poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Recenzja "Aniela"

W wywiadzie udzielonym francuskiemu magazynowi „L'Immanquable” (nr 94), Yann powiedział, że „Thorgal” stanowi cześć jego DNA od czasu jego ukazania się w 1977 roku. Ja w to nie wierzę.









"Thorgal" album 36: "Aniel"  
Tytuł oryginalny: Aniel
Scenariusz: Yann
Rysunek: Grzegorz Rosiński 
Tłumaczenie: Wojtek Birek 
Wydawnictwo: Egmont Polska 
Data publikacji: 11.2018 
Wydawca oryginału: Le Lombard 
Liczba stron: 48 
Format: 21,5 x 28,5 cm 
Papier: kredowy 
Druk: kolor 
Oprawa: miękka/twarda 
Cena: 22,99 zł/29,99 zł

23 komentarze:

  1. Obiecaj recenzję jak dojdziesz do siebie po przeczytaniu. Napisz po 4 miesiącach recenzję bez recenzji jako żart primaaprilisowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem gotów przeprosić za moje marne poczucie humoru. Naprawdę.

      Usuń
    2. Humor jak humor, ja się nabrałem, i nie mam tego za złe :).

      Ale naprawdę: chyba większość czytelników tego bloga cały czas jeszcze liczy na zaległe recenzje.

      Usuń
    3. Panie Jakubie, dobra recenzja. Można było też zostawić samą okładkę, cały album jest żartem. :)

      Usuń
  2. Dobre.
    Dla mnie wystarczająca recenzja.
    I czas zaoszczędziłem. Po co czytać jakieś elaboraty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic przeciw elaboratom jeśli dotyczą mojej ulubionej serii komiksowej. Mogę porównać moje odczucia i spostrzeżenia z cudzymi.

      Usuń
  3. Andrzej Ochal
    Może i Thorgal jest jego częścią DNA ale ostatnie jego scenariusze sięgnęły dawno DNA...😢

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kontynuując ten tok rozumowania, można by powiedzieć że mówiąc iż Thorgal jest częścią jego DNA, Yann miał właśnie na myśli że Thorgal jest częścią jego dna, czyli że ma go w... ;)

      Ale poważnie, wydaje mi się że Yann nie zasłużył na tak ostrą krytykę. Przejął pisanie scenariuszy w bardzo kiepskiej sytuacji, gdzie główny nacisk był na to żeby szybko "zresetować" serię. Ten reset nie wyszedł mu dobrze, ale, jakkolwiek by nie krytykować samego albumu, to jeszcze nie wystarcza żeby jednoznacznie ocenić Yanna jako takiego. Ja w każdym razie chętnie zobaczę co Yann wymyśli w albumie w którym nie będzie już "sprzątał" po poprzednikach.

      Usuń
    2. Naprawdę? Serio, zazdroszczę optymizmu. ;)

      (Przepraszam za ton tego posta, nie chce nikogo urazić, mam takie poczucie humoru... a poza tym jest mi niezmiernie przykro, że zamordowano tę serie i zmieniono ja na nie wiem co...).

      Proszę, przeanalizuj sobie AUTORSKI, od początku do końca wymyślony przez Yanna, koncept Louve.
      Przefiltrujmy to:
      1. Baba tęskni za ukochanym mężem.
      2. Baba martwi się o dziecko, które zaginęło w lesie.
      3. Baba (wciąż uważamy ją za zdrową psychicznie) dowiaduje się o śmierci ukochanego męża.
      4. Monologując do ukochanego olewa dziecko i chce się zabić.
      5. Ukoronowaniem żałoby i wyrazem troski o latorośl jest seks z gofrem, którego nawet chyba nie lubiła.
      6. Baba dowiaduje się, że dziecko żyje (i mąż też), więc się cieszy.
      7. W następnym albumie baba martwi się, że mąż chyba nie żyje i zwierza się z tego gofrowi...

      Nie mogę dalej. Yann potraktował nas jak stado baranów, które łyknie sztampowy wypełniacz o idiotce, która dała się omotać jakiemuś obwiesiowi i po tym, jak oberwała w ryj, otworzyły jej się oczy i go zostawiła. Tak było! I w dodatku zrobił to tak nieudolnie, że w czasie czytania o mało nie dostałam wstrząsu mózgu od walenia głową o blat stołu!
      To jest gość, który niczym saper, rozładuje najbardziej dramatyczną sytuację żartem o konsystencji piasku na Saharze, po którym zostaje niepewność, czy należy zadzwonić do psychiatry dla siebie, czy dla bohaterów. To jest gość, który otwiera album mający zakończyć wiele wątków (tak mało miejsca, tak dużo do wyjaśnienia) scenką o łowieniu ryb! Kilka stron o tym, jak se Thorgal z goframi zdobywa pożywienie (nie wiem, Rosiński może chciał wodę namalować i poprosił).
      To jest ziomek, który pisze dialogi na poziomie Trudnych spraw... Nie, gorzej, bo tamte mają sens a ci pitolą bez ładu i składu kłócąc się o rzeczy, które nie miały nawet miejsca - "Thorgalu, zostawiłeś Aniela! Kij że nie wiedziałeś o jego istnieniu, ale trzeba jakiejś dramy, bo tak głupio z pustymi dymkami stać nad wieczernicą (to, że zostawiłeś wcześniej pozostałe dzieciaki to omówiliśmy lata temu w Klatce)".
      (I ta Kriss, która wchodzi do wioski Wikingów jak gubernator na komisariat w pierwszym Terminatorze - chyba ich jakoś po cichu wybiła, z tłumikiem, bo ludzi tam njet).

      (To jest typ, który dochodzi do wniosku, ze fajnie będzie jak tatuś da córeczce pamiątkę po pierwszym seksie! bo nie dało się jakoś inaczej podrzucić małej artefaktu? Nie wiem, myszkowała koło starej chatki Thorgala, COKOLWIEK!).

      Nawet jeśli spojrzymy na jego autorskie pomysły... Są nudne, nieprzemyślane, niedopracowane, pełne luk i plot twistów w postaci niespodziewanego seksu a liczne absurdy i wpadki psują nawet to, co mu w miarę się udało.

      Na początku dawałam Yannowi olbrzymi kredyt zaufania. Po Królestwie chaosu miałam jeszcze nadzieję... Teraz myślę, ze do poważnej serii zatrudniono gościa, który ma poczucie humoru Benny'ego Hilla, umiejętności budowania dramtu Tommy'ego Wiseau (Matka: mam raka piersi, wkrótce umrę. Córka: spokojnie mamo, będzie dobrze. Matka: blebleble o pierdołach) i ego większe niż K2. Nie wiem kto go tak lubi w wydawnictwie. Hajsik się zgadza, ludność kupuje, optymiści wciąż wierzą a Thorgal gnije sobie dwa metry pod ziemią, niepokojony co jakiś czas przez nekromantów, którzy przywołują go do życia... Coraz zieleńszego na resztkach tkanki miękkiej.

      Usuń
    3. Dodam jeszcze, że po pierwsze ja lubię jakoś tam Benny Hilla. Yann niestety trąca trochę takim właśnie rubasznym żartem, którym nie za bardzo potrafi operować w tego typu konwencji. Po prostu jej chyba nie czuje i miota się sam do końca nie wiedząc, co chce tworzyć - czy dramat na poważnie, czy efekciarskie ale pozbawione jakiejkolwiek podbudowy psychologicznej konstrukcje fabularne (żeby coś było), czy może lekką komedyjkę o gołych babach. I zachowuje się przy tym jak podpity, sypiący sucharami na stypie, jowialny wujaszek.
      Pomijając wątek Aa w Louve spójrzmy na historię dziewczynki: jej rozdwojenie jaźni jest w mojej ocenie kompletnym niewypałem, charakter Louve nie zmienił się za bardzo a jej dzikie oblicze gdzieś sobie zniknęło ujrzeli nawet wróci, prawdopodobnie nie będziemy widzieli jak i dlaczego.
      Dalej mamy przecież młodzieńcze lata i oprócz tej akcji ze Skaldem tam się właściwie niewiele dzieje. No i sam Skald... jego istnienie jest lepiej umotywowane niż romans dorosłej Aaricii ale znowu pomysł dość leniwie niedopracowany. Jak to się stało, ze żyjąca tak blisko wioski ruda dziewczyna nigdy nie spotkała kolejny raz Thorgala? To musiało być blisko sądząc po zasięgach wędrówek jej małego synka. No i Hierulf Mściciel, z którego zrobił jakąś słabą kukiełkę...
      Yann metodycznie dekonstruuje znane nam postacie raczej nie oferując nic w zamian. Po co był romans Aa, tak przecież ważny, bo rozsadzający cały charakter bohaterki, jak nie tylko tanim zabiegiem fabularnym, mającym zapchać sytuacje w chatce, gdy mała będzie biegać za wilkami? Po co był pocałunek małej Solveig, która nigdy potem nie wykazała się taks nielojalnością wobec przyjaciółki i to jeszcze w momencie, w którym ta zaginęła? Dla małego wypełniaczka (ach, te nastolatki!) trzeba było rozsadzić grozę sytuacji (Th rzucający się potem dumnie na łóżko, jak one za mną szaleją, zachował się jak szczeniak z komedii amerykańskiej a nie ten odpowiedzialny, zaradny i empatyczny dzieciak z GDz czy Aa) i poważnie zarysować charakter innej postaci.
      Ysnn jest w swoich pracach bezczelny i chyba zupełnie nie przyjmuje krytyki. Dziwne ze taką fuszerkę odwala zawodowiec.

