czwartek, 22 września 2011

Fragment książki "Thorgal. Dziecko z gwiazd"

Poniżej można się zapoznać z początkowym fragmentem książki "Thorgal. Dziecko z gwiazd", która 21. września ukaże się nakładem wydawnictwa Egmont Polska. Autorką nowelizacji komiksowej serii stworzonej przez Jeana van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego jest Amélie Sarn.








Prolog

Spienione fale kotłowały się nad nimi podobne do wygłodniałych morskich potworów. Zostali tylko oni. Dziewięć innych drakkarów zatonęło, roztrzaskały się i zmiażdżyły je uderzenia potężnych fal twardszych niż skały. Ze stu dwudziestu wikingów, którzy wyruszyli, żeby grabić, mordować, zdobywać i powrócić zwycięsko z łupami, zostało tylko piętnastu. Przez trzy dni i trzy noce Leif Haraldson stał przy sterze. Pozostali porzucili wiosła, i tak w większości strzaskane, i zawinięci, w co kto miał, chronili się przed masami wody przelewającymi się przez burtę. Zaniechali walki. Potężni wikingowie, władcy mórz i prądów morskich, zostali pokonani. Bogowie przestali im sprzyjać. Przed wyprawą Leif tak wiele im obiecywał: opowiadał o nieznanych krainach, o wioskach, gdzie pasą się stada tłustych krów, gdzie pod okiem dorodnych kobiet bawią się pyzate dzieci, a świątynie pełne są bezcennych kosztowności. Przywoływał kuszące obrazy niezliczonych skarbów, które zdobędą, uczt i pijatyk, a wszystko to ukoronowane chwałą zdobytą mieczem. Teraz Leif przeklinał w duszy tamte chwile. Poprowadził tych ludzi na zgubę, przez niego nie dostąpią zaszczytu przebywania w Walhalli. Tylko bojownicy polegli w boju mają do tego prawo, a jak tu walczyć z rozszalałym morzem?
Na dziobie drakkara chroniony przez wysoką burtę Gunnar, kapłan czarownik, mamrotał niezrozumiałe słowa. Była to ostatnia próba zwrócenia się do bogów z prawdziwą rozkoszą miotających tą łupinką, na której nieustraszeni wojownicy gotowali się na śmierć. Leif też czuł potrzebę zwrócenia się do Odyna, najważniejszego z bogów, ale nie po to, żeby coś uzyskać czy prosić o litość. Odyn i tak był bezlitosny. Nie, Leif chciał mu się przeciwstawić, domagał się prawa do walki z nim jak równy z równym… Niebo poczerniało, wściekłe podmuchy wiatru pędziły chmury, ale nie pojawiła się ani jedna gwiazda, żeby im wskazać, gdzie się znajdują. Ich drakkar został otoczony przez najgroźniejszego wroga, musiał przeciwstawić się niekończącemu się i niedającemu nadziei natarciu szarych bałwanów z białymi grzywami. Leif, kurczowo trzymając ster, nie chciał się jednak poddać.
- To twoja wina! − Jeden z ludzi o blond włosach i potężnym karku odrzucił okrywający go koc i podniósł się, wskazując palcem Leifa. Gandalf Szalony! Stanął na rozstawionych szeroko nogach, patrząc hardo na Leifa. − To twoja wina, Leifie Haraldsonie − powtórzył głośno, z trudem przekrzykując ryk nawałnicy. − Oszukałeś nas, opowiadając bzdury o podbojach i przygodach! Poprowadziłeś nas na śmierć bez walki i chwały! Gdzie są skarby, o których rozprawiałeś z takim zapałem? Czy znajdziemy je w brzuchach ryb, które wkrótce pożywią się naszymi ciałami?
W szarych oczach Gandalfa igrał błysk szaleństwa, któremu zawdzięczał swój przydomek. W walce niejeden raz udowodnił, iż nie ima się go żelazo. Jego odwaga i dzikość nie miały sobie równych, a była to dzikość bezrozumna, podobna do furii berserków. Gandalf od dawna podważał autorytet Leifa, chełpiąc się wielką liczbą zabitych przez siebie ludzi, a także dokonanych najazdów i wypraw wojennych. Na każdym zgromadzeniu przeciwstawiał mu się lub próbował go ośmieszyć. Zarzucał mu, że to przez niego wspólnota zaczęła zajmować się uprawą i hodowlą, że zmienił wojowników w rolników. Częściowo z tego powodu Leif zorganizował tę wyprawę. I nie przypadkiem zależało mu na tym, by Gandalf płynął na tym samym drakkarze co on, bo dzięki temu mógł mieć go na oku. Teraz jednak byli bliscy zguby i wkrótce staną przed bogiem morza Aegirem.
- Ponad stu naszych nie żyje i błąkają się teraz gdzieś po drodze do Helu! − wrzeszczał Gandalf. − Czy możesz doprowadzić nas do Northlandu, czy tego też nie potrafisz dokonać?
Wikingowie skuleni na pokładzie statku, udręczeni głodem i pragnieniem, zaczęli zrzucać okrycia. Gandalf ubrał w słowa ich myśli. Śmierć nie była im straszna, ale lękali się sądu bogów nad ludźmi, którzy nie umarli w heroicznej walce, i tego, że zostaną skazani na nieskończone błądzenie po zawiłych labiryntach Helu.
- No i co, Leifie! − grzmiał Gandalf. − Czy potrafisz doprowadzić nas z powrotem do naszych domów?
Pięści Leifa mocniej zacisnęły się na sterze.
- Dlaczego pragniesz obciążyć mnie odpowiedzialnością za gniew bogów? Lepiej byś zrobił, pomagając mi utrzymać ster! Nawałnica nie będzie trwała wiecznie, jest nadzieja, że ujdziemy z niej z życiem!
- Słyszycie go?! − Gandalf zwrócił się do grupki piętnastu ludzi, którzy wstawali jeden za drugim. − Posłuchajcie, co on gada! Jam Gandalf Szalony, a on jest Leif Zarozumiały, który uważa się za mocniejszego od bogów. Nie widzisz, że nasz los jest przesądzony? Nigdy nie powinniśmy byli ci zaufać, nigdy nie powinniśmy byli powierzyć ci naszego życia! Czy pomyślałeś kiedykolwiek o naszych rodzinach, o żonach i dzieciach, które zostawiliśmy bez obrony na pastwę łupieżców z obcych klanów? Zginiemy tutaj, nawet jeżeli…
- Może jest jakiś ratunek.
Gunnar, stary kapłan czarownik, wsparł kościstą i trzęsącą się rękę na krawędzi burty. Miał być ich przewodnikiem, pośrednikiem między nimi a bogami, i doprowadzić ich szczęśliwie do celu podróży. On także zawiódł, bogowie zadrwili sobie z niego.
Gandalf spiorunował go wzrokiem.
- Ratunek? Jaki?
- Doznajemy gniewu Aegira, ponieważ ofiary, które złożyliśmy mu przed wyprawą, nie zadowoliły go. On żąda więcej ofiar i daje nam to wyraźnie do zrozumienia.
- Co chcesz, żebyśmy mu dali, starcze?! − wykrzyknął Olaf, syn Ingolfa. − Dzisiaj nawet my sami nie mamy nic do jedzenia! Czy widzisz jakieś krowy na naszym drakkarze? Świnie? A może kury, które moglibyśmy zarżnąć, żeby ułaskawić Aegira?
Gunnar zacisnął szczęki, silne uderzenia wiatru szarpały jego długą brodę, a strumienie morskiej wody chłostały twarz.
- Mówię o ofierze z ludzi − oznajmił. − O złożeniu w ofierze człowieka.
- Oszalałeś, Gunnarze!?
Leif wciąż nie wypuszczał steru z rąk. To była jego ostatnia nadzieja. Ster stał się czymś najważniejszym, na podobieństwo Yggdrasila, świętego jesionu będącego osią świata, sięgającego korzeniami aż do Asgardu, miejsca, w którym przebywają bogowie. Trzymał się go kurczowo, jakby tylko on mógł go uratować. Uratować przed nawałnicą, pogardą ludzi i szaleństwem, które ich ogarnęło.
- Oszalałeś, Gunnarze − powtórzył. − Wikingowie dawno temu zaprzestali składania ofiar z ludzi! Nie uważasz, że już wystarczająco wielu naszych straciło życie?
- A ja uważam, że to przedni pomysł!
Gandalf zbliżył się do Leifa z twarzą wykrzywioną gniewem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz