środa, 18 listopada 2015

Recenzja "Wyspy zaginionych dzieci"

Wydaje mi się, że mało kto przeszedłby obojętnie wobec dość prowokujących słów: "Wiesz, że nikt nie jest bardziej głuchy niż ten, kto nie chce słuchać?". Kierowany pod adresem Kriss de Valnor zarzut ma na celu sprowokować bohaterkę do zmiany postawy, a zatem rezygnacji z próżnej ambicji bycia królową i zadośćuczynienia w kwestii zaniedbania swojej matczynej powinności. Odpowiedź na pytanie, czy intencja tego, kto cytowane słowa wypowiada, przynosi zamierzony skutek, znajdziemy w szóstym albumie serii "Kriss de Valnor".

Dowód tego, że należy słuchać, dał również wydawca, gotowy zareagować na głosy czytelników i dojść do wniosku, że Yves Sente, ze swoim zamiłowaniem do nadmiernego komplikowania nawet najprostszych fabuł, prowadzi historię na manowce. Tym oto sposobem za scenariusz komiksu odpowiadają debiutujący w "Światach Thorgala" Xavier Dorison i Mathieu Mariolle. Ten pierwszy to scenarzysta ukształtowany, obecnie jeden z najlepszych na rynku frankofońskim. Karierę zaczynał od wydanego również w Polsce "Trzeciego Testamentu", ostatnio zawojował rynek na Zachodzie otwarciem serii "Undertaker". Należy dodać, że w międzyczasie zdarzył mu się epizod powiązany z "Thorgalem", ponieważ dyptyk "Asgard" został pierwotnie napisany jako spin-off "Thorgala". Jako że Dorison regularnie pracuje w duetach z innymi scenarzystami, niespecjalnie dziwi mnie taka decyzja w naszym przypadku, nawet jeśli Mariolle nie ma jeszcze wyrobionego nazwiska.

Dorison i Mariolle rozpisali fabułę i dialogi na trzy pojedyncze postaci oraz jednego bohatera zbiorowego. Na pierwszym planie jest oczywiście Kriss. Akcja komiksu rozpoczyna się niedługo po bitwie nad rzeką Raheborg, która zakończyła się zatopieniem wojsk cesarza Magnusa. Ocalała i opatrzona wojowniczka, wciąż poszukiwana przez żołdaków bezwzględnego władcy, musi salwować się ucieczką z bezpiecznej przystani. Tym, który się nią zajął, jest Osjan, zielarz. Jak na starca przystało, wykazuje się życiową mądrością. Trzecią postacią jest Erwina, dziewczynka, której młoda wojowniczka wyraźnie imponuje. Erwina jest wychowaną bez rodziców marzycielką, która potrzebuje silnego kobiecego wzorca. Wymieniona trójka wypływa w pośpiechu na rzekomo niebezpieczne wody Jezioromorza, a następnie rozbija się na pozornie opuszczonej wyspie, gdzie żyje samotnie grupka dzieci. Ten motyw wywołuje pewne skojarzenia z "Władcą much", tudzież Zagubionymi Chłopcami znanymi z kart "Piotrusia Pana". Niestety scenarzyści nie zdecydowali się na zarysowanie jakiś szczególnych cech charakterystycznych żadnego z nich, stąd właśnie użyte przeze mnie pojęcie bohatera zbiorowego. Szkoda. O dzieciach nie powiem już nic więcej, by nie psuć rozrywki z lektury komiksu, ale można się domyślać, że nie należy dać się zwodzić pozorom.

Aby nadać rytmu prowadzonej fabule, scenarzyści wprowadzili do niej element mający podkreślić poczucie nieubłaganie upływającego czasu. Dokonali tego, powołując się na tak zwane prawo siedmiu dni. Zgodnie z nim królowa nie może zniknąć sprzed oblicza swojego męża na dłużej niż tydzień. Inaczej przestaje być królową. Można więc założyć, że od samego początku albumu trwa odliczanie. Dla Kriss liczy się każda chwila, każdy dzień. Jeśli nie wróci na czas, straci koronę, którą nosiła na swych skroniach z nieskrywaną radością. Pomysł jest dość ciekawy, ale moim zdaniem nie wcale zwiększa dramatyzmu w narracji, choć regularnie się nam o nim przypomina. Tykający w tle zegar nie wywołał jednak we mnie szczególnego napięcia, w zasadzie był mi obojętny. Przecież nie kibicuję Kriss i jej niezdrowym zapędom. Dużo więcej dramatyzmu związanego z upływem czasu miała "Błękitna zaraza", gdzie stawką było życie najbliższych Thorgala.

Chyba najbardziej podoba mi się w tym komiksie moment, w którym Kriss i Erwina wpatrują się w wieczorne niebo i odbywają bardzo krótką "babską rozmowę". Ni z tego, ni z owego Kriss nawiązuje do motywu księcia z bajki, jakiego wygląda wiele dziewcząt, mówiąc: "Jeśli czekasz, aż jakiś przystojny książę przybędzie z gwiazd, powiem ci, że to już się stało. Nazywa się Thorgal... Ale był darem dla innej!". Przemawia przez nią nie tylko skrywane uczucie, jakim darzy potomka Gwiezdnego Ludu, ale też rozczarowanie, że nie jej był on pisany; chociaż przecież udało jej się go na jakiś czas zniewolić, czego owocem jest Aniel. Mówi to też z lekkim wyrzutem, że los nie był dla niej łaskawy, a zarazem jakby chce sprowadzić dziewczynę na ziemię, sugerując, że szczęście w życiu wcale nie znajduje się na wyciągnięcie ręki.

Pomimo tych smutnych kwestii, jestem zdania, że "Wyspa zaginionych dzieci" to komiks, którego myślą przewodnią i przesłaniem jest afirmacja życia. Sugerują to już słowa, od których komiks się rozpoczyna, ale nie tylko. Egoistyczna Kriss oczywiście reprezentuje trochę odmienną filozofię życiową, po to zresztą powtarza dwa razy pewną kwestię, czyniąc z niej swego rodzaju motto. "Kiedy ryzykujesz życie, nigdy nie zawracaj. Po nic ani po nikogo!". Natomiast dzięki nowym scenarzystom jesteśmy świadkami pewnego rodzaju zmiany w sposobie myślenia naszej bohaterki, może nie jakiejś diametralnej, ale na pewno zdroworozsądkowej.

Myślę, że podobnie jak zmiana scenarzysty, fanów elektryzowała wiadomość o zmianie rysownika tytułu poświęconego losom czarnowłosej heroiny. Naturalnie Roman Surżenko sprawdził się już w "Światach Thorgala", ale przejęcie trzeciej regularnie wychodzącej serii to już prawdziwe wyzwanie, któremu podołać może tylko prawdziwy tytan pracy, jakim rosyjski rysownik niewątpliwie jest. Co jednak najistotniejsze w tym konkretnym przypadku, to sposób rysownia głównej bohaterki. I tutaj można odetchnąć z ulgą. Kriss w jego ujęciu jak najbardziej przypomina wyrachowaną femme fatale wyobrażoną przez Grzegorza Rosińskiego. Co więcej, Surżenko jest konsekwentny w tym, jak rysuje Kriss. Giulio De Vita nie potrafił być aż tak precyzyjny, co stanowiło spory zarzut wobec jego warsztatu.

Jeśli chodzi o sposób rysowania postaci, moją uwagę zwróciła żywa mimika Osjana. Na twarzy starca wyraźnie rysują się przeróżne emocje, oczywiście w zależności od okoliczności. Nieco słabiej wypada pod tym względem Erwina, podobna trochę do Aaricii z "Młodzieńczych lat". Ponadto wydaje mi się, że dziewczynka mogłaby być nieco bardziej oszpecona, ponieważ szrama na jej twarzy wcale nie wygląda aż tak źle, a miała przecież wpływać na jej niską samoocenę. Z kolei klimatycznie zostało rozrysowane docelowe miejsce zdarzeń. Buchająca zielenią wyspa okazała się być dla artysty świetnym miejscem do osadzenia akcji. Surżenko przyrodę rysuje właściwie cały czas i to w dużych ilościach, więc nic dziwnego, że wychodzi mu to dobrze. Widać też, jak bardzo w tej kwestii inspiruje się Grzegorzem Rosińskim. W tym miejscu warto też dodać, że wspomniana zieleń jest bardzo soczysta za sprawą kolorów dobrze dobranych przez Matteo Vattaniego, który dołączył do zespołu już przy poprzednim albumie, ale na planszach de Vity użył nazbyt sztucznych barw. Prawdopodobnie w tym przypadku lepiej uzgodnił z rysownikiem kwestię koloru.

Inną kwestią jest to, że Surżenko odszedł moim zdaniem dość znacznie od charakterystycznego dla wszystkich tytułów ze "Światów Thorgala" układu kadrów. Już po kilku pierwszych planszach można wyczuć zupełnie inną dynamikę między następującymi po sobie obrazkami. Odmiennych zabiegów formalnych jest całkiem sporo. Tym rzucającym się w oczy już na samym początku jest coś w rodzaju wstępu – pasek czterech kadrów umieszczonych na dole planszy zerowej (sic!) – innym pewnego rodzaju epilog na ostatniej, nieparzystej planszy, również niezarysowanej w pełni, a mniej więcej w trzech czwartych. Wartym odnotowania jest fakt pojawienia się łącznej liczby 380 kadrów na 46 planszach, co jest rekordem Surżenki, a do tego dochodzą przecież kolejne, bo album liczy sobie 54 plansze plus prolog i epilog, co daje łącznie 444 kadry, z których dwa stanowią kompozycję obrazków, a więc summa summarum można by się było doliczyć w tym albumie ponad 450 kadrów! Wcale nie oznacza to jednak, że na planszach brak oddechu. Wszystkie są jak najbardziej czytelne.

Gauthier Van Meerbeeck, który pełni w Le Lombard funkcję dyrektora wydawniczego "Thorgala" i "Światów Thorgala", powiedział, że "Wyspa zaginionych dzieci" jest komiksem budzącym niepokój i utrzymanym w klimacie "Alinoe". Jean Van Hamme i Grzegorz Rosiński zdobyli za niego nagrodę na Festiwalu Komiksu w Sierre w 1984 roku. Faktycznie można odnieść wrażenie, że tandem Dorison-Mariolle chciał pójść w kierunku horroru, ale daleki byłbym porównywania tych dwóch tytułów, przede wszystkim dlatego, że klasyczny album po prostu miażdży w tej kategorii swojego "konkurenta". Nie znaczy to jednak wcale, że mamy do czynienia z komiksem złym. Po względem warsztatu jest dobry, ale sporo mu brakuje, by na długo zapisać się w pamięci czytelników.

Kiedy Yves Sente zaczynał swoją przygodę z "Kriss de Valnor", wydawać się mogło, że po powrocie do świata żywych działania bohaterki będą zmierzały ku temu, by odnaleźć syna. Tymczasem w natłoku coraz bardziej zawiłych intryg belgijski scenarzysta tak jakby w ogóle zapomniał, że Kriss jest matką i że skoro jej pierwsze myśli po przebudzeniu w Folkwangu biegły w stronę Aniela, powinna robić wszystko, by go odzyskać. Jednym słowem, Kriss powinna dokonywać czynów godnych matki, a nie silić się na "czyn godny królowej", czymkolwiek on był. Już sam tytuł "Wyspa zaginionych dzieci" sugeruje, jakie zadanie postawili przed sobą Xavier Dorison i Mathieu Mariolle, pisząc ten odcinek. Zarzuty wobec "wyrodnej matki" padają tu zresztą wprost, bez zbędnego owijania w bawełnę, a wyrazicielem krytyki dotychczasowego zachowania bohaterki jest Osjan. Tym oto sposobem można dojść do konkluzji, że szósty album serii potrzebował takiej, a nie innej myśli przewodniej, wokół której zbudowana została właściwa fabuła. 

"Kriss de Valnor" album 6: "Wyspa zaginionych dzieci"
Tytuł oryginalny: L'île des Enfants perdus
Scenariusz: Xavier Dorison, Mathieu Mariolle
Rysunek: Roman Surżenko
Kolory: Matteo Vattani
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data publikacji: 11.2015
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba stron: 56
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa: miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł


Komiks można kupić w:
sklep.gildia.pl

13 komentarzy:

  1. Przeczytane. Jest nieźle, choć te niekończące się rozmowy przy budowie tratwy (odpływamy, ja zostaję, ty nie zostajesz, musimy wracać itd.) w pewnym momencie zrobiły się strasznie nużące... Do inspiracji Piotrusiem Panem i Alinoe dodałbym jeszcze Avatara (wątek potężnego drzewa-matki dającego siłę swym dzieciom).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się oczywiście, nawiązanie do Avatara jest. Ale to moim zdaniem spoiler, dlatego w recenzji o tym nie chciałem wspominać.

      Usuń
  2. Dla mnie te wszystkie aluzje i odniesienia do innych książek/filmów/komiksów ect. (szczególnie u Yanna) pokazuje tylko brak świeżych i dobrych pomysłów scenarzystów. Kriss to nie Liga niezwykłych dżentelmenów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy na ile inspirujemy się, a na ile kopiujemy dany pomysł. Teraz większość filmów i komiksów opiera się na jakiejś tam inspiracji. Podobnie jest z muzyką. Akurat w Wyspie Zaginionych Dzieci cudze pomysły nie rażą aż tak bardzo.

      Usuń
  3. Niezły album chyba po Nie zapominam o niczym! najlepszy z serii KRISS choć zgadzam się że dziwne były rozmowy kto płynie kto nie i dziwna decyzja z zostawieniem dziewczyny samej na wyspie do Alinoe się nie umywa ale fajnie się czyta dobre rysunki szkoda tylko że na dalszy ciąg trzeba będzie czekać 2 lata

    OdpowiedzUsuń
  4. Z pojawieniem się Dorisona wiązałem wielkie nadzieje. I muszę powiedzieć, że nie zawiodłem się. Album jest niezły. Jest spora szansa, że wygaszone zostały wątki w stylu "mody na sukces" i cała seria nabierze nowej dynamiki. Trochę czułem się jak wtedy gdy po tragicznym "Królestwie pod piaskiem" pojawił się "Barbarzyńca". Nie był to może najlepszy album, ale tchnął w Thorgala nową energię. Scenariusz jest nowatorski, wszelkie inspiracje uważam za udane. Parę momentów było nawet zaskakujących. Warto też zwrócić uwagę na sceny pływającej Kriss. Fajnie, że zrezygnowano z bezsensownego epatowania nagością i pokazywania lasek w stylu bohaterek z Lanfeusta i innych serii wydawnictwa Soleil. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny album. Dawno nie było tyle fantastyki i mądrości życiowych w jednym. O wiele lepszy niż "Czerwona jak Raheborg" gdzie wątków było tyle że można się było pogubić. Oj przypomniały się stare Thorgale gdzie każda strona wciągała i zaskakiwała. Dodam jeszcze Uwaga Spoiler: śmierć mądrego człowieka i marzycielki nie jest Happy Endem ale czymś co często dzieje się w naszym realnym świecie. Bez wiary że te dusze są teraz szczęśliwe ciężko by było żyć w naszym świecie i przyjmować na sucho taką niesprawiedliwość losu nawet w komiksie.

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu świetny album.Czemu tak późno?.. Śmierć Erwiny przypominała mi smierć Tjalla w Mieście Zaginionego Boga ( właśnie przeglądam album Miasta ... z 1990 r. wydaw. Orbita :) ) Podobne kadry, podobna rozpacz Thorgala i Kriss, i podobne postawy dziaciaków (Tjalla i Erwiny) zapatrzonych w swoich idolów, co ostatecznie przypłacili życiem. Jakoś tak mi się skojarzyło. Album KAPITALNY. Co do inspiracji Alinoe - nie ma tego napiecia co w Alione, choć od poczatku wiadomo, że coś jest nie halo z tymi dzieciakami. Ale nawiazania do Władcy Much czy Piotrusia już większe. Brawo. Więcej takiego Thorgala (i Kriss oczywiście). PS. zwróciliśie uwagę na cenzurę? Kriss nie ma sutków i prawie wcale nie ma zarysowanych piersi (kadry, gdy pływa nago w jeziorze) :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę dodać że znowu mamy odniesienie do realnych nazw geograficznych, mieliśmy Bagdad, a teraz rzeka Wołga. Myślę że tą rzeką właśnie płynął Thorgal statkiem-mieczem. Ale Kriss niewiele się zmieniła, nadal jest żądna władzy, tylko tym razem chce się nią podzielić z Anielem. To się zdziwi kobieta widząc jak wyrósł :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Komentarz posiada spoiler .Właśnie przeczytałem ,Dorison zmierza we właściwym kierunku ,choć pozamykać sensownie intrygi stworzone przez Sentea nie będzie łatwo ,zobaczymy jak poradzi sobie z Thorgalem. Co do Wyspy... to jakoś mogli rozwinąć wątek dzieciaków, przecież tam nie było żadnej dziewczyny ,myślałem że może będzie to jakoś uzasadnione gdy wszystko się wyjaśni a nakłanianie Erwiny przez chłopców aby została na wyspie będzie miało jakiś cel :) np: jakiś rytuał ,ofiara.Kolory dużo lepsze niż w poprzednim albumie, no i Romana też należy pochwalić,De Vita niestety nie malował równo ,no a on momentami przypominał mi kreskę z przygody w krainie Qa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam az Kriss bedzie biegala w burce z okrzykiem allah akbar! lol

    OdpowiedzUsuń