Organizatorzy 22. Międzynarodowego Festiwalu Fantastyki w Nidzicy, gdzie miała miejsce wystawa prac Grzegorza Rosińskiego oraz rekwizytów do filmu "Władczyni lasów", przygotowali folder (widoczny na zdjęciu obok i na samym dole), w którym oprócz grafik znalazł się wywiad z polskim artystą. Wywiad ten można przeczytać również na Thorgalverse.
Mija prawie 40 lat, odkąd zaczął
Pan tworzyć "Thorgala”. Co się zmieniło przez te lata?
Kiedyś to była robota na przekór
wszystkim, na przekór całemu światu. Zresztą komiksy zacząłem
robić dlatego, bo ich nie było, więc żeby je oglądać, musiałem
je sobie sam narysować i napisać. W tamtym czasie nie było też
żadnego grafika, który by sobie tak bezczelnie wyjechał na Zachód.
No, nie wyjechałem tak od razu.
Najpierw tak sobie jeździłem z doskoku, przyglądałem się,
próbowałem swoich sił. Chciałem zobaczyć, jak wygląda praca w
prawdziwym wydawnictwie komiksowym. Robiłem to trochę na przekór
logice. Nasz kraj nie był przystosowany do takiego faceta. Jak
zacząłem zarabiać tam pierwsze grosze, to nawet nie bardzo
wiedzieli, jak ode mnie podatek ściągać. Ja sam chodziłem za tym,
a oni mówili: "Panie Rosiński, my nie wiemy, jak to rozliczyć.
Nie mamy takiej ustawy."
"Thorgal" też powstał przez
przekorę. To była jedyna możliwość na regularną, permanentną
współpracę, ponieważ nie było tam ani polityki, ani seksu, ani
żadnych słusznych spraw. Na Zachodzie nikt nie chciał, żebym
zajmował się słusznymi sprawami, dlatego z ulgą tam wyjechałem.
Na przestrzeni lat "Thorgal" się
zmienił...
Oczywiście, "Thorgal" ciągle
ewoluuje. Nie wiem, w którą stronę, ale nie jest lepszy ani
gorszy, tylko wciąż inny. Tak jak ja się ciągle zmieniam. Zawsze
szukałem czegoś, czego jeszcze nie robiłem. Mam tu na myśli różne
techniki i próby podejścia do opowiadania historii. Nie moich
zresztą, tyko cudzych. Zawsze miałem się za ilustratora, żadnego
tam designera, ani malarza, ani komiksiarza. Komiks stał się dla
mnie taką niwą, na której mogłem rozwijać się jako ilustrator,
tylko trochę inaczej. Najważniejsze w ilustracji jest indywidualne
podchodzenie do każdego tekstu literackiego. Taka usłużność
wobec tego tekstu. Na pewno są pisarze, którzy sami mogą
zilustrować własną książkę. W czasach,
w jakich żyjemy, można jakimiś tam gryzmołami wyrazić swoją
wizję świata. Nasza ilustracja w zasadzie już wymarła. Mówię to
jako uczeń Szancera i Stannego, przedstawiciel złotych lat polskiej
ilustracji. Cechowały je fantastyczne szaleństwo, poszukiwanie
materiału, sposobu wyrazu. Ta świeżość polskiej ilustracji
zginęła. Jakieś pokolenie się zatraciło i teraz trudno do tego
wrócić.
Robiąc komiksy znalazłem się w
bardzo trudnej sytuacji, ponieważ trafiłem do świata, w którym
nie wolno się zmieniać. A ja znów przez przekorę byłem jedyny,
który robił inaczej. Wśród moich kolegów nie widzę nikogo, kto
by się zmieniał tak często i tak radykalnie. Oni mogli sobie robić
w tym samym czasie realistyczny komiks i śmieszny komiks. Ale
śmieszny był zawsze taki sam, tak samo śmieszny, a realistyczny
tak samo realistyczny. I używali do tego środków, jakie sobie
wypracowali.
Dlatego wielu czytelników
wstrzymało oddech, kiedy zaczął pan malować "Thorgala"...
Ja uważałem,
że to jest dużo lepsze, ponieważ zmieniłem format plansz,
wprowadziłem różne nowe materiały. Takim laboratorium poszukiwań
był chociażby "Szninkiel". Trzeba by to było dobrze
przeanalizować w dużych formatach, żeby zobaczyć, jak próbowałem
tam wprowadzać różne nowości wywodzące się właśnie ze szkoły
ilustracji. Ale jak chciałem wprowadzić coś nowego do "Thorgala",
to podniósł się wielki lament czytelniczy od razu, że to gorsze,
że Rosińskiemu już się nie chce, a najlepsza to była "Zdradzona czarodziejka". Kurczę. Taki malarz ma inną
motywację, bo on maluje dla siebie. Do galerii. Nie liczy się z
publicznością, która jest milionowa, a każdy ma inne zdanie. My
się przejmujemy tylko negatywnymi opiniami.
Czy pracując nad nowym albumem "Thorgala" również wprowadza Pan do swojego warsztatu jakieś
nowe techniki?
Ciągle wprowadzam coś nowego. Gdybym
nie mógł tego robić, to bym zasnął. Tak by się to skończyło.
Ja wciąż szukam. Najlepiej jest, jak sobie kupisz nowe akwarelki...
Nową zabawkę...
Właśnie. Nowe ołówki, nowe
kredki... To jest fascynujące, bo wtedy ujawnia się taka dynamika,
następuje eksplozja, pojawia chęć, w artyście odżywa dziecko.
Jak artysta nie ma w sobie dziecka – takiego, które buduje sobie
zamki w piaskownicy albo ustawia żołnierzyki i strzela do nich z
wiatrówki i zapomina o całym świecie – nie może tworzyć czegoś
nowego. Kupowanie nowych piórek – patrzenie, jakie się najlepiej
nada i co można wyciągnąć z każdego narzędzia – to świetna
zabawa. Fantastyczna przygoda.
Jak się całe życie przeżyło z
obrazem i przestaje on mieć jakieś tajemnice, to artysty już nie
fascynuje, co narysować, co namalować. Kiedy idę na wystawę, nie
obchodzi mnie, co jest na obrazie. Ja patrzę, jak to jest zrobione,
jakimi narzędziami. Dlatego wszystkie alarmy dzwonią, bo muszę się
temu przyjrzeć z bliska. My nie jesteśmy odbiorcami, jesteśmy
wykonawcami obrazków dla innych.
Obecnie dużą
popularnością cieszą się seriale osadzone w klimatach znanych z "Thorgala". Mam na myśli "Grę o Tron" i "Wikingów". To
chyba dobry moment na serial oparty na "Thorgalu".
"Thorgal" to znakomity
temat na serial. Ale od 30 lat ciągle ktoś kupuje prawa do
ekranizacji, nic nie robi, potem ktoś inny je bierze, nic nie robi i
tak w kółko. Ciągle ktoś prosi o udostępnienie praw. Proszę
bardzo, ale niech to będzie ktoś solidny. Sama ochota to za mało.
Studia najpierw kupują prawa, a potem będą kombinować pieniądze
na to. To nie tak... Kiedyś jedna firma kupiła prawa do animacji, a
potem ja musiałem uczyć ich rysować. To jacyś amatorzy byli i
oczywiście wszystko się rozsypało.
Jeśli chodzi o "Wikingów", rok temu zrobiłem plakat, który przedstawia
Thorgala i Ragnara. To zabawne, bo na początku Thorgal miał się
nazywać Ragnar. Potem zostało to zmienione, ale w pierwszej wersji
plansz w dymkach pojawiało się właśnie imię Ragnar. Grafiki nie
zrobiłem na komputerze, chociaż bardzo łatwo byłoby zrobić
zdjęcie, a potem je podretuszować. Wszystko wykonałem ręcznie. I
nawet fajnie wyszło.
Widział Pan już pierwsze rezultaty
prac Sióstr Bui nad filmem "Władczyni lasów", którego główną
bohaterką jest Kriss de Valnor. Co może Pan o nich powiedzieć?
Mnie się to bardzo
podoba. Jestem pewien podziwu. To są świetne dziewczyny. Nie
grymaszą, nie szukają bogatych producentów, po prostu mają pasję.
Uwielbiam ludzi, którzy mają pasję.
Wielki sukces na
świecie odnosi obecnie gra "Wiedźmin". Myślę, że świat "Thorgala" jest idealny do tego, by przenieść go w podobny
sposób do świata wirtualnego.
O sukcesie "Wiedźmina"
nie dało się nie słyszeć. Ale ja bym nie chciał, żeby to była
jakaś strzelanka. Nic z gatunku, gdzie Thorgal chodzi z mieczem i
patrzy, komu by tu łeb ściąć. Nie trawię takiego świata, że
jak coś się rusza, trzeba to zabić. Ale niestety świat jest
krwiożerczy. Ludzie tacy są.
Jeśli chodzi o
przemoc, na okładce albumu "Skald" po raz pierwszy pojawia się
ona w tak dosłownym znaczeniu. Na żadnej okładce nie była tak
wyraźna, jak tutaj, gdzie bohatera razi wilka strzałą wystrzeloną
z łuku.?
Nie zgodziłbym się.
Szkic Surżenki – bo jak zwykle prosiłem go o różne propozycje –
wyglądał trochę inaczej. Działy się tam gorsze rzeczy. Ten wilk
był inaczej narysowany. Ja to tak zrobiłem, że ta strzała jest
dyskretna. Krew nie sika. Gdzie ta przemoc?
Patrząc na inne
okładki "Thorgala", ta jest mimo wszystko najbardziej brutalna.
Nie spodziewałem się
takiej reakcji. W komiksie musi być przemoc, tylko że ja tę
przemoc zawsze starałem się schować. Przemoc jest potrzebna, żeby
było widać dobro. Musi istnieć Ciemna Strona Mocy, żeby ta Jasna
była widoczna. Jak w "Gwiezdnych Wojnach". Ostatnio z
przyjemnością obejrzałem wszystkie sześć filmów.
Co zaważyło, że
nowym scenarzystą "Thorgala" został Xavier Dorison?
Saga o Thorgalu zmienną
jest. Jak kobieta. Ciągle coś się dzieje. Najpierw opuścił mnie
Van Hamme. Potem Yves Sente. On chciał realizować swoje pomysły, a
ja nie bardzo się z tym zgadzałem. Doszło do tego, że
wielokrotnie poprawiał scenariusz, straciliśmy mnóstwo czasu.
Wreszcie oddałem decyzję w ręce wydawcy. Znaleźli Dorisona. Jest
bardzo wielu świetnych i chętnych do pracy scenarzystów, ale
Xavier Dorison jest uznawany za najlepszego fachowca na rynku. Bardzo się
ucieszyłem.
Był pan dla niego
przewodnikiem po świecie "Thorgala"? Sugerował mu pan coś,
proponował konkretne rozwiązania?
Nie, nie. Xavier dostał
scenariusz Yvesa i miał coś z nim zrobić. To było jego zadanie.
Na tym etapie wolałem się nie wtrącać. Dopiero po pierwszych
efektach jego pracy był materiał do rozmowy. On wiedział
doskonale, czego nie mogłem zaakceptować, co mi nie odpowiadało.
Yves Sente stworzył mnóstwo postaci, ale tak naprawdę żadnej
wartej wysiłku, by dać jej życie. Tyle tych postaci narobił, że
ja sam zacząłem się w tym gubić, nic z tego nie rozumiałem.
Zamiast uprościć historię, skomplikował ją.
Ja lubię przede wszystkim historie, które są dobrze skonstruowane.
Bardzo lubię nowelki, krótkie opowiadania, które moim zdaniem są
trudniejsze do napisania niż długa powieść. Dorison podołał
powierzonemu mu zadaniu. Strasznie się zapalił do pracy.
Jest pan zadowolony z
tego, co napisał?
Tak. Chociaż tak naprawdę
nie jest to oryginalny scenariusz Dorisona. Pracując nad nim nie
tworzył w próżni, nie był wolny, nie mógł pozwolić sobie na
własną kreację. To było reperowanie tego, co musiało nastąpić,
ponieważ zarys historii by już stworzony. Mamy przecież do
czynienia z kontynuacją poprzedniego odcinka.
Rozpoczynając przygodę
z "Thorgalem" Dorison był w trudnej sytuacji.
W bardzo trudnej. Ale z
niej wybrnął. Wybrnęliśmy z niej wspólnymi siłami i powstał
bardzo dobry scenariusz.
Może pan jakoś
skomentować rezygnację Giulio de Vity z roli rysownika serii "Kriss
de Valnor"?
To było dla nas
zaskoczenie. O wszystkim dowiedzieliśmy się z internetu. Giulio nas
nie uprzedził. A był taki zachwycony. Odniósł sukces, komiksy
świetnie się sprzedawały. Nigdy nie miał takich nakładów. Nie
wiem, co się stało. Miał całkowitą swobodę twórczą.
Nowym
rysownikiem serii został Roman Surżenko. To jego trzeci tytuł w "Światach Thorgala"!
Roman okazał się niesłychanie skuteczny. Podesłałem mu kilka
uwag dotyczących rysowania Kriss, żeby to nie była jakaś
kulturystka. To zawsze miała być panienka. A nie Schwarzenegger w
spódnicy.
Czy są
jakieś pomysły rozbudowywania "Światów Thorgala"?
Ja ciągle
chcę mieć w katalogu "Światów Thorgala" one-shoty,
pojedyncze albumy robione przez różnych autorów, scenarzystów i
rysowników. To szansa, by wypróbować innych. Mamy mnóstwo dobrych
rysowników, którzy palą się do pracy. Jest jeszcze za wcześnie
mówić o nazwiskach. Najlepsi mają swoje serie, swoje kontrakty i
muszą znaleźć miejsce w swoich kalendarzach. Na taki one-shot
czas się znajdzie, natomiast na nową serię już trudniej go
wygospodarować. Ale jak ktoś zasmakuje w pojedynczej historyjce, to
będzie mógł się zastanowić, czy chce robić coś dłuższego.
Na koniec
proszę powiedzieć, nad czym pracuje pan w tym momencie?
Fajny wywiad. Panie Grzegorzu trzymam kciuki za One-shoty bo to świetny pomysł na rozwój świata Thorgala i możliwości "wprowadzenia" nowych twórców.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńchcemy one-shota o "drewnianej stopie"!!!
OdpowiedzUsuńDokładnie: Drewniana Stopa,Tjahzi,Varth i Hayne, ...dodatkowo mogły by to być albumy które czasowo były by umieszczone pomiedzy już wydanymi albumami np. historie Aarici,Jolana,Louve pomiędzy Strażniczką Kluczy a Piętno Wygnańców itp
OdpowiedzUsuńDziękujemy za wywiad.
OdpowiedzUsuńTe pytania są jakieś beznadziejne. Kto je zadawał?
OdpowiedzUsuńPytajcie o przyszłość serii co po 36 albumie? Czy Autor się zepnie i skończy obecny cykl w 2017 roku (36 album)? Czy Surżenko przejmie serie główną i kiedy to nastąpi? A nie jakieś one-shoty.
"Oczywiście, "Thorgal" ciągle ewoluuje. Nie wiem, w którą stronę, ale nie jest lepszy ani gorszy, tylko wciąż inny." - haha! Albo pan Grzegorz całkowicie odkleił się od bazy i nie widzi totalnego upadku serii, albo jest niezwykłym dyplomatą ;D
OdpowiedzUsuńTo samo pomyślałam :P
UsuńNo tak, ale upadek (bolesny) jest raczej w kwestii scenariusza niż ilustracji Rosińskiego. Ta jest cały czas na poziomie...
UsuńTrudno żeby sam mówił o upadku serii jak ją tworzy. Moim Zdaniem były gorsze albumy od 24-34(poza 29 i 33) 1-3 Louve,4,5 Kriss ale Młodzieńcze lata i 4,5 Louve są bardzo dobre. Co do pytań uważam że były ciekawe,ale ja również nie widzę w okładce Skalda przesadnej agresi,oraz rzeczywiście zabrakło pytań o terminy głównej serii oraz o jej przyszłosc po 36 tomie
OdpowiedzUsuńMoże te "one-shoty" to właśnie przyszłość serii po 36 tomie?...
OdpowiedzUsuń