Jak dotychczas
żadna z trzydziestu czterech okładek "Thorgala", ani
jedenastu okładek trzech serii wchodzących w skład "Światów
Thorgala", nie przedstawiała przemocy w sposób tak dosłowny,
jak czyni to okładka piątego albumu serii "Louve". Oto
uzbrojona w łuk dziewczynka trafia strzałą atakującego ją wilka.
Czy jest to uzasadnione? Bynajmniej. Tym bardziej, że komiks wcale
nie epatuje przemocą, choć na planszach dochodzi do zaciętej
konfrontacji pomiędzy zmienioną w drapieżną kobietę wilczycą
Raissą a bystrą córką Thorgala. Prawdę powiedziawszy
zdecydowanie bardziej brutalna była "Crow".
Scenariusz "Skalda" opiera się w zasadzie na motywie pościgu, w którym silniejszy ściga słabszego. Ten słabszy wcale nie jest jednak z góry skazany na porażkę. Sam pościg cechuje wiele mniej lub bardziej pomysłowych zwrotów wartko prowadzonej akcji, toteż komiks czyta się dość szybko i trudno zarzucić mu nudę, natomiast fabuła jest zdecydowanie mniej gęsta niż w albumie poprzednim. Wpływ na dynamikę komiksu ma duża liczba niemych kadrów. Wszystkich jest 372, z czego aż 100 jest pozbawionych dźwięku (nie wliczając kadrów opatrzonych jedynie w onomatopeje). W przypadku "Crow" na 326 kadrów tylko 40 było niemych. Ta dysproporcja jednoznacznie wskazuje, że w pierwszym albumie drugiego cyklu przygód Louve scenarzysta miał więcej do powiedzenia, w drugim zaś pozwala sobie na rozwiązanie pewnych kwestii bez użycia słów.
Scenariusz "Skalda" opiera się w zasadzie na motywie pościgu, w którym silniejszy ściga słabszego. Ten słabszy wcale nie jest jednak z góry skazany na porażkę. Sam pościg cechuje wiele mniej lub bardziej pomysłowych zwrotów wartko prowadzonej akcji, toteż komiks czyta się dość szybko i trudno zarzucić mu nudę, natomiast fabuła jest zdecydowanie mniej gęsta niż w albumie poprzednim. Wpływ na dynamikę komiksu ma duża liczba niemych kadrów. Wszystkich jest 372, z czego aż 100 jest pozbawionych dźwięku (nie wliczając kadrów opatrzonych jedynie w onomatopeje). W przypadku "Crow" na 326 kadrów tylko 40 było niemych. Ta dysproporcja jednoznacznie wskazuje, że w pierwszym albumie drugiego cyklu przygód Louve scenarzysta miał więcej do powiedzenia, w drugim zaś pozwala sobie na rozwiązanie pewnych kwestii bez użycia słów.
W świetle
zaistniałych wydarzeń w oczy rzuca się naiwność cechująca chyba
wszystkie najważniejsze postaci. Bo tak naprawdę naiwna jest
zarówno znajdująca się na postronku Raissa, jak i zagubiona Louve.
Naiwny jest też tytułowy Skald – postać intrygująca i moim
zdaniem najciekawsza ze wszystkich wprowadzonych do serii przez
francuskiego scenarzystę. Tylko że on jest naiwny w trochę inny
sposób. Wydaje się to być wpisane w jego naturę, definiuje go
jako osobę, tymczasem natura pozostałych postaci zdawałaby się
być zupełnie inna.
O ile główny
wątek jest związany z Raissą i Louve, poboczny skupia się na
Aaricii (postaci szczególnie naiwnej), która w towarzystwie
Lundgena odpływa z rodzinnej wioski. Niegdyś taka decyzja przyszła
jej z bólem serca, choć Northland opuszczała wraz z ukochanym
Thorgalem. Dziś, przygnębiona utratą bliskich, decyduje się na
ten bezsensowny krok zdecydowanie zbyt łatwo. Podejrzewam, że gdyby
miała przy sobie serdeczną przyjaciółkę, być może postąpiłaby
inaczej. Ale bogowie z Asgardu sami raczą wiedzieć, czemu Solveig
gdzieś zaginęła. Yann tak jakby zupełnie zapomniał o tej
bohaterce. Bohaterce, która przecież miała duże znaczenie w życiu
córki Gandalfa Szalonego.
Yann jest
wprawnym scenarzystą. Wiadomo to nie od dziś. Potrafi zbudować
spójną narrację i dynamicznie pchnąć naprzód fabułę. Pod tym
względem nie sposób odmówić mu warsztatu. Szkoda tylko, że robi
to bardziej w stylu telewizyjnego serialu niż komiksowej serii, w
której każdy kolejny album może stanowić odrębną całość –
a tak właśnie było w przypadku scenariuszy pisanych przez Jeana
Van Hamme'a. Yann pracuje w zupełnie inny sposób. W pisanych przez
niego komiksach sporo się dzieje, ale wszystkie albumy przepełnione
są scenami, o których Van Hamme chyba nawet by nie pomyślał i po
prostu skupił się na najistotniejszych wydarzeniach. Tym samym to,
co Francuz rozwlecze w swoim stylu na dwa odcinki, Belg
prawdopodobnie zawarłby w jednym, bardziej szanując każdą planszę
i każdy kadr.
Na pewno daje to
większe pole do popisu dla Romana Surżenki. Rosjanin siłą rzeczy
musi narysować więcej obrazków, a że robi to dobrze i w niebywale
szybkim tempie, żadnemu z rysowanych przez niego tytułów nie grozi
opóźnienie. Komiksowi zdecydowanie służy też to, że rosyjski
rysownik sam nakłada kolory na plansze. Miejscami malowane przez
niego tła są bardzo dopracowane i wprowadzają odpowiedni nastrój
– mam szczególnie na myśli sceny w leśnych ostępach. Po prostu
widać, że przykłada się do każdego rysunku. Dlatego niewątpliwie
jest godnym następcą Grzegorza Rosińskiego i po rezygnacji Giulio
de Vity z kontynuowania pracy nad serią "Kriss de Valnor"
jedynym. Przed tym, kto zastąpi Włocha stoi wyzwanie, na którego
ocenę będzie trzeba jeszcze poczekać. Czasami tylko żałuję, że
rysunków Surżenki nie można będzie obejrzeć „na żywo” –
powstają na komputerze.
Wracając jeszcze
do kwestii fabularnej, scenariusze Francuza można powoli traktować
jako kopalnię zakamuflowanych terminów i pojęć, bądź nazwisk, z
którymi czytelnik mógł się zetknąć w zupełnie innych
okolicznościach. Tym razem na jego względy mogą liczyć filmowy
scenarzysta i reżyser Luc Besson oraz czterej przedstawiciele świata
nauki: Francis Crick i James Watson, Alan Turing, a także Stephen
Hawking. Z jednej strony widać, że Yann doskonale się bawi, z
drugiej zaś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie jest to
najlepsze miejsce na tego typu zabawy. Najwyraźniej świat mocno
prze ku postmodernistycznym rozwiązaniom i ciężko chronić przed
nimi nawet "Thorgala".
Jest jeszcze coś, co z uporem maniaka realizuje Francuz. To sprawianie, że ktoś wskakuje komuś do łóżka. Nie chciałbym się nad tym specjalnie rozwodzić, bo jest to rzecz, która razi mnie nie po raz pierwszy, ale wciąż wydaje mi się, że wszystko wynika z błędnej interpretacji mechanizmów rządzących "Thorgalem". Poza tym, o ile ciekawiej bywa zostawić coś w niedopowiedzeniu... Przez lata wychodziło to nad wyraz dobrze i naprawdę nie widzę potrzeby, by to zmieniać.
Na koniec pozostaje jeszcze istotna kwestia, która zostaje jedynie zasygnalizowana na ostatnich planszach "Skalda" i której omówić w tym miejscu nie mogę, by nie popsuć nikomu przyjemności czytania komiksu. Otóż Yann pozytywnie zaskoczył mnie pomysłem na wprowadzenie czegoś nowego do znanego świata. Sądzę, że może z tego wyniknąć coś nie tylko interesującego, co wnoszącego znaczny powiew świeżości. Z drugiej zaś strony rzuca się w oczy, że Yann zwyczajnie nie ma większego szacunku do postaci wykreowanych przez Jeana Van Hamme'a, a w dodatku potrafi po swojemu reinterpretować niektóre wydarzenia mające miejsce w przeszłości! Co mam na myśli? Przekonajcie się sami zaglądając do piątej odsłony przygód Louve. Jak stwierdziłem, komiks jest sprawnie napisany i całkiem nieźle się go czyta, ale niestety znów mam zastrzeżenia dotyczące fundamentalnych wartości, jakie przez lata niosła główna seria. Nie lubię też, kiedy ktoś zmienia charakter znanych i lubianych bohaterów...
"Louve" album 5: "Skald"
Tytuł oryginalny: Skald
Scenariusz: Yann
Rysunek: Roman Surżenko
Rysunek: Roman Surżenko
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data publikacji: 03.2015
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba stron: 48
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa: miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł
Cena: 22,99 zł/29,99 zł
Komiks można kupić w:
No to ciekawe... ja przeczytam w czwartek.
OdpowiedzUsuńA co rozumieć przez stwierdzenie że rysunki Surżenki powstają na komputerze? Znaczy się rysunki czy kolory?... ;-)
Wszystko, pracuje na tablecie.
UsuńNo to cwaniak z niego! ;-)
UsuńSurżenko nie jest tak odważny jak Rosiński z Kriss w 19-NF.
OdpowiedzUsuńRozrzedzenie gęstości fabuły tłumaczę siłą odgórną. Serie poboczne wychodzą raz na rok, główny Thorgal raz na dwa. Ponieważ w głównym Thorgalu mało się dzieje, więc siłą rzeczy w pobocznych seriach siłą rzeczy musi też się dziać niewiele, żeby połączenie kiedyś tam miało ręce i nogi.
OdpowiedzUsuńNajbardziej mnie jak na razie w scenariuszach Yanna wkurzała zdrada Aarici w momencie gdy nie wie co dzieję się z Louve,czyli całkowicie inny charakter postaci oraz odnośniki do osób z "naszych czasów". Same historie są dla mnie ciekawe,osadzone w bogatej mitologii germanskiej. Tom 4 i 5 Louve dla mnie bardzo udane,nawet nie razi zachowanie Vigrida...zapowiada się ciekawa historia z ciemnymi elfami
OdpowiedzUsuń