wtorek, 12 listopada 2013

Recenzja "Kah-Aniela"

Thorgal zmierza do Bag Dadhu już od ładnych paru lat, a dokładnie od kiedy Yves Sente zdecydował się skierować w tym kierunku Czerwonych Magów, którzy uprowadzili małego Aniela mającego być nadzieją na odrodzenie ich mistrza Kahaniela de Valnora. I oto wreszcie na horyzoncie pojawia się owiane pustynnymi wiatrami orientu legendarne miasto Dżi Hinów, kolebka czerwonej magii...

Tym, co zachwyca w najnowszym albumie "Thorgala" już od pierwszej planszy, jest warstwa graficzna. Grzegorz Rosiński z wrodzoną sobie wrażliwością bez najmniejszego problemu odnalazł się nowych dla serii klimatach. Wnikliwe studium ikonografii orientalnej i dwa lata pracy przyniosły niesamowite wręcz efekty. Niektóre kadry komiksu są przebogate w detale, warte uważnego przyglądania się im pod różnym kątem; inne po prostu służą zilustrowaniu biegnącej w zasadzie niespieszno na przód akcji. Rosiński oczarowuje pieczołowitością oddania realiów, czy to portu w Saidzie, czy też uliczek "Miasta orła", którego pełna perspektywa znalazła się na jednej z pierwszych plansz komiksu. Jak sam artysta przyznał, trochę przekornie korciło go, by gdzieś w oddali namalować mały czołg... W kontraście do zimowego krajobrazu przeszywającego chłodem w "Statku mieczu", na planszach "Kah-Aniela" rządzi pustynny skwar, wokół rozciągają się gorące i bezkresne piaski pustyni. Jednym słowem, pięknie.

I tak jak polski artysta może być zestawiany z XIX-wiecznymi orientalistami, tak belgijskiego scenarzystę trudno porównać do Szeherezady, która swoimi opowieściami przez tysiąc i jedną noc karmiła poślubionego jej okrutnego sułtana Szahrijara, mającego w zwyczaju zabijać swoje żony w dzień po nocy poślubnej. Przede wszystkim akcja w komiksie posuwa się na przód niezbyt szybko. Wytłumaczeniem tego jest decyzja scenarzysty, by nie domykać fabuły na czterdziestu sześciu planszach. Zamiast tego Yves Sente rozwleka trochę podróż do miejsca docelowego, którą mógłby w zasadzie pominąć, a także mnoży wątki związane z sytuacją polityczną Bag Dadhu, przez co rola Thorgala w tej ogromnej intrydze jest w zasadzie bardzo ograniczona. No właśnie, z jednej strony okładka albumu przedstawia trochę aż nazbyt monumentalną podobiznę Thorgala, który niezłomny i zdeterminowany chęcią odzyskania synka powinien wparować do miasta kalifa i pokazać, że siwe włosy na jego głowie nic nie znaczą, a tymczasem bohater wciąż pozostaje dwa kroki w tyle za tak zwaną wielką historią – trudno wobec tego mówić, że jest to komiks z jego tylko przygodami. Niby ma również postawione przed sobą fundamentalne pytanie: wyratować syna z rąk porywaczy czy pozwolić im wypełnić przeznaczenie Kahaniela de Valnora i tym samym pomoc miastu wyzwolić się spod jarzma tyranii, jest to jednak problem rzucony trochę dla zachowania pozorów. Po Thorgalu naprawdę nie widać, by przeżywał w twej kwestii jakiekolwiek rozterki... Poza jedną, o której pisać jest w zasadzie bardzo trudno. Ale cóż, po prostu o jego względy zabiega tajemnicza Saluma...

Coraz bardziej prawdziwe, a w zasadzie prorocze stają się słowa Yanna, który zarówno w albumie "Aux origines des Mondes", jak również w wywiadzie dla Thorgalverse (tutaj) stwierdził, że "Thorgal" jest niczym amerykański serial "Dallas" w świecie wikingów. Dla mnie słowa francuskiego scenarzysty wydawały się w owym czasie, gdy czytałem je po raz pierwszy, powiedziane nieco na wyrost, tak jakby Yann trochę sobie pokpiwał z zawiłych losów rodziny Thorgala. Dziś widzę, że to była samospełniająca się przepowiednia, na którą sam Yann wywiera niemały wpływ decyzjami podejmowanymi w kwestii rozwoju serii "Louve" i "Młodzieńcze lata". Yves Sente niejako stara się dotrzymać kroku koledze po piórze. Tym oto sposobem, będący daleko od domu Thorgal znowu poddany jest próbie, gdy wokół niego zaczyna krążyć ponętna kobieta. W pewnym momencie on sam zdaje sobie sprawę z tego, że o Aaricii nie mówi już "ukochana", a "matka moich dzieci" (jakkolwiek sztampowo skonstruowana jest ta scena). Nawet jego nowy kompan Pietrow zauważa, że "bogowie nie przestają zsyłać prób na tego człowieka". Wyraźnie zatroskana o Thorgala jest również Lehla, mająca wciąż idealne wyobrażenie o utraconej kilka lat wcześniej dziecięcej miłości.

Popis zagmatwania intrygi daje jednak Sente w rozpisaniu kluczowej dla rozwoju fabuły noweli miłosnej rodem z Bag Dadhu, gdzie w głównych rolach występują: kalif, pierwsza żona kalifa, druga żona kalifa, wielki wezyr, sułtan, pierwsza nałożnica haremu, pałacowy nauczyciel oraz wielki mistrz Czerwonego Bractwa. Scenarzysta zakręcił się do tego stopnia, że nawet Grzegorz Rosiński narysował w jednym miejscu nie tę postać, co trzeba... Niezrozumiałe wydaje mi się wprowadzanie do komiksu aż tak wielu imion, szczególnie że część z nich jest trudna do zapamiętania. Owszem, może być to zasadne, ale Van Hamme raczej starał się nie mnożyć postaci, a na pewno nie przejmował się tym, by każdy z wprowadzonych przez niego bohaterów był przedstawiony z imienia. Pod tym względem Sente bije go na głowę.

Jak sugeruje tytuł albumu, kluczowa jest w nim historia Czerwonego Bractwa. I tak oto podczas lektury można dowiedzieć się czegoś więcej o ludziach posługujących się czerwoną magią, poznać początki ich działalności, a także motywacje stojące za ich poczynaniami. Lecz tak jak z jednej strony jest to bardzo ciekawy element rozbudowujący świat "Thorgala", wprowadzony jeszcze przez Van Hamme'a, tak z drugiej może być trochę niebezpieczny. Czerwoni Magowie zdają się bowiem dysponować naprawdę dużą mocą, czego dowody dawali już wcześniej, a co widać jeszcze wyraźniej w tym albumie. A więc skoro są tacy potężni, dlaczego zagrażają im zwykli ludzie? W dodatku ich historia zdaje się być pisana trochę z albumu na album. Świadkami tego jesteśmy od początku kariery scenopisarskiej Sentego, który małymi kroczkami wzbogaca losy Kahaniela de Valnora o nowe fakty. Czasami zastanawiam się, czy wszystko to miał przemyślane od samego początku.

Jest to bowiem trochę symptomatyczne, że wiele tropów pozostawianych na przestrzeni kolejnych pisanych przez Sentego albumów koniec końców nie znajduje takiego rozwiązania, jakie wydawałoby się być oczekiwane. Czytelnik może się po nich wiele spodziewać, natomiast nie zawsze dostanie to, co go usatysfakcjonuje. Na przykład zakrywająca twarz Saluma, której tożsamość intrygowała podczas lektury "Statku miecza", bardzo szybko traci nabudowaną w prosty sposób wokół jej osoby aurę tajemniczości, co więcej, nie okazuje się być żadną ze znanych dotychczas postaci, a tego można było przecież domniemywać i na pewno nie sposób było takiej ewentualności wykluczyć. Noszenie masek jest zresztą jednym z tych elementów, które Sente wykorzystuje wręcz obsesyjnie. Dało się to już zauważyć w "Zemście hrabiego Skarbka", ale podobnie w "Thorgalu" oraz "Kriss de Valnor" jest wielu zamaskowanych bohaterów, a także wielu impostorów.

Zważywszy na to, ze kolejny album "Thorgala" ukaże się po dwuletniej przerwie, "Kah-Aniel" pozostawia uczucie niedosytu. O ile "Statek miecz" był zamkniętą fabułą, nawet sprawnie rozpisaną przygodą Thorgala odbytą podczas niebezpiecznej przeprawy przez skute lodem rzeki północy na pokładzie kupieckiego statku, o tyle pomysł na zastosowany tu cliffhanger, na którego ciąg dalszy trzeba czekać dwa lata, to nadużycie cierpliwości czytelnika, nawet jeśli w międzyczasie będzie on mógł czerpać przyjemność z lektury kolejnych albumów serii równoległych. Urywanie historii w najciekawszym momencie miało służyć Szeherezadzie przeżyć kolejny dzień. Gdyby sułtan znudził się którąś z jej historii i musiał czekać na ciąg dalszy dwa lata, dziewczyna długo by nie pożyła. O tym Yves Sente zdaje się zapomniał. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że apetyt wzbudzony przez słowa Hichama, który w albumie "Dłoń boga Tyra" opowiadał Louve o tajemnicach, jakie skrywają komnaty pałacu kalifa, zostanie kiedyś wreszcie zaspokojony. Oprócz tego Thorgal musi wziąć się w końcu w garść i zaznaczyć swoją obecność na Bliskim Wschodzie.

"Thorgal" album 34: "Kah-Aniel"
Tytuł oryginalny: Kah-Aniel
Scenariusz: Yves Sente
Rysunek: Grzegorz Rosiński
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data publikacji: 11.2013
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba stron: 48
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa: miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł

3 komentarze:

  1. Zastanawia mnie czemu nie podzielić robienia Thorgala na dwóch rysowników. Mistrz mógłby malować co drugi album - w takcie dwuletnim, a na przykład jako drugi rysownik Roman Surżenko na zmianę. Po co robić serię Louve, (już jest 5 tamów narysowanych), można by tą serię zamknąć bez straty dla Światów Thorgala i energię Romana spożytkować na Thorgala. Może to brzmi rewolucyjnie ale byłoby to naturalne przekazanie pałeczki, przez starzejącego się Rosińskiego.

    Inną sprawą jest to, że podobno scenariusz 35 albumu, jest niespójny z historią która rozgrywa się w Kah-Anielu.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się bardzo podoba ten album. Wreszcie coś się dzieje , nie wszystko musi obracać się wokół Thorgala. Rysunki Rosińskiego magia. Są przepiękne . Wątek Salumy intrygujący. Może nie popieram zachowania Thorgala, ale facet to facet swoje potrzeby tez ma :) Trochę zmarnowany potencjał Aarici. Kiedyś jako córka króla wikingów teraz zrobili z niej kurę domową. Nic dziwnego iż większość czytelników woli ponętną Kriss De Valnor. Album bardzo dobry !

    OdpowiedzUsuń
  3. Album scenariuszowo bardzo słaby (zły wezyr? naprawdę?bardziej tandetnie nie można?)...recenzja bardzo tafnie punktuje dużą część braków.Rosiński oczywiście wspaniały, choć końcowe plansze malowane jakby bardziej pospiesznie, ale...nie po to czytamy komiksy żeby nasładzać się tylko pięknymi kadrami. Bez mocnej i wciagjącej historii są one niby cymbał brzmiący...A w ramach eksperymentu zastanówmy się kto by to kupił tę historię samą w sobie, gdyby nie marka Thorgal i Rosiński.
    A przy okazji - świetny blog, wysoki poziom.

    OdpowiedzUsuń