czwartek, 21 czerwca 2012

Recenzja albumu "Asgard: Pied-de-fer"

Wszystko zaczęło się od tego, że duet autorów – scenarzysta Xavier Dorison i rysownik Ralph Meyer – brany był pod uwagę przy pierwszych próbach nadania kształtu "Światom Thorgala", projektu planowanego jako rozbudowanie uniwersum serii stworzonej przez Jeana van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego. Wymieniona para twórców została zresztą zaangażowana w podobne przedsięwzięcie bazujące na innej serii pisanej przez van Hamme'a i zrealizowała pierwszy album cyklu "XIII Mystery", w którym przybliżona została postać płatnego zabójcy Mangusty (wydany w 2008 roku również w Polsce). Jak wiadomo, ostatecznie w Le Lombard zrezygnowano z wizji cyklu one-shotów poświęconych postaciom pobocznym występującym na planszach „Thorgala” i skupiono się na trzech cyklach pobocznych: "Kriss de Valnor", "Louve" i "Młodości Thorgala". Wydany w 2012 roku i osadzony w realiach świata Wikingów "Asgard" jest zatem swego rodzaju odpowiedzią Dorisona i Meyera na odrzucenie ich kandydatury w bądź co bądź interesującym projekcie. Jednocześnie to pierwszy komiks, który pojawia się na rynku franko-belgijskim jako niedoszły "Thorgal". Pierwszy i na pewno nie ostatni, ponieważ casus odrzucenia szykowanych dla belgijskiego wydawcy scenariuszy okazuje się być nie tylko dość powszechny, lecz związany ze znanymi w branży nazwiskami, takimi jak Dufaux, le Tendre czy Alcante. "Asgard" zdaje się tym samym zwiastować grupę komiksów, które będzie można czytać i analizować w kontekście potencjału jaki mógł być poprzez ich autorów wniesiony w uniwersum "Thorgala", stąd też wziął się pomysł na jego prezentację.

Miejscem akcji komiksu jest Fjordland. Na zamieszkujących tę krainę Wikingów padł blady strach, ponieważ w wodach akwenu znajdującego się pod władaniem króla Gödfreda pojawił się potwór rodem z czeluści piekielnych, a przynajmniej tak uważają ludzie. Atakująca łodzie bezbronnych rybaków i stanowiąca zagrożenie dla kolejnych łupieżczych wypraw, gigantycznych rozmiarów bestia zwana jest Krakenem. Pojawia się nawet sugestia, że może jest to nie tyle wybryk natury, anomalia przyrodnicza, lecz sam Jörmundgand, mityczny monstrualny wąż zwiastujący nadejście Ragnaröku.

Pierwszy album planowanego dyptyku przybliża postać tytułowego bohatera. Jest nim Asgard Żelazna Noga. Asgard zwany jest również zabójcą potworów. Ukatrupienie Krakena traktuje jako misję, za którą chciałby dostać niemałe pieniądze. Ale zaprawiony w walce wojownik jest przede wszystkim zaślepiony chęcią dopadnięcia bestii, traktując zabicie jej jako element prywatnej zemsty na bogach, którzy rzekomo go skrzywdzili. Tak się składa, że Asgard urodził się jako kaleka, bez jednej nogi, którą zastąpił metalową protezą. Jak widać nie przeszkodziło mu to zostać profesjonalistą w swoim fachu, ale jego zachowanie daje do zrozumienia, że wiązało się to z trudnym życiem – tu warto dodać, że bohatera poznajemy właściwie w momencie, kiedy jest już czterdziestoletnim mężczyzną, dlatego niewiele wiemy o jego przeszłości. Wracając do motywu pościgu za Krakenem, czytając komiks można pokusić się o skojarzenia z "Moby Dickiem", aczkolwiek nie chciałbym brnąć w przesadne porównania pomiędzy komiksem Dorisona i książką Melville'a.

Dorison ograniczył się do prezentacji zaledwie kilku postaci, które w prowadzonej przez niego historii odgrywają swoje role. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście wątek głównego bohatera, który z jednej strony jest nieprzyjemnym w kontakcie wyrzutkiem, bytującym poza marginesem społeczeństwa, z drugiej strony mówi się o tym, że w przeszłości udało mu się trafić do elitarnego oddziału króla – tak zwanej hildy, z którym przygoda nie miała chyba dla niego dobrego zakończenia. Być może to nadmierne skupienie się na Asgardzie, przy braku rozwijania wątków pobocznych, skutkuje brakiem gęstej i zawiłej fabuły oraz konstrukcją raczej mało złożonych osobowości, z których najbardziej wyrazistą jest młoda Sieglind, ale nie traktuje tego jako wadę. Sprzyja to spokojnemu budowaniu napięcia, które umiejętnie regulowane przez scenarzystę pozwala mu na utrzymywanie odpowiedniego dla komiksu tempa.

Scenarzysta swobodnie i z niemałą chęcią czerpie z mitologii nordyckiej. Nawiązuje do niej między innymi odwołując się do "Völuspy" (inaczej zwanej "Wieszczbą Wölwy"), czyli klasycznego poematu wchodzącego w skład Eddy starszej. Stara się również sięgać do kultury nordyckiej. Już postać Asgarda, który jako kaleka miał zostać już po narodzinach pozbawiony życia przez ojca ma wprowadzić czytelnika w surowy świat ludzi północy. Dorison chętnie wykorzystuje również pojęcia z języka norweskiego, chociażby posługując się nazwą strandhögg określającą wprawy łupieżcze. Niewątpliwie buduje to w komiksie adekwatny do realiów klimat.

Za ilustracje w komiksie odpowiada Ralph Meyer (przy wsparciu kolorystki Caroline Delabie), któremu, moim zdaniem, udało się oddać nastój bliżej nieokreślonej dzikiej krainy z północy. Chociaż natura stanowi jedynie tło dla rozgrywających się wydarzeń, można w albumie odnaleźć kilka kadrów, które opisują piękno Fjordlandu. Co istotne, francuski rysownik wykreował emanujące życiem postaci, umiejętnie przedstawiając różne emocje rysujące się na ich twarzach. Warto zauważyć, że Meyer po raz pierwszy wszedł ze swoim warsztatem w gatunek fantasy, dotychczas realizując się raczej w seriach kryminalnych, chociażby we wspomnianym wcześniej "Manguście". Na pewno to wejście w zupełnie inne realia wymagało od niego trochę wysiłku, ale widać tego pozytywne efekty. Czysta, realistyczna kreska, oparta na delikatnym konturze, podparta raczej stonowanymi kolorami jest przyjemna dla oka. Na koniec, jako swego rodzaju ciekawostkę dodać można, że zdaniem Grzegorza Rosińskiego styl Meyera nie pasował do świata "Thorgala". Mnie z kolei Francuz przekonuje i chętnie zobaczyłbym w jego wykonaniu próby oddania natury Nothlandu i zamieszkujących go mieszkańców, ale oczywiście najistotniejsze w tej materii było i jest zdanie Mistrza.

To w warstwie graficznej pojawia się najbardziej wyraziste nawiązanie do "Thorgala". Jest nim moment, kiedy na samym początku komiksu Wiking o imieniu Leif decyduje się nie zabijać swojego kalekiego synka i unosząc go ku niebu nadaje mu imię będące nazwą królestwa tych, którzy go odrzucili – bogów z Asgardu. Scena wydaje się być niemalże kopią klasycznego momentu z „Gwiezdnego dziecka”, kiedy Leif Haraldson nadawał imię odnalezionemu na swojej drodze noworodkowi przybyłemu z innego świata.

Patrząc na "Asgard" jak na potencjalny spin-off "Thorgala" rzucają się w oczy motywy, które Dorison mógł wykorzystać, gdyby faktycznie dane mu było realizować swój pomysł w tym uniwersum. Po pierwsze dotyczy to postaci głównego bohatera. Asgard Żelazna Noga to wypisz wymaluj trochę młodszy Arghun Drewniana Noga, były wojownik elitarnych jednostek króla, cieśla, kowal, płatnerz, samotnik z racji brzemienia, jakim naznaczyli go bogowie. Idąc dalej, przedstawiona w komiksie historia zarysowuje początki relacji pomiędzy Asgardem i młodziutką Sieglind, i jest to drugi wyraźny motyw bliski „Thorgalowi”. Piegowata dziewczyna, sierota, w dodatku córka niewolników, mogłaby być Tjallem, którego Arghun przygarnął i uczynił świetnym łucznikiem. Zresztą pojawia się w komiksie taki moment, kiedy Asgard daje Sieglind lekcję posługiwania się łukiem i można wyobrazić sobie, że tak właśnie rozpocząłby swoją przygodę z bronią młody Tjall.

Oczywiście to tylko domysły – skutek wybujałej wyobraźni próbującej łączyć fakty. Oficjalnie Xavier Dorison zaprzeczył, jakoby "Asgard" był przerobionym scenariuszem przygotowywanym na potrzeby "Światów Thorgala". Tyle tylko, że scenarzyści raczej nie zwykli marnować dobre pomysły, jakie przyszły im do głowy, o czym zresztą będzie się można przekonać przy okazji kolejnych komiksów, które pojawią się na księgarskich półkach nie jako historie osadzone w rzeczywistości wykreowanej przez Jeana van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego, lecz samodzielne tytuły.

"Pied-de-fer" ("Żelazna Noga") to lektura na satysfakcjonującym poziomie. Na pewno nie jest to dzieło wybitne, ale przyjemnie się je czyta i widać w tym pomysł oraz dobre rzemiosło jego twórców. Rozreklamowana przez Dargaud i zbierająca na Zachodzie pozytywne recenzje pierwsza odsłona planowanego dyptyku ma szansę stać się poczytną pozycją na rynku franko-belgijskim. Jak się okazuje, jeden z polskich wydawców jest zainteresowany przełożeniem komiksu Dorisona i Meyera na rodzimy język. Uważam, że to bardzo dobry pomysł. Pozostaje poczekać na jakieś konkrety w tej sprawie, podobnie jak na kontynuację zatytułowaną "Le Serpent-Monde" ("Wąż Midgardu").

"Asgard" tom 1: "Pied-de-fer"
Scenariusz: Xavier Dorison
Rysunki: Ralph Meyer
Kolory: Caroline Delabie, Ralph Meyer
Wydawnictwo: Dargaud
Data publikacji: 03.2012
Liczba stron: 56
Oprawa: twarda
Cena: 13,99 euro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz