Wydaje mi się, że mało kto przeszedłby obojętnie wobec dość
prowokujących słów: "Wiesz, że nikt nie jest bardziej głuchy
niż ten, kto nie chce słuchać?". Kierowany pod adresem Kriss
de Valnor zarzut ma na celu sprowokować bohaterkę
do zmiany postawy, a zatem rezygnacji z próżnej ambicji bycia
królową i zadośćuczynienia w kwestii zaniedbania swojej matczynej
powinności. Odpowiedź na pytanie, czy intencja tego, kto
cytowane słowa wypowiada, przynosi zamierzony skutek,
znajdziemy w szóstym albumie serii "Kriss de Valnor".
Dowód tego,
że należy słuchać, dał również wydawca, gotowy zareagować na głosy czytelników i dojść do wniosku, że Yves Sente, ze swoim
zamiłowaniem do nadmiernego komplikowania nawet najprostszych fabuł,
prowadzi historię na manowce. Tym oto sposobem za scenariusz komiksu
odpowiadają debiutujący w "Światach Thorgala" Xavier Dorison i Mathieu
Mariolle. Ten pierwszy to scenarzysta ukształtowany, obecnie jeden z
najlepszych na rynku frankofońskim. Karierę zaczynał od wydanego również w
Polsce "Trzeciego Testamentu", ostatnio zawojował rynek na
Zachodzie otwarciem serii "Undertaker". Należy dodać, że
w międzyczasie zdarzył mu się epizod powiązany z "Thorgalem",
ponieważ dyptyk "Asgard" został pierwotnie napisany jako
spin-off "Thorgala". Jako że Dorison regularnie pracuje w
duetach z innymi scenarzystami, niespecjalnie dziwi mnie taka decyzja
w naszym przypadku, nawet jeśli Mariolle nie ma jeszcze wyrobionego
nazwiska.
Dorison i Mariolle rozpisali fabułę i dialogi na trzy pojedyncze postaci oraz jednego bohatera zbiorowego. Na pierwszym planie jest oczywiście Kriss. Akcja komiksu rozpoczyna się niedługo po bitwie nad rzeką Raheborg, która zakończyła się zatopieniem wojsk cesarza Magnusa. Ocalała i opatrzona wojowniczka, wciąż poszukiwana przez żołdaków bezwzględnego władcy, musi salwować się ucieczką z bezpiecznej przystani. Tym, który się nią zajął, jest Osjan, zielarz. Jak na starca przystało, wykazuje się życiową mądrością. Trzecią postacią jest Erwina, dziewczynka, której młoda wojowniczka wyraźnie imponuje. Erwina jest wychowaną bez rodziców marzycielką, która potrzebuje silnego kobiecego wzorca. Wymieniona trójka wypływa w pośpiechu na rzekomo niebezpieczne wody Jezioromorza, a następnie rozbija się na pozornie opuszczonej wyspie, gdzie żyje samotnie grupka dzieci. Ten motyw wywołuje pewne skojarzenia z "Władcą much", tudzież Zagubionymi Chłopcami znanymi z kart "Piotrusia Pana". Niestety scenarzyści nie zdecydowali się na zarysowanie jakiś szczególnych cech charakterystycznych żadnego z nich, stąd właśnie użyte przeze mnie pojęcie bohatera zbiorowego. Szkoda. O dzieciach nie powiem już nic więcej, by nie psuć rozrywki z lektury komiksu, ale można się domyślać, że nie należy dać się zwodzić pozorom.
Dorison i Mariolle rozpisali fabułę i dialogi na trzy pojedyncze postaci oraz jednego bohatera zbiorowego. Na pierwszym planie jest oczywiście Kriss. Akcja komiksu rozpoczyna się niedługo po bitwie nad rzeką Raheborg, która zakończyła się zatopieniem wojsk cesarza Magnusa. Ocalała i opatrzona wojowniczka, wciąż poszukiwana przez żołdaków bezwzględnego władcy, musi salwować się ucieczką z bezpiecznej przystani. Tym, który się nią zajął, jest Osjan, zielarz. Jak na starca przystało, wykazuje się życiową mądrością. Trzecią postacią jest Erwina, dziewczynka, której młoda wojowniczka wyraźnie imponuje. Erwina jest wychowaną bez rodziców marzycielką, która potrzebuje silnego kobiecego wzorca. Wymieniona trójka wypływa w pośpiechu na rzekomo niebezpieczne wody Jezioromorza, a następnie rozbija się na pozornie opuszczonej wyspie, gdzie żyje samotnie grupka dzieci. Ten motyw wywołuje pewne skojarzenia z "Władcą much", tudzież Zagubionymi Chłopcami znanymi z kart "Piotrusia Pana". Niestety scenarzyści nie zdecydowali się na zarysowanie jakiś szczególnych cech charakterystycznych żadnego z nich, stąd właśnie użyte przeze mnie pojęcie bohatera zbiorowego. Szkoda. O dzieciach nie powiem już nic więcej, by nie psuć rozrywki z lektury komiksu, ale można się domyślać, że nie należy dać się zwodzić pozorom.
Aby nadać
rytmu prowadzonej fabule, scenarzyści wprowadzili do niej element mający podkreślić poczucie nieubłaganie upływającego
czasu. Dokonali tego, powołując się na tak zwane prawo siedmiu
dni. Zgodnie z nim królowa nie może zniknąć sprzed oblicza
swojego męża na dłużej niż tydzień. Inaczej przestaje być
królową. Można więc założyć, że od samego początku albumu
trwa odliczanie. Dla Kriss liczy się każda chwila, każdy dzień.
Jeśli nie wróci na czas, straci koronę, którą nosiła na swych
skroniach z nieskrywaną radością. Pomysł jest dość ciekawy, ale
moim zdaniem nie wcale zwiększa dramatyzmu w narracji, choć
regularnie się nam o nim przypomina. Tykający w tle zegar
nie wywołał jednak we mnie szczególnego napięcia, w zasadzie był mi
obojętny. Przecież nie kibicuję Kriss i jej niezdrowym zapędom. Dużo więcej dramatyzmu związanego z upływem czasu
miała "Błękitna zaraza", gdzie stawką było życie
najbliższych Thorgala.
Chyba
najbardziej podoba mi się w tym komiksie moment, w którym Kriss i
Erwina wpatrują się w wieczorne niebo i odbywają bardzo krótką
"babską rozmowę". Ni z tego, ni z owego Kriss nawiązuje
do motywu księcia z bajki, jakiego wygląda wiele dziewcząt,
mówiąc: "Jeśli czekasz, aż jakiś przystojny książę
przybędzie z gwiazd, powiem ci, że to już się stało. Nazywa się
Thorgal... Ale był darem dla innej!". Przemawia przez nią nie
tylko skrywane uczucie, jakim darzy potomka Gwiezdnego Ludu, ale też
rozczarowanie, że nie jej był on pisany; chociaż przecież udało
jej się go na jakiś czas zniewolić, czego owocem jest Aniel. Mówi
to też z lekkim wyrzutem, że los nie był dla niej łaskawy, a
zarazem jakby chce sprowadzić dziewczynę na ziemię, sugerując, że
szczęście w życiu wcale nie znajduje się na wyciągnięcie ręki.
Pomimo tych
smutnych kwestii, jestem zdania, że "Wyspa zaginionych dzieci"
to komiks, którego myślą przewodnią i przesłaniem jest afirmacja
życia. Sugerują to już słowa, od których komiks się rozpoczyna,
ale nie tylko. Egoistyczna Kriss oczywiście reprezentuje trochę
odmienną filozofię życiową, po to zresztą powtarza dwa razy
pewną kwestię, czyniąc z niej swego rodzaju motto. "Kiedy
ryzykujesz życie, nigdy nie zawracaj. Po nic ani po nikogo!". Natomiast dzięki nowym scenarzystom jesteśmy świadkami pewnego
rodzaju zmiany w sposobie myślenia naszej bohaterki, może nie
jakiejś diametralnej, ale na pewno zdroworozsądkowej.
Myślę, że
podobnie jak zmiana scenarzysty, fanów elektryzowała wiadomość o
zmianie rysownika tytułu poświęconego losom czarnowłosej heroiny.
Naturalnie Roman Surżenko sprawdził się już w "Światach
Thorgala", ale przejęcie trzeciej regularnie wychodzącej serii
to już prawdziwe wyzwanie, któremu podołać może tylko prawdziwy
tytan pracy, jakim rosyjski rysownik niewątpliwie jest. Co jednak
najistotniejsze w tym konkretnym przypadku, to sposób rysownia
głównej bohaterki. I tutaj można odetchnąć z ulgą. Kriss
w jego ujęciu jak najbardziej przypomina wyrachowaną femme
fatale wyobrażoną przez Grzegorza Rosińskiego. Co więcej,
Surżenko jest konsekwentny w tym, jak rysuje Kriss. Giulio De Vita
nie potrafił być aż tak precyzyjny, co stanowiło spory zarzut
wobec jego warsztatu.
Jeśli
chodzi o sposób rysowania postaci, moją uwagę zwróciła żywa
mimika Osjana. Na twarzy starca wyraźnie rysują się przeróżne emocje,
oczywiście w zależności od okoliczności. Nieco słabiej wypada
pod tym względem Erwina, podobna trochę do Aaricii z "Młodzieńczych
lat". Ponadto wydaje mi się, że dziewczynka mogłaby być
nieco bardziej oszpecona, ponieważ szrama na jej twarzy wcale nie
wygląda aż tak źle, a miała przecież wpływać na jej niską
samoocenę. Z kolei klimatycznie zostało rozrysowane docelowe
miejsce zdarzeń. Buchająca zielenią wyspa okazała się być
dla artysty świetnym miejscem do osadzenia akcji. Surżenko przyrodę
rysuje właściwie cały czas i to w dużych ilościach, więc nic
dziwnego, że wychodzi mu to dobrze. Widać też, jak bardzo w tej
kwestii inspiruje się Grzegorzem Rosińskim. W tym miejscu warto też
dodać, że wspomniana zieleń jest bardzo soczysta za sprawą
kolorów dobrze dobranych przez Matteo Vattaniego, który dołączył
do zespołu już przy poprzednim albumie, ale na planszach de Vity
użył nazbyt sztucznych barw. Prawdopodobnie w tym przypadku lepiej
uzgodnił z rysownikiem kwestię koloru.
Inną
kwestią jest to, że Surżenko odszedł moim zdaniem dość znacznie
od charakterystycznego dla wszystkich tytułów ze "Światów
Thorgala" układu kadrów. Już po kilku pierwszych planszach
można wyczuć zupełnie inną dynamikę między następującymi po
sobie obrazkami. Odmiennych zabiegów formalnych jest całkiem sporo.
Tym rzucającym się w oczy już na samym początku jest coś w
rodzaju wstępu – pasek czterech kadrów umieszczonych na dole
planszy zerowej (sic!) – innym pewnego rodzaju epilog na ostatniej,
nieparzystej planszy, również niezarysowanej w pełni, a mniej
więcej w trzech czwartych. Wartym odnotowania jest fakt pojawienia
się łącznej liczby 380 kadrów na 46 planszach, co jest rekordem
Surżenki, a do tego dochodzą przecież kolejne, bo album liczy
sobie 54 plansze plus prolog i epilog, co daje łącznie 444 kadry, z
których dwa stanowią kompozycję obrazków, a więc summa summarum można by się
było doliczyć w tym albumie ponad 450 kadrów! Wcale nie oznacza to jednak, że
na planszach brak oddechu. Wszystkie są jak najbardziej czytelne.
Gauthier Van Meerbeeck, który pełni w Le Lombard funkcję dyrektora wydawniczego "Thorgala" i "Światów Thorgala", powiedział, że "Wyspa zaginionych dzieci" jest komiksem budzącym niepokój i utrzymanym w klimacie "Alinoe". Jean Van Hamme i Grzegorz Rosiński zdobyli za niego nagrodę na Festiwalu Komiksu w Sierre w 1984 roku. Faktycznie można odnieść wrażenie, że tandem Dorison-Mariolle chciał pójść w kierunku horroru, ale daleki byłbym porównywania tych dwóch tytułów, przede wszystkim dlatego, że klasyczny album po prostu miażdży w tej kategorii swojego "konkurenta". Nie znaczy to jednak wcale, że mamy do czynienia z komiksem złym. Po względem warsztatu jest dobry, ale sporo mu brakuje, by na długo zapisać się w pamięci czytelników.
Gauthier Van Meerbeeck, który pełni w Le Lombard funkcję dyrektora wydawniczego "Thorgala" i "Światów Thorgala", powiedział, że "Wyspa zaginionych dzieci" jest komiksem budzącym niepokój i utrzymanym w klimacie "Alinoe". Jean Van Hamme i Grzegorz Rosiński zdobyli za niego nagrodę na Festiwalu Komiksu w Sierre w 1984 roku. Faktycznie można odnieść wrażenie, że tandem Dorison-Mariolle chciał pójść w kierunku horroru, ale daleki byłbym porównywania tych dwóch tytułów, przede wszystkim dlatego, że klasyczny album po prostu miażdży w tej kategorii swojego "konkurenta". Nie znaczy to jednak wcale, że mamy do czynienia z komiksem złym. Po względem warsztatu jest dobry, ale sporo mu brakuje, by na długo zapisać się w pamięci czytelników.
Kiedy Yves
Sente zaczynał swoją przygodę z "Kriss de Valnor",
wydawać się mogło, że po powrocie do świata żywych działania
bohaterki będą zmierzały ku temu, by odnaleźć syna. Tymczasem w
natłoku coraz bardziej zawiłych intryg belgijski scenarzysta tak
jakby w ogóle zapomniał, że Kriss jest matką i że skoro jej
pierwsze myśli po przebudzeniu w Folkwangu biegły w stronę Aniela,
powinna robić wszystko, by go odzyskać. Jednym słowem, Kriss
powinna dokonywać czynów godnych matki, a nie silić się na "czyn
godny królowej", czymkolwiek on był. Już sam tytuł "Wyspa
zaginionych dzieci" sugeruje, jakie zadanie postawili przed sobą
Xavier Dorison i Mathieu Mariolle, pisząc ten odcinek. Zarzuty wobec
"wyrodnej matki" padają tu zresztą wprost, bez zbędnego
owijania w bawełnę, a wyrazicielem krytyki dotychczasowego
zachowania bohaterki jest Osjan. Tym oto sposobem można dojść do
konkluzji, że szósty album serii potrzebował takiej, a nie innej
myśli przewodniej, wokół której zbudowana została właściwa
fabuła.
"Kriss
de Valnor" album 6: "Wyspa zaginionych dzieci"
Tytuł
oryginalny: L'île des Enfants perdus
Scenariusz:
Xavier Dorison, Mathieu Mariolle
Rysunek: Roman Surżenko
Kolory: Matteo Vattani
Rysunek: Roman Surżenko
Kolory: Matteo Vattani
Tłumaczenie:
Wojtek Birek
Wydawnictwo:
Egmont Polska
Data
publikacji: 11.2015
Wydawca oryginału: Le Lombard
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba
stron: 56
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Przeczytane. Jest nieźle, choć te niekończące się rozmowy przy budowie tratwy (odpływamy, ja zostaję, ty nie zostajesz, musimy wracać itd.) w pewnym momencie zrobiły się strasznie nużące... Do inspiracji Piotrusiem Panem i Alinoe dodałbym jeszcze Avatara (wątek potężnego drzewa-matki dającego siłę swym dzieciom).
OdpowiedzUsuńZgadzam się oczywiście, nawiązanie do Avatara jest. Ale to moim zdaniem spoiler, dlatego w recenzji o tym nie chciałem wspominać.
UsuńDla mnie te wszystkie aluzje i odniesienia do innych książek/filmów/komiksów ect. (szczególnie u Yanna) pokazuje tylko brak świeżych i dobrych pomysłów scenarzystów. Kriss to nie Liga niezwykłych dżentelmenów.
OdpowiedzUsuńZależy na ile inspirujemy się, a na ile kopiujemy dany pomysł. Teraz większość filmów i komiksów opiera się na jakiejś tam inspiracji. Podobnie jest z muzyką. Akurat w Wyspie Zaginionych Dzieci cudze pomysły nie rażą aż tak bardzo.
UsuńNiezły album chyba po Nie zapominam o niczym! najlepszy z serii KRISS choć zgadzam się że dziwne były rozmowy kto płynie kto nie i dziwna decyzja z zostawieniem dziewczyny samej na wyspie do Alinoe się nie umywa ale fajnie się czyta dobre rysunki szkoda tylko że na dalszy ciąg trzeba będzie czekać 2 lata
OdpowiedzUsuńZ pojawieniem się Dorisona wiązałem wielkie nadzieje. I muszę powiedzieć, że nie zawiodłem się. Album jest niezły. Jest spora szansa, że wygaszone zostały wątki w stylu "mody na sukces" i cała seria nabierze nowej dynamiki. Trochę czułem się jak wtedy gdy po tragicznym "Królestwie pod piaskiem" pojawił się "Barbarzyńca". Nie był to może najlepszy album, ale tchnął w Thorgala nową energię. Scenariusz jest nowatorski, wszelkie inspiracje uważam za udane. Parę momentów było nawet zaskakujących. Warto też zwrócić uwagę na sceny pływającej Kriss. Fajnie, że zrezygnowano z bezsensownego epatowania nagością i pokazywania lasek w stylu bohaterek z Lanfeusta i innych serii wydawnictwa Soleil. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny album. Dawno nie było tyle fantastyki i mądrości życiowych w jednym. O wiele lepszy niż "Czerwona jak Raheborg" gdzie wątków było tyle że można się było pogubić. Oj przypomniały się stare Thorgale gdzie każda strona wciągała i zaskakiwała. Dodam jeszcze Uwaga Spoiler: śmierć mądrego człowieka i marzycielki nie jest Happy Endem ale czymś co często dzieje się w naszym realnym świecie. Bez wiary że te dusze są teraz szczęśliwe ciężko by było żyć w naszym świecie i przyjmować na sucho taką niesprawiedliwość losu nawet w komiksie.
OdpowiedzUsuńW końcu świetny album.Czemu tak późno?.. Śmierć Erwiny przypominała mi smierć Tjalla w Mieście Zaginionego Boga ( właśnie przeglądam album Miasta ... z 1990 r. wydaw. Orbita :) ) Podobne kadry, podobna rozpacz Thorgala i Kriss, i podobne postawy dziaciaków (Tjalla i Erwiny) zapatrzonych w swoich idolów, co ostatecznie przypłacili życiem. Jakoś tak mi się skojarzyło. Album KAPITALNY. Co do inspiracji Alinoe - nie ma tego napiecia co w Alione, choć od poczatku wiadomo, że coś jest nie halo z tymi dzieciakami. Ale nawiazania do Władcy Much czy Piotrusia już większe. Brawo. Więcej takiego Thorgala (i Kriss oczywiście). PS. zwróciliśie uwagę na cenzurę? Kriss nie ma sutków i prawie wcale nie ma zarysowanych piersi (kadry, gdy pływa nago w jeziorze) :(
OdpowiedzUsuńZauważyłem i żałuję... ;-P
UsuńMuszę dodać że znowu mamy odniesienie do realnych nazw geograficznych, mieliśmy Bagdad, a teraz rzeka Wołga. Myślę że tą rzeką właśnie płynął Thorgal statkiem-mieczem. Ale Kriss niewiele się zmieniła, nadal jest żądna władzy, tylko tym razem chce się nią podzielić z Anielem. To się zdziwi kobieta widząc jak wyrósł :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKomentarz posiada spoiler .Właśnie przeczytałem ,Dorison zmierza we właściwym kierunku ,choć pozamykać sensownie intrygi stworzone przez Sentea nie będzie łatwo ,zobaczymy jak poradzi sobie z Thorgalem. Co do Wyspy... to jakoś mogli rozwinąć wątek dzieciaków, przecież tam nie było żadnej dziewczyny ,myślałem że może będzie to jakoś uzasadnione gdy wszystko się wyjaśni a nakłanianie Erwiny przez chłopców aby została na wyspie będzie miało jakiś cel :) np: jakiś rytuał ,ofiara.Kolory dużo lepsze niż w poprzednim albumie, no i Romana też należy pochwalić,De Vita niestety nie malował równo ,no a on momentami przypominał mi kreskę z przygody w krainie Qa.
OdpowiedzUsuńCzekam az Kriss bedzie biegala w burce z okrzykiem allah akbar! lol
OdpowiedzUsuń