poniedziałek, 4 maja 2015

Recenzja "Runy"

W kulturze skandynawskiej mianem skjaldmö – w języku staronordyckim skjaldmær, duńskim skjoldmø, a niemieckim Schieldmaid – określano wikińskie wojowniczki, których czynów nordyckie sagi bynajmniej nie przemilczają. I tak chociażby w produkowanym przez kanał History serialu „Wikingowie” jedną z bohaterek jest legendarna Lagertha, bohaterska i zarazem piękna tarczowniczka (w języku angielskim shieldmaiden), żona Ragnara Lodbroka. W naszym komiksie skjaldmö przedstawiono jako „dziewicę z tarczą”, tajemniczą i hardą najemniczkę o imieniu Runa, która pojawia się w Northlandzie w czasie obchodów letniego święta Sumarblöt. W jego trakcie król wikingów północy Gandalf Szalony planuje znaleźć kandydata na męża dla swojej jedynej córki – Aaricii. Już na pierwszy rzut oka zapowiedź fabuły brzmi ciekawie, ale w istocie trzecia część „Młodzieńczych lat” jest moim zdaniem najlepszym dotychczas albumem wchodzącym w skład „Światów Thorgala”.

Nie chcę popadać w huraoptymizm, natomiast w trakcie lektury „Runy” poczułem się znów jak dziecko dostające do ręki kolejny fajny album mojego ulubionego komiksu. Myślę, że w czasie, kiedy seria Van Hamme'a i Rosińskiego cieszyła się w Polsce największym powodzeniem, ten odcinek „Thorgala” – choć nie pisany przez Belga, tylko przez Francuza i nie rysowany przez Polaka, tylko przez Rosjanina – większości czytelników pewnie by się spodobał. Wiadomo, minęło wiele lat, odkąd zeszyty z Orbity podbijały serca młodszych i starszych, ale mamy tutaj do czynienia z tytułem utrzymanym w duchu „Thorgala”, dającym nadzieję, że chociaż ta jedna seria ma szansę spełnić oczekiwania wieloletnich fanów.

Po pierwsze Yann udanie zawiązuje akcję tego odcinka. Nie od dziś wiemy, że Gandalf Szalony nie dopuszczał na myśl wydania córki za bękarta, przybranego syna Leifa Haraldsona, którego miał za nic. Oczywistym zatem wydaje się zatem, że planował dla niej inny los – na czym chciał jeszcze zarobić. Dlatego pomysł z wprowadzeniem na scenę konkurentów starających się o rękę ślicznej wikińskiej księżniczki sam się niejako narzucał jako interesujący punkt wyjścia do wciągającej historii. Jednak fabuła „Runy” wcale nie jest tak prosta, ponieważ w tym równaniu pojawia się kilka dość istotnych zmiennych, począwszy od zdeterminowanego Thorgala, poprzez starego lisa Gandalfa, skończywszy na charyzmatycznej Runie, dość niespodziewanie pojawiającej się w wiosce i mającej duży wpływ na rozwój wydarzeń.

Gandalf to postać, której charakter zostaje umiejętnie wykorzystany przez scenarzystę. Tak oto otrzymujemy kolejny dowód, że przydomek „Szalony” mówi o nim w zasadzie tyle, że ze jest równie niezrównoważony, co po prostu głupi. W jego przypadku słowa Napoleona Bonapartego: „Od wielkości do śmieszności tylko jeden krok” znajdują swoje całkowite odzwierciedlenie. Tym razem Bj
örn pozostaje zupełnie w cieniu ojca, a to akurat szkoda, chociaż on miał więcej do powiedzenia w poprzednich dwóch albumach, gdzie Gandalf był praktycznie nieobecny.

A jak na tle zaistniałych wydarzeń prezentuje się Thorgal? Jeśli spojrzymy na okładkę albumu, którą tradycyjnie stworzył Grzegorz Rosiński, może nam się wydawać – słusznie zresztą – że nasz bohater jest jeszcze szczawikiem. Nic bardziej mylnego. Atletyczna budowa ciała młodzieńca, którą dane nam będzie zobaczyć w pełnej okazałości już na pierwszej planszy rozmywa te wyobrażenia. Thorgal jest tutaj chłopakiem, który zdecydowanie zmężniał, wydoroślał i jest gotów opuścić wioskę, w której się wychował. Oczywiście nie sam. Nie trudno się zatem domyślać, że jest również gotów bronić tej, którą kocha. Niestety będzie miał ku temu sposobność.

Przedstawiona w komiksie Aaricia jest bardzo dziewczęca, co podkreślone zostało między innymi w otwierającej scenie, w której chwali się Thorgalowi z sukienki jaką dostała od ojca. Miewa również dziewczęce humory, ale przede wszystkim okazuje swoje głębokie uczucie do Thorgala, którego chce poślubić – nie w głowie jej jacyś zalotnicy. Yannowi udało się rozpisać pełną uczucia sekwencję rozmowy dwójki zakochanych w miejscu, w którym zaczyna się akcja „Zdradzonej czarodziejki” i w tej scenie dobrze pracują nie tylko same dialogi. Oprócz postaci swoją rolę odgrywa drugi plan, w tym wypadku para mew. Tego typu smaczki mają duże znaczenie w budowaniu nastroju i omawiana sytuacja jest tego dowodem.

Yann wprowadza też do fabuły kilka nowych, całkiem interesujących postaci. Każda z nich ma potencjał na wniesienie odrobiny świeżości do świata przedstawionego. I nie są to postaci papierowe. Oprócz wspomnianej wcześniej Runy, w komiksie pojawiają się mężny lecz pyszałkowaty Sigurd Danysön oraz gamoniowaty lecz prawy Nigürd Holgersön przezywany Ratatösk, którego imię jest oczywistym nawiązaniem do imienia Nilsa Holgerssona, popularnej postaci z książki Selmy Lagerlöf pod tytułem „Cudowna podróż”.

Podoba mi się podtrzymanie status quo Hierulfa Myśliciela, człowieka oświeconego, może nawet nie do końca pasującego do raczej surowej rzeczywistości Northlandu i prymitywnych mieszkańców wioski, na czele z królem wikingów północy. Dzięki niemu scenarzysta zawsze może pozwolić sobie na cierpki komentarz do zaistniałych wydarzeń. Choć Hierulf jest postacią epizodyczną, jego duch jest obecny w każdej kolejnej odsłonie „Młodzieńczych lat” i bardzo to sobie cenię.

Moim zdaniem dużym plusem albumu jest brak obecności bogów z Asgardu i jakichkolwiek elementów nadprzyrodzonych. Tym razem przeciwności stojące przed Thorgalem to ludzie, przeciwnicy z krwi i kości. Podobnie jednym z lepszych zagrań scenarzysty jest wprowadzenie pojedynku szachowego jako konkurencji ciekawszej i bardziej oryginalnej niż chociażby walka na miecze czy zapasy. Przecież Ivaldir przegrał swoje imię z wężem Nidhoggiem w partii warcabów. Nie potrzebny był do tego rozlew krwi, co z pozoru niewinna gra. Brawo!

Tym razem Yann nie tylko stara się jak najlepiej trzymać realiów wypracowanych przez Van Hamme'a, ale jednocześnie fajnie je wzbogaca, przy czym też za bardzo nie kombinuje, aby nie sprokurować jakiegoś paradoksu. Spodobało mi się między innymi, że pokazuje, jak młodzieniec trenuje walkę mieczem. Niby szczegół, ale udanie uzupełniający pewną lukę w przeszłości naszego bohatera. W tym kontekście wprowadzony w słuchowisku studia Sound Tropez motyw szkolenia Thorgala przez Hierulfa wydaje się tym bardziej chybiony, teraz wręcz stojący w kontradykcji do komiksu. Francuz niepotrzebnie tylko powtarza się nazywając Thorgala „synem gwiazd”, ponieważ chłopak nie powinien zdawać sobie sprawy ze swojego pochodzenia, co w dodatku pozbawiałoby to komiks niepotrzebnej miejscami patetyczności.

Wreszcie kreska Romana Surżenki dostarcza takich wrażeń estetycznych, jakich oczekuję po następcy Grzegorza Rosińskiego. Kilka kadrów z komiksu na dłużej zapadło mi w pamięć. Muskularny Thorgal, śliczna Aaricia, dumny lecz Gandalf, mądry Hierulf, chłodna Runa, pocieszny Nig
ürd, pyszałkowaty Sigurd. Wszystkie te postaci mają dobrze zarysowane cechy charakteru i jest tak nie tylko dzięki scenarzyście. Duża w tym zasługa rosyjskiego rysownika, który nawet Furalowi potrafi nadać odpowiednio dziką naturę, portretując go jako zwierzę nie tylko nieujarzmione, ale również dumne i inteligentne. Ponadto stwierdzam, że Surżenko zaczyna coraz bardziej wypracowywać sobie warsztat kolorysty – tła często rysuje na osobnej warstwie, pozbawione konturu, stworzone jako imitacja delikatnych pociągnięć pędzelka. Chociaż wciąż zdarzają mu się pojedyncze kiksy (na przykład nienaturalna poza Thorgala spadającego z konia na planszy 13), to jednak trudno mi wyobrazić sobie innego rysownika na jego miejscu. Zupełnie mnie zatem nie dziwi obsadzenie go w tandemie, który będzie kontynuował serię „Kriss de Valnor”. Powodzenia, Roman!

Słowem podsumowania, trzeci album „Młodzieńczych lat” to przygodowy komiks z Thorgalem w roli głównej, na jaki czekałem. Jeśli „Światy Thorgala” mają przyszłość, to z tego typu odcinkami właśnie. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, mając nadzieję, że może być przecież jeszcze lepiej. Wydane w tym roku dwa albumy napisane przez Yanna – „Skald” z serii „Louve” i omawiana „Runa” – dzieli pewnego rodzaju przepaść. Umieściłbym je po przeciwnych stronach osi oznaczającej scenariusz utrzymany w klimacie oryginalnej serii. Jeśli jeszcze się wahacie, polecam!

"Młodzieńcze lata" album 3: "Runa"
Tytuł oryginalny: Runa
Scenariusz: Yann
Rysunek: Roman Surżenko
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data publikacji: 05.2015
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba stron: 48
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa: miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł
Komiks można kupić w:

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się z recenzją. To zwyczajnie świetny album. No i tutaj też znalazły się pewne smaczki scenarzysty. Miecz Tyrfing wykuty przez krasnoludy Dwalina i Durina?... ;-) Po moją recenzję zapraszam na skrzydlagryfow.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sobie wyobrażam innego rysownika. Krzysztofa Wyrzykowskiego. Moim zdaniem jeszcze klasę lepszy od Surżenki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry komiks, ciekawy scenariusz jak zawsze świetne rysunki i chyba najlepsza okładka ze wszystkich Thorgali. Wcześniej Crow i Skald teraz Runa ratują moim zdaniem Świat Thorgala po tak słabych ostatnich 2 albumach Kriss i Kah-Anielu. Miejmy nadzieję że Młodość Thorgala nie zostanie zakończena w 2017 roku na 5 albumie bo ta seria ma największy potencjał. Czekam na Jorunda,Baaldów,może jakiś one-shot z Gandalfem i Slivią! Surżenko świetny ciekawe jak narysuje Kriss?

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny komiks. Po raz kolejny młodość Thorgala (i jeszcze Louve) ratuje całą serię. Szkoda, że to nie Yann nie został nowym scenarzystą Kriss i Thorgala...

    OdpowiedzUsuń