      Usuń
    4. Ukyojin - ach, przepraszam najmocniej! Ponieważ była mowa o albumie #36, coś mi się pomieszało i zupełnie zapomniałem że Yann pisał również albumy spin-offowe. Być może dlatego że o przeważającej części spin-offów staram się zapomnieć ;).

      Jeśli więc chodzi o Yanna, to nie, to zero optymizmu, a to co wyraziłem wcześniej wynikało z dziury w pamięci. O ile niektóre (niektóre) albumy z "Młodzieńczych lat" są w porządku, o tyle Louve to była katastrofa totalna.

      Usuń
    5. Her

      Jestem w Polsce do 4 czerwca. Idziemy na piwo Ukyojin

      Usuń
  4. Rosiński był wypalony. To główny powód. Ktoś wspominał, że problemem było narysowanie zamiast niestandardowych 48 plansz tylko 56 do scenariusza Dorisona. Piotr Rosiński jęczał, że kilka, kilkanaście plansz więcej to dodatkowe miesiące pracy.
    A teraz przypomnijmy sobie, że młody GR potrafił przez noc narysować próbną planszę do komiksu na podst. Danikena, czy też dla innego francuskiego wydawnictwa, że tłukł po 2, 3 albumy rocznie.
    Wypalenie.
    Jeśli jest świetny scenariusz to trzeba narysować te kilka plansz więcej aby narracja miała ręce i nogi. To tak jak z montażem w filmie. S. Leone robił długie,epickie sceny a teraz kręcą jakąś sieczkę-teledysk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie poznamy pomysłu Dorisona na ten album....

      Usuń
    2. A ja tego nie rozumiem. :(

      Usuń
    3. A może nie wypalenie, tylko po prostu wiek? Rosiński i tak fantastycznie się trzyma, w jego wieku większość ludzi już nie jest w stanie w ogóle pracować zawodowo, a on wciąż to robi i to na poziomie. Naturalne, że pracuje trochę wolniej.

      Usuń
  5. A ja mu wierzę... Sądząc po jego pomysłach na wprowadzenie golizny i seksu sporo DNA na tych starych komiksach zostało. :D:D:D
    (To jednak zboczuszek, ten Yann, się ubawiłam!).



    Bo chyba więcej z tego nie zrozumiał.


    Smutek jednak. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do 4czerwca��Potem wracam za wielka wide.Choc na piwo Ukyojin!!!

      Usuń
  6. Jakubie, dziękuję za zaleglą recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Krytyka zasłużona.Z drobnymi wyjątkami seria padła całkowicie.Zero dawnej magii.I najgorsze jest właśnie to że twórcy nie słyszą tej krytyki. Założę się również że film, który powstanie również skupi się na tej gorszej części Thorgala czyli na bajkowych wypełniaczach typu kwatera Odyna itd.
    Jak można było robiąc tyle pobocznych albumów nie wykorzystać potencjału najlepszych historii jak Władca Gór czy seria Kraina QA. Jak byłem małolatem to czytałem każdego thorgala po pięćdziesiąt czy sto razy. Ciągle chciało się to czytać bo tak idealnie współgrały scenariusze Van Hamme'a z perfekcyjnymi rysunkami Rosińskiego.No cóż, może rzeczywiście coś się wyprostuje w tej serii.Pozostaje mieć nadzieję:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ręce opadają do samej dupy !!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Rosinski, prosze, rezygnuj z serii, ustąpi miejsca młodemu surzhenko.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie trzeba od razu tak ostro. Dla niektórych seria skończyła się na "Strażniczce kluczy". Także ja doczytałem do tego albumu jako nastolatek a potem wiele lat przerwy. Był inny jakiś gorszy niż cała reszta, rozsypywał się. Potem między 18 a 29 albumem było tak sobie, a przecież to był duet Rosiński -Van Hamme. Dopiero zmiana scenarzysty na Sante uratowała tę serię, jak dla mnie przynajmniej. Oczywiście że są niespójności w hostorii, co należy wiązać ze zmianami scenarzystów ale są też zagrywki genialne jak postać Skalda. A zdrada Aarrici? Thorgalowi też się przytrafiło, czyli są kwita. Życie. Seria i bohaterowie trochę dojrzeli. Jak dla mnie serie poboczne są rewalacyjne, czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń