czwartek, 26 października 2017

Recenzja "Slivii"

„Młodzieńcze lata” nieuchronnie zmierzają ku wydarzeniom znanym z historii pod tytułem „Syn burz”, która ukazała się na łamach belgijskiego magazynu komiksowego „Tintin” przeszło czterdzieści lat temu i była debiutem Jeana Van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego w roli współautorów jednej z najgłośniejszych serii komiksowych na rynku frankofońskim i nie tylko. Piąty odcinek cyklu, zatytułowany „Slivia”, sugeruje, że centralną postacią jest kobieta przetrzymywana siłą przez Gandalfa Szalonego w Dolnej Wieży. To w tym miejscu wikiński król zjawia się niemal codziennie, by błagać brankę o to, by została jego żoną. Na darmo. Pochodząca z gwiezdnego ludu władczyni Lodowych Mórz odrzuca nachalne zaloty. Jak dobrze wiadomo, po dziewięciu latach niewoli kobiecie udało się zbiec, w trakcie ucieczki straciła oko, wreszcie powróciła, by wywrzeć zemstę na złym i głupim wikingu. Francuski scenarzysta Yann Le Pennetier postanowił dopowiedzieć coś do znanych wszystkim czytelnikom zdarzeń, jednakże, mówiąc kolokwialnie, nie poszedł na całość, czego trudno mu nie zarzucać podchodząc do oceny tego albumu.

Burza rudych włosów i posągowa twarz jednookiej bohaterki na okładce premierowego albumu „Thorgala” przyciągają dużo większą uwagę niż dwie stosunkowo mniejsze męskie sylwetki krzyżujące miecze. Spiritus movens pierwszych przygód Thorgala Aegirssona była właśnie ona, Slivia, czarodziejka, która okazała się być królową Lodowych Mórz, jedną z ostatnich przedstawicielek gwiezdnego ludu. Kiedy ją poznaliśmy, była ogarnięta chęcią zemsty na Gandalfie Szalonym, za lata niewoli i upokorzeń. Dumna kobieta wybrała jako narzędzie młodego skazańca, winnego jedynie miłości do córki króla, który niechybnie straciłby życie, gdyby nie jej interwencja. Jak się potem okazało, nie było mowy o przypadku. Slivia miała bowiem wobec Gwiezdnego Dziecka pewne plany, które zostały zaprzepaszczone w dramatycznych okolicznościach.

Wbrew temu, czego można oczekiwać po tytule, komiks nie skupia się na postaci Slivii, która pojawiła się już epizodycznie na łamach prequela „Thorgala” w albumie „Trzy siostry Minkelsönn”. Wątkowi Slivii poświęcone zostało dokładnie osiem plansz albumu, czyli niecałe 20% jego objętości. Nie ukrywam, nie jest to dużo, natomiast mimo wszystko jest to najciekawszy wątek w całym komiksie. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby trochę bardziej rozwinięto charakter bohaterki, ponad to, co zostało nakreślone przez Jeana Van Hamme'a, ale widać Yann nie to miał na celu. Skupił się raczej na przedstawieniu okoliczności prowadzących do jej ucieczki. Niestety, wobec przedstawionych wydarzeń trochę dziwi, że zajęło jej to aż dziewięć lat... Natomiast mało rozbudowany wątek rudowłosej czarodziejki bierze się z tego, że scenarzysta postanowił poprowadzić narrację trzytorowo. Oprócz linii fabularnej skupiającej się na losach więzionej czarodziejki, Yann poświęcił uwagę wydarzeniom skupiającym się na tym, co dzieje się z Thorgalem oraz Aaricią.

O perypetiach Thorgala, którym poświęcono dużo więcej, bo osiemnaście plansz albumu, powiedzieć można chyba najmniej. Główny bohater serii przemierza okolice wioski w poszukiwaniu Hierulfa Myśliciela, który w „Berserkach” wystrychnął na dudka Gandalfa Szalonego i uciekł przed pewną śmiercią, tylko pozornie dając się przykuć do pierścieni ofiarnych. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że scenarzysta nie miał tym razem pomysłu na to, co zrobić z Thorgalem, więc po prostu kazał mu jeździć to tu, to tam. Przykro patrzeć na zagubionych bohaterów, miotających się w poczuciu odpowiedzialności, lecz bez skutku snujących się po komiksowych planszach.

Z kolei Yann postanowił po raz kolejny nadać większą rolę Aaricii, która miała do odegrania swoją rolę już w dwóch poprzednich albumach. Tym razem przydziela jej zadanie uratowania nowych przyjaciółek, Enyd oraz Isoline (pojawiły się w dwóch poprzednich albumach), gnębionych przez Björna. Nie mogąc liczyć na pomoc Thorgala, który „ugania się za widmami”, bierze sprawy w swoje ręce. Pomysł, by uczynić z dziewczynki ważną postać w kolejnym albumie jest oczywiście trafiony, można tym samym odnieść wrażenie, że scenarzysta świadomie chce zaakcentować obecność silnej bohaterki. I o dziwo, radzi sobie z nią dużo lepiej niż z Louve, której przygodom poświęcił siedem albumów. Aaricia jest charakterna, ma swoje zdanie i choć może bywa nieco lekkomyślna, działa ze słusznych pobudek i nie ma kompleksów. W zasadzie poświęcenie jej przygodzie osobnego albumu wcale by mnie nie zdziwiło, bo przecież krótka historia zatytułowana „Łzy Thjaziego” była najlepszym dowodem potencjału tkwiącego w tej bohaterce. Nie wiem tylko, czy potrzebne to było akurat w tym albumie, kiedy można było – czy wręcz wypadało – lepiej dopracować wątek Slivii. Co ciekawe, u boku Aaricii wreszcie pojawia się Solveig, o której zdaje się Yann zupełnie zapomniał, aż wreszcie dał jej szansę odegrania roli przyjaciółki, która zawsze wspierała Aaricię.

Nie jest też do końca tak, że Yann próbował tym razem schwycić za ogon trzy sroki. Otóż próbował złapać za ogon jeszcze jedną srokę, a w zasadzie sroczkę, rozwijając – czy wręcz rozciągając – wątek biegającego beztrosko po lesie małego chłopca, którego drogi krzyżują się zarówno z Thorgalem, jak też ze Slivią. Domyślacie się, o kim mowa?

Niestety wszystko to, co można powiedzieć o rozwlekłym tempie prowadzenia akcji, wychodzi, kiedy bliżej przyjrzeć się rozplanowaniu albumu na plansze oraz kadry. Może nie jest to regułą, ale liczba niemych kadrów ma często duży wpływ na to, czy komiks jest treściwy, czy nie. Oczywiście z jednej strony nieme kadry mogą nadawać dynamiki pewnym sekwencjom, zwłaszcza scenom akcji, są zatem nieodzowne, z drugiej zaś, w nadmiernej ilości, pozbawiają komiks nadbudowy treściowej, kryjącej się w dialogach. W przypadku „Slivii” 46 plansz zostało podzielonych na 332 kadry, z czego aż 104 jest pozbawionych tekstu (nie wliczając kadrów opatrzonych jedynie w onomatopeje). Wobec tego jedna trzecia komiksu opiera się o samą tylko narrację obrazkową. Statystyka ta wygląda niejako jeszcze mniej korzystnie, kiedy przyjrzeć się planszom poświęconym perypetiom Thorgala. Jak wspomniałem wyżej, jest ich osiemnaście, a liczą łącznie 123 kadry, z czego pozbawionych tekst jest 46. Co za tym idzie, trudno oprzeć się wrażeniu, że Yann ma w pewnych kwestiach zbyt mało do powiedzenia, stawia zatem na niewiele wnoszące sceny dynamiczne, przemawiające na poziomie ilustracji – w tym przypadku są to poszukiwania prowadzone przez głównego bohatera. Dla porównania, w pierwszym albumie serii na 357 kadrów, niemych było 69. W drugim ta proporcja wyglądała podobnie, bo na 349 kadrów, niemych było 57. Chyba czkawką odbija się również fakt, że wszystkie wydarzenia w komiksie rozrywają się jednego dnia, co jest dość niespotykane jak na „Thorgala”.

W kontekście postaci Slivii warto jeszcze pamiętać, że historia dotycząca okoliczności prowadzących do zgubnej przeprawy morskiej rodziców Thorgala, ma w zasadzie dwie wersje. Pierwszą Thorgal poznał w albumie „Wyspa lodowych mórz”, drugą w epizodzie „Talizman”, który został napisany przez Van Hamme'a cztery lata później. Świadom tej rozbieżności, przez którą trudno ułożyć w logiczną całość wszystkie epizody serii, scenarzysta nie podjął się pogodzenia tych dwóch wersji w „Królestwie pod piaskiem”, gdzie trzymając się chronologii ukazanej w „Gwiezdnym dziecku”, umyślnie pominął rolę, jaką w życiu Thorgala odegrała Slivia. Na ten moment nie widać, by Yann próbował wtrącić w tym temacie cokolwiek od siebie. Ewentualnie szykuje coś więcej na kolejny album serii poświęconej młodzieńczym latom naszego bohatera. Przekonamy się niebawem.

Roman Surżenko ze swojego zadania wywiązał się w sposób, do jakiego zdążył przyzwyczaić. I w zasadzie trudno dodać coś więcej, ponieważ wszystkie zdarzenia rozgrywają się w dobrze znanych lub nieszczególnie charakterystycznych lokalizacjach. Cóż, pod względem wymyślania oryginalnych scenerii Yann nieszczególnie rozpieszcza rysownika, dla którego napisał już dwanaście scenariuszy. Z kolei dla Surżenki to trzynasty album wchodzący w skład „Światów Thorgala”, więc można chyba mówić o rutynie. Ta trzynastka okazała się jednak o tyle pechowa, że na jednej z plansz zostały zamienione miejscami dwa kadry. Spróbujcie sami odszukać to miejsce. Nie powinno być trudne do odnalezienia. Aż dziw bierze, że nie zauważono tego uchybienia na etapie redakcji...

Spoglądający z okładki komiksu Thorgal nie jest jeszcze tym bohaterem, którego poznaliśmy czterdzieści lat temu. Tym razem nieco zagubiony snuje się po planszach albumu, nie zdając sobie sprawy, że tuż obok rozgrywają się wydarzenia, które będą miały ogromny wpływ na jego życie. Na swój sposób trafnie całą sytuację komentują słowa Solveig, która stwierdza w pewnym momencie, że chłopców nigdy nie ma, kiedy są potrzebni... Oczywiście jest jeszcze czas, by młodzian nieco okrzepł, aczkolwiek szkoda, że ten epizod z jego życia raczej nie zapisze się w sposób szczególny w pamięci czytelników. Moim zdaniem, po dwóch dobrych odcinkach, ten wypada znacznie słabiej.

"Młodzieńcze lata" album 5: "Slivia"
Tytuł oryginalny: Slive
Scenariusz: Yann
Rysunek: Roman Surżenko
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data publikacji: 010.2017
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba stron: 48
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa: miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł

17 komentarzy:

  1. Czyli jak to ostatnio w standardzie, słabiutko... :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Po cholerę były te wszystkie spin-offy...ja rozumiem, że dla kasy
    Jeśli w nowym artbooku znajdą się wszystkie okładki Rosińskiego namalowane do spin-offów to pożegnam się z tymi albumami bez bólu.

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie pożegnaj się, kogo to obchodzi... Ja jestem bardzo zadowolony z serii pobocznych i mam nadzieję, że rozwiną te uniwersum o kolejne pozycje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kogo to obchodzi, że Ty jesteś zadowolony z serii? ;-)

      Usuń
  4. Wielka szkoda że Yann się tak gubi! Szczególnie że jego rola w światach Thorgala jest tak ogromna. Bardzo niepokoję się o jakość tej serii... Może powinno się z godnością Thorgala zamknąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamknąć, tylko tworzyć co 2-3 lata jeden bardzo dobry komiks. A tak mamy 2-3 jedynie dobre tytuły rocznie...

      Usuń
    2. No spin offy mają być zamknięte...
      Być może będą szły one-shoty a’la XIII Mistery
      1 komiks co 3 lata spowoduje wygaszenie popytu. Od kilku lat postuluję aby oddać serię parze młodych: scenarzyście i rysownika jak zrobił to Uderzo. Van Hamme już od 2006 roku żyje z tantiem serii. Rosinski mógłby robić do kiedy mu sił starczy okładki...

      Usuń
    3. Ale w tym przypadku to nie zadziała. Bohaterowie Asterixa się nie starzeją, a w thorgalowym świecie a i owszem, a ich dzieci dorastają.

      Usuń
  5. Przeczytane. No niestety, generalnie ten album zawodem stoi... :-(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja się najbardziej zawiodłem brakiem spin offa o kosmicznej stronie Thorgala.Nikt o tym nie pisze, to dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie zastanawia czemu o tym nic nie ma. Facet pochodzi od jakiejś kosmicznej rasy ala Ekspedycja a nikt nie przybliży tego świata. Może w głównej serii? Nowy odcinek jest słabszy od Berserkerów definitywnie. Z dwa albumy mogą dorobić i czas zamknąć Młodzieńcze lata.

      Usuń
  7. Seria Thorgal jak dla mnie zakończyła się już dawno temu. Te wszystkie spin - offy są słabe, albumy w podstawowej serii pikuja coraz niżej. Te wszystkie bóstwa nordyckie, te zdrady Thorgala, nie starzejąca się Aaricia (zwrócił ktoś na to uwagę?). Jak dla mnie seria fabularnie zagonila się w kozi róg. I to niestety jest prawda. Już wolałbym, żeby całkowicie ją zamknęli ale przynajmniej nie nuszczyli wizerunku bohatera na którym się wychowałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizerunku Thorgala to raczej nie niszczą, ale fakt że wszystkie albumy wydane w ciągu ostatnich 10 lat są zaledwie dobre. Dla mnie sedno Thorgala kończy się na albumie Klatka, który mógłby być też pięknym końcem serii. Resztę czytam z nawyku i sentymentu, bo trudno porzucić serię, którą zacząłem czytać w wieku 14 lat... :-)

      Usuń
  8. Scenariusze Yanna są bardzo słabe. Nie dlatego że jest kiepskim scenarzystą ale dlatego że praca dla serii Thorgal to jest jego typowa fucha obok autorskich projektów. Pisze te nudy bo tak chcą Rosińscy którym przeszkadza Dorison bo zamiast 46 odważył się napisać scenariusz na 51 plansz! To jest dramat mentalny - nie istotne jest co opowiadamy w serii czy spin-offach liczy 46 plansz, okładka mistrza i (nie wiem strzelam) 20000€ na koncie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety moim zdaniem album rozczarowuje. Po tytule spodziewałem sie wiecej stron i historii ze Slivią. Dużym minusem jak już p.Kuba pisał są poszukiwania Hierulfa przez Thorgala-straszna dłuzyzna i przeciaganie wątku. Pewnie gdyby zaczynać swoją przygodę z Thorgalem od albumów Młodzieńczych lat historia uwolnienia Slivii była by nawet ciekawa ale tak jest pewien niedosyt...może dlatego że czytając jako dzieciak Zdradzoną Czarodziejkę jakoś inaczej sobie to wyobrażałem. Niezależnie od poziomu prezentowanego przez kolejne "Thorgale" pewnie i tak będę je zbierać ze wzgledu na sentyment z dzieciństwa. Było kilka niezłych albumów pobocznych (choćby Kriss t.1 Mlodzieńcze 1 i 2 ) ale do majstersztyków głównej serii 1-17 duuużo brakuje. Oby Dorison jakoś nakierował Świat Thorgala na dobre tory bo fani są cierpliwi ale niektórzy do czasu i może być to smutny koniec całej serii...album oceniam na 3.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń