pierwszej wersji był jeszcze bardziej wyraźny. Na szczęście Piotrek Rosiński czuwał i szybko postawił mnie do pionu. W moim odczuciu w pierwszych częściach Thorgal był nieco zbyt porywczy i agresywny, w stosunku do dalszych części. Chciałem tę agresję zamienić w ironię, ale to był duży błąd. Nie wolno tak ingerować w zamierzenia autora. Dlatego ostatecznie powstała wersja dużo bardziej "miękka". Tym niemniej w kolejnych albumach mamy sporo dowodów na to, że Thorgal lubi czasem poironizować. Dlatego nie chciałem do końca pozbawiać go tej cechy. Uznałem, że to jego sposób na radzenie sobie ze strachem.

Pisząc dialogi, miałeś w głowie konkretne głosy?

Tak. I żaden z nich ostatecznie nie brał udziału w nagraniu. Właściwie tylko co do narratora osiągnęliśmy z Michałem konsensus, a i to nie od razu. Ale to dobrze, bo ja się znam na pisaniu, a Michał na dźwięku, więc jego wybory były po prostu lepsze. Ja na przykład nigdy bym nie wpadł na to, że Arek Jakubik może zagrać Gandalfa. A Michał wiedział to zanim jeszcze przeczytał mój tekst. I to był strzał w dziesiątkę. Arek jest genialny.

Sposób, w jaki mówi Pan Trzech Orłów to chyba największe zaskoczenie. Miałeś na to jakiś wpływ?

Owszem. Biorę za to odpowiedzialność. Michał mi zaufał w tej kwestii, co mnie bardzo cieszy. Rozpatrując tę sprawę za pomocą logiki: wszyscy uważali Pana Trzech Orłów za mężczyznę. Dlatego, choć w komiksie nie pada na ten temat ani jedno słowo, oczywistym było, że hełm musi jakoś zmieniać głos postaci. A mając na uwadze ilość technologicznych gadżetów pojawiających się w uniwersum (jak choćby Korona Ogotaia), wykorzystanie technologii do zmienienia głosu postaci jest po prostu uzasadnione. Prócz tego uważam, że taki głos mógł Panu Trzech Orłów dodawać demoniczny charakter, dzięki czemu budził jeszcze większe przerażenie wśród Slugów.

Czy w Twoim scenariuszu znajdowały się jakieś sugestie dotyczące konkretnych dźwięków, jakie powinny towarzyszyć opisom lub dialogom?

Tak, ale tylko w przypadku, kiedy miały one znaczenie dla fabuły. Czasami dźwięk jest tłem, a czasami "gra pewną rolę". Jeżeli Thorgal reaguje na warczenie Sharna, to ja muszę w skrypcie napisać, że Sharn warczy. Poza tym zgłaszałem jakieś drobne uwagi do pojawiających się dźwięków, ale to Sound Tropez jest specjalistą od tego typu działań. Nie ja. Więc do nich należało ostateczne słowo.

Byłeś obecny przy nagraniach. Czy korygowałeś coś w międzyczasie?

Nie przy wszystkich, ale zdarzało się. Zazwyczaj zresztą nie byłem potrzebny i swoim gadaniem tylko denerwowałem resztę ekipy. Wyjątkiem było z pewnością nagranie Mirka Czyżykiewicza, z którym jednak było dużo mniej pracy, niż się spodziewaliśmy. W jego przypadku musieliśmy "na żywo" kontrolować, czy flow narratora stoi w zgodności z flow akcji. Stało. Zdajemy sobie sprawę, że narrator w "Thorgalu" brzmi zupełnie inaczej, niż w innych słuchowiskach Sound Tropez. Ale jest to zabieg celowy, bardzo dokładnie przemyślany i zrealizowany według założonego planu. Mirek jest bardem, dlatego uznaliśmy, że barwa jego głosu i także charakterystyczna maniera idealnie pasują do tak artystycznego projektu.

Jesteś zadowolony z efektu końcowego?

Zdecydowanie. Ale wiem, że kolejne odsłony będą jeszcze lepsze. Wypróbowaliśmy się wzajemnie z Michałem. Wiem, na jak wiele on mi pozwoli i zamierzam z tego skorzystać. Wyłapuję tez drobne błędy, których nie udało nam się uniknąć – głównie mnie – ale są to drobnostki, których wyeliminowanie będzie motywowane jedynie chęcią dążenia do doskonałości.

Jeśli chodzi o spójność świata stworzonego w wyobraźni Jeana Van Hamme'a, problematyczne jest to, że wersja wydarzeń przedstawiających okoliczności narodzin Thorgala przedstawiona w "Wyspie lodowych mórz" nie zgadza się z tą przedstawioną w "Gwiezdnym dziecku". Nie kusiło Cie, by jakoś spróbowac to uporządkować?

Nie wydaje mi się, bym posiadał takie prerogatywy. Jeżeli Van Hamme popełnił jakieś fabularne omyłki w swojej – było, nie było – epopei, to najwyraźniej tak musi być. Kto wie, może kiedyś powstanie cały album, który to wytłumaczy? I co byśmy wtedy zrobili? Ja ograniczyłem się jedynie do tego, by te nieścisłości ukryć za pomocą zabiegów semantycznych.

Słuchając "Thorgala" można dojść do wniosku, że jesteś dobrze obeznany z mitologią nordycką. Studiowałeś ją na potrzeby pisania scenariusza?

No cóż, nie będę ściemniać. Mitologię nordycką znałem wcześniej głównie z… "Thorgala". Przed rozpoczęciem prac nad słuchowiskiem, a także w jej trakcie przyswoiłem potężną dawkę wiedzy. Nie tylko o mitologii, ale i o geografii czy historii. Ptaki latające nad Northlandem musiały być ptakami, które faktycznie mogły się pojawiać w tamtych regionach. Tak samo roślinność, czy zjawiska społeczne. Na przykład w trakcie prac nad udźwiękawianiem drugiego albumu odrzuciliśmy jeden utwór, bo wydawał nam się nieco zbyt chrześcijański. Czyli obcy dla tamtego świata. Natomiast sama mitologia jest szalenie interesująca i bez jej znajomości nie udałoby mi się stworzyć tego scenariusza. Ona ma po prostu zbyt duży wpływ na bohaterów i wydarzenia.

Pamiętasz, jak zaczęła się Twoja przygoda z "Thorgalem"?

Bardzo dokładnie. W 1989 lub na samym początku 1990 roku ojciec kupił mi "Alinoe". Miałem wtedy osiem lat, a album był moim wielki skarbem.

Który album lubisz najbardziej?

"Władcę Gór".

Jak myślisz, co takiego było w "Thorgalu", że planowany na jedną historię komiks przerodził się w trwającą już ponad 30 lat sagę?

Nigdy nie uwierzę, że to miała być jednorazowa historia. Nawet jeśli Grzegorz Rosiński powie mi to osobiście. Ja wiem, że początkowo był to komiks w odcinkach, ale niewątpliwie już wtedy panowie wiedzieli, że tego nie można zabić po jednej przygodzie. A dlaczego Thorgal tak dobrze się sprzedał. Z jednego powodu. Bo jest piekielnie dobry.

Pracujesz już nad kolejnymi scenariuszami?

Owszem, zacząłem już pracę nad kolejnymi albumami. Mamy już również napisany "Prawie Raj", którego nie zdecydowaliśmy się włączyć do pierwszego wydawnictwa, ale o którym bynajmniej nie zapomnieliśmy. Z pewnością gdzieś się pojawi.

Dziękuję za odpowiedzi i powodzenia!

Dzięki. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz