piątek, 14 października 2011

Wywiad z Grzegorzem Rosińskim

Jednym z gości XXII edycji łódzkiego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier był Grzegorz Rosiński. Przy tej okazji udało się przeprowadzić z nim dłuższą rozmowę na temat „Thorgala” i artystycznych planów na przyszłość:

Jak pracowało się Panu nad najnowszym albumem "Thorgala"?

Dokładnie tak, jak nad każdym innym.

Czyli Yves Sente nie zaskoczył Pana czymś szczególnym.

Nie. Można powiedzieć, że rutyna, codzienność, wszystko jest w porządku, jakość gwarantowana. No czym on może mnie zaskoczyć? Ja zresztą nie chcę zresztą być zaskakiwany, nie chcę wiedzieć, kto kogo zabił w historii, a po prostu wyczulać się na tekst i przekazywać te emocje na czytelnika obrazkami, żeby to było prawdziwe takie, żeby to były prawdziwe emocje. Więc mówię mu… Właściwie nic mu nie mówię. Ja nie mam specjalnie kontaktu ze scenarzystami, rzadko się spotykamy, więc jak się widzimy rozmawiamy o wszystkim, tylko nie o naszej historii, nie o pracy. Zresztą tak było ze wszystkimi scenarzystami, z jakimi pracowałem, z van Hamme’em było podobnie. Spotykaliśmy się i rozmawialiśmy o różnych sprawach, najmniej o robocie.

A jak się Panu podobał powrót do scenerii dalekiej północy, gdzie rozgrywa się akcja tej części serii?

To było zamierzone, ponieważ czułem się trochę głupio w świecie nastolatków z Jolanem i chciałem się z tego wreszcie wyrwać i wrócić do mojego normalnego świata. To był powrót do pewnej naturalności.

Czy zatem uważa Pan, że błędem było rozwijanie wątku przygód Jolana na łamach "Thorgala"?

Nie ma żadnych błędów. Powiem więcej: błędy są chciane. Błędy są potrzebne czasami po to, żeby bardziej panować nad sytuacją, żeby unikać ich na przyszłość.

Czyli teraz czytelnik dostanie większą porcję przygód Thorgala a mniejszą Jolana.

Nie, dostanie wszystko, tylko że niekoniecznie ja będę to rysował. Ja chcę się skupić na bohaterach, którzy są bliżsi mojej generacji, natomiast sprawy na przykład Louve zostawiam innym. Młodość Thorgala będzie rysował jeszcze inny rysownik. Mam już plansze kontrolne, będziemy pracować na razie razem na tym, trochę tak jak ze Zbyszkiem Kasprzakiem w "Yansie".

Jak wyglądał dobór artystów pracujących nad seriami odpryskowymi? Jaki miał Pan wpływ na to, że to właśnie Giulio de Vita narysował przygody Kriss de Valnor?

Miałem na to decydujący wpływ. "Światy Throgala" stworzyliśmy po to, żebym pracował swoim rytmem, natomiast żebym miał pełną kontrolę i permanentny kontakt z najlepszymi autorami, jakich nam się udało ściągnąć. Wymagało to bardzo wielu konsultacji i prób. Przez cały proces przewinęła się masa autorów, którzy rysowali plansze testowe; bardzo znanych autorów zresztą, którzy nie pasowali nam do świata "Thorgala". Nie byli to amatorzy żadni; byli Włosi inni, poza de Vitą, był jakiś Anglik, ale to nam nie pasowało jakoś do tego klimatu, no i teraz mamy dwóch pewnych rysowników, jeden jest prawie pewny…

Pewniakami są de Vita i Surżenko.

Jest jeszcze rysownik francuski Parnotte (Joël Parnotte – dop. JS), z którym spróbujemy się jakoś zgrać. Ale on ma pewne trudności z przejściem ze swojego świata na świat Thorgala. Swoje albumy robił takie bardzo lekkie, a tutaj ma tremę ogromną. I trochę jest spięty. Ale to mu przejdzie, bo widzę, że… W każdym razie mamy teraz ciągle konsultacje.

Dlaczego rysownicy, którzy zostali zaangażowani do tworzenia spin-offów nie kolorują ich sami? W proces tworzenia "Thorgala" została ponownie włączona Grażyna Kasprzak.

To jest jakby naturalne, dlatego że ona tworzyła pewien klimat barwny "Thorgala" od dziewiętnastego bodajże albumu. W "Światach Thorgala" naszym zadaniem nie była maksymalna różnorodność, żeby to było w różnych szalonych stylach rysowane. Chodziło nam o to, żeby to było jak najbardziej spójne. Dlatego to naturalne, żeby ona, która się zajmowała "Thorgalem", robiła to teraz dla innych rysowników. Mnie straciła zupełnie. Odkąd zacząłem malować sam, nie miała nic do roboty, więc teraz to kontynuuje. Ale obawiam się, że może nie dać rady, dlatego jeszcze ktoś będzie ten kolor robił. Natomiast nie będzie to kolor komputerowy.

W "Thorgalu" nie ma żadnego komputera. I nigdy nie będzie. Byłoby idiotyzmem robienie historii w zamierzchłych epokach w komputerze. To jest narzędzie, które nie jest naturalne w tym świecie. Patykiem można raczej poskrobać niż komputerem. Historie o robotach, jakieś tam futurystyczne, jak najbardziej; samochody sobie można na komputerach robić. Poza tym ja nie chcę żeby to Pan Photoshop robił, bo to nie jest żaden rysownik dla mnie. Ja nie zatrudniam Photopshopa do tego. Wszyscy robią tak samo teraz. To jest głupota. Co im zostaje z tego, no? Co im z tego przyjdzie?

Mnie takie pytania zadawano, jaki ja bym młodym autorom komputer polecił, jaki program. No to ja mówię program taki, który jest tutaj – w mózgu. Bo jak przekonać odbiorcę, czytelnika za pomocą komputera, że to jest prawdziwe, że ktoś przy tym był. Wiadomo, że był – robił to przy komputerze. Ale teraz wszyscy tak samo robią. Jest to samobójstwo dla autorów.

Czy Zbigniew Kasprzak był rozpatrywany jako potencjalny rysownik któregoś ze spin-offów "Thorgala"?

Nie, nie, dlatego że... Kiedyś go spytałem nawet, zasugerowałem mu, czy on by nie przyłączył się do nas, do przygód thorgalowych, to się tak zdenerwował strasznie… I słusznie. Ja na jego miejscu też bym nie chciał tego ciągnąć. Już wystarczy, że "Yansa" robił.

Robi Pan sobie teraz przerwę od "Thorgala" i ma w planie coś innego?

Nie, nie. To znaczy ja sobie przerwy robiłem zawsze, ale nie żebym miał sobie „Thorgala” odkładać na bok. On równolegle istnieje, funkcjonuje, czekam aktualnie na scenariusz następnego albumu, ale mam teraz na to więcej czasu, bo dwa lata. A w międzyczasie coś będę dłubał na pewno.

Co to będzie?

Robię ilustracje. 

Skarbek?

No niezupełnie. To wyszło ze Skarbka. Ale ja jeszcze nie mogę powiedzieć, że będę to robił i kiedy, bo musze najpierw zapoznać się ze scenariuszem. Pierwotnie to miał być rodzaj kontynuacji, ponieważ chcieliśmy zrobić w Skarbku historię II wojny, 100 lat później, 1943 rok. To miało być nawiązanie tekstowe, poszukiwania jakichś tam skarbów z epoki hrabiego Skarbka przez nazistów, przez Amerykanów, przez wszystkich. Ale w rezultacie wyszła historia w rodzaju "Złota dla zuchwałych". Więc daliśmy sobie spokój. Powiedziałem: Słuchaj, nie nawiązujmy do Skarbka, zróbmy dobrą historię z II wojny światowej, bo nie robiłem tego jeszcze właściwie, czy też od dawna nie miałem okazji sobie porysować moich… Wykorzystać mojej wiedzy na temat tych wszystkich samolotów, czołgów, uniformologii z tamtej epoki.

Będzie to pojedynczy album czy podobnie jak "Zemsta Hrabiego Skarbka" dyptyk.

To nie będzie klasyczny komiks.

Jakaś eksperymentalna forma?

Ja zawsze eksperymentuję. Jeśli mogę. W "Thorgalu" nie mogę eksperymentować, bo czytelnicy się zawsze dopominali, żebym rysował tak, jak kiedyś rysowałem. Każda próba doskonalenia czegoś, wyjścia poza moje początki, była uważana jako zdrada. Dlatego tu byłem przyblokowany. Stąd robiłem inne rzeczy na boku, inne historie, inaczej, zawsze inaczej. Tylko że to było wciąż takie dość tradycjonalne, a ja chcę pójść na coś zupełnie nowego. Jak młody autor gniewny.

Ja jestem ciągle rozdarty między różne chęci: malowanie obrazów, robienie ilustracji, robienie komiksów; porzeźbiłbym sobie chętnie. Postanowiłem zrobić od nowa całą serię "Thorgala", to znaczy do każdego albumu porobić dodatkowe ilustracje. Kiedy robiłem "Western", wmontowałem w album obrazy olejne, które namalowałem w stylu epoki. Chcę tak samo zrobić z całą serią "Thorgala", żeby wszystkie wznowienia starych albumów miały taki dodatkowy materiał, którego nikt nie widział jeszcze, poza oryginałami na wystawach. I będę tak chciał zrobić tych obrazów… Muszę zrobić 4 rozkładówki na album, żeby można go było odpowiednio złożyć do druku. 4 razy 35 – powiedzmy, bo będą kolejne albumy do tego czasu – to jest…

140.

140… (śmiech). No to muszę namalować 140 obrazów olejnych. Dużych dosyć, bo takie mi sprawiają przyjemność. Poza, wiadomo, innymi rzeczami, które mam do roboty. To taka jest moja przyszłość.

A czy przyszłość "Thorgala" jest w jakimś sensie ograniczona? Czy liczba spin-offów będzie ciągnięta w nieskończoność?

Nie można planować. To jest żywa historia. Będziemy ją dostrajać do sytuacji w czasie bieżącym. Wszystko będzie zależało od tego, czy rynek to połknie, czy będzie tego chciał. To znaczy rynek to jest mniej ważny, ważna jest publiczność.

Yves Sente przejął pisanie scenariuszy do serii "XIII". Czy jest następcą van Hamme’a?

Van Hamme jest trochę niezastąpiony na scenie. Należy do czterech największych scenarzystów w historii komiksu europejskiego, przynajmniej z tej strefy francuskiej. Goscinny, Charlier, Greg i van Hamme – to jest ta czwórka największych nazwisk w historii komiksu. Bardzo trudno być następcą kogoś takiego. Yves Sente jest następcą o tyle, że rysuje jego postaci.

A jak to się stało, ze van Hamme sprzedał swoje prawa do "Thorgala"?

No trochę mi zrobił dowcip… Ale w dalszym ciągu się bardzo przyjaźnimy. Przyznam, trochę mi szyki popsuł, ale ja się nie dałem na to nabrać i nie sprzedałem swoich praw. A miałem naciski bardzo duże, żeby się tego pozbyć. Przede wszystkim nie potrzebuję pieniędzy, bo nie mam potrzeb żadnych. Jestem taki raczej… Lubię spaghetti, lubię moje stare Subaru i mam dach nad głową, to po co mi pieniądze. Nie mam żadnej żarłocznej kochanki. Oddałbym pewnie potrzebującym, jakbym miał jakieś pieniądze, bo to była duża suma, żeby takie logo sprzedać.

Ja chcę coś tworzyć. Ja chcę nie mieć pieniędzy, żebym nie był motywowany do tego przez pieniądze. Bo trzeba być idiotą rzeczywiście, żeby mając forsę pracować. Po co pracować, jak się nie potrzebuje?

Czy pan tworzy z innych pobudek.

Bo ja jestem inny trochę.

Jak się Pana zdaniem udała impreza w szwajcarskim Saint-Ursanne? I Pana wystawa na tej imprezie.

Bardzo fajnie. To było wielkie święto średniowieczne w całym mieście. Pozdejmowano wszystkie rynny, znaki drogowe, nie było śladu cywilizacji, żadnego samochodu nie było. Tak to wyglądało na otwarciu tej wystawy. Dostałem klucze do bramy miasta. Sama wystawa bardzo fajna, a właściwie dwie wystawy, bo w dwóch miejscach. Po pierwsze wystawiono obrazy – razem ze szkicami – robione dla muzeum Cinquantenaire w Brukseli. To obrazy przedstawiające chrzest Clovisa, Childerka ze swoją armią Merwingów, wioskę Merowingów. Wystawione zostały oryginały, bo w muzeum w Brukseli są tylko kopie, znaczy się reprodukcje. Nie stać ich było na zakup oryginałów. Ale głownie Thorgal tam był, wszystko toczyło się pod znakiem Thorgala, cała historia od pierwszej planszy, takie różne ciekawostki.

Czy tego typu wydarzenia mają możliwość zaistnieć po raz kolejny?

Tak. Teraz prowadzę rozmowy, ponieważ szykuje się takie centrum… Jeszcze nie wiem gdzie, bo mam kilka propozycji, kilka miast się o to stara, żeby zrobić muzeum. Mowa o stałej ekspozycji, którą będzie można przenieść, jak gdzieś będzie organizowana moja wystawa, a w między czasie zrobić wystawę kogoś innego. To są wszystko projekty, które są bardzo realne, dlatego już mogę o tym powiedzieć, bo to prędzej czy później nastąpi. Raczej prędzej niż później.

11 komentarzy:

  1. Czytając bzdury o komputerach i "panu Photoshopie" mam wrażenie, że Pan Rosiński postrzega nowoczesne technologie na poziomie filmów s-f z lat 70-tych. Samo wykonujące pracę sztuczne inteligencje i maszyny. Panie Grzegorzu - Photoshop i ołówek to NARZĘDZIA, i to tylko od twórcy zależy jak wykorzysta jedno i drugie. Wszystko jest kwestią kreatywności a Pan reprezentuje jakiś pokraczny beton myślowy niepodparty niczym innym jak brakiem konkretnej wiedzy o tej technologi. Żeś Pan widział fotoszpa jak sam koloruje czy rysuje? Czy ktoś jednak obsługiwał ten komputer ? Bo wnioskuje, że to pierwsze i gratuluje styczności z wybitnie inteligentną wersja Photoshopa.

    Szanuje Pana za twórczość ale za brednie , które od lat kilku wygaduje Pan o komputerach należy się liść w czoło. Nie wiesz Pan kompletnie o czym gadasz. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Zapewniam, że małpa to samo zrobiła by ołówkiem i akwarelą co głupim photoshopem. Zdolny i otwarty myślowo twórca zrobi każdym z tych narzędzi równie piękne rzeczy.

    Jestem zwolennikiem pięknych obrazów. Robionych klasycznie jak i cyfrowo. Wszystko jest kwestią wyobraźni i zdolności. Mózg to mózg, narzędzia to narzędzia. Inteligenty twórca to rozgraniczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bardzo rozumiem tego ataku - Pan Rosiński powiedział tylko, że uważa, że tworzenie średniowiecznych historii komputerowo wydaje mu się niestosowne, oraz, że nie wszyscy autorzy powinni tak tworzyć. Nie wiem dlaczego takie coś to "brednie".

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestosowne jest gdy uznany twórca gada głupoty. Idąc dosłowniej tym tokiem rozumowania, komiksy dziejące się w średniowieczu dla większego realizmu powinny wytwarzane być narzędziami z tamtej epoki.... Rosiński regularnie od lat kilku żenująco wjeżdża w wywiadach na komputery, sugerując zło jakie za tym idzie dla młodych twórców. I to nie atak tylko wytknięcie. Wytykam Panu Rosińskiemu gadanie bzdur w tym temacie. Jak ktoś mówi wprost, że praca na komputerze to "samobójstwo dla autorów i wszyscy teraz tak samo robią" to wiem, że nie wie co mówi. Taki inny mistrz, Moebius - rocznik 1938. Siedzi, przy takim oto szatanie marki wacom i "robi tak samo jak wszyscy":

    http://www.youtube.com/watch?v=u7oqwMi8qi0&feature=related

    A tak na poważnie - robi to tak samo co zwykle, tak samo dobrze jak zwykle tylko na Tablecie a nie ołówkiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli twórca uważa, że dla większego realizmu dobrze jest tworzyć materiałami z epoki - to proszę bardzo, czemu nie? Jego prace, może je tworzyć jak mu się tylko podoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. O tych obrazach do Thorgala Rosiński mówił już rok temu. Ciekawe czy już coś namalował:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Tomek,
    Ależ oczywiście. Twórca może tworzyć w technice w jakiej mu się żywnie podoba, ale niech nie gada bzdur o warsztacie o którym ma bladziutkie pojęcie - w tym wypadku o tworzeniu cyfrowym. "Pan fotoszop" to czarny lud w rozumieniu Rosińskiego i o tym piszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Krzysztof,
    Myślę, że zaczął już nawet jakiś czas temu: http://1.bp.blogspot.com/-nQAy-X4PfiE/TkY4K6dx1zI/AAAAAAAAFFU/Zw0U-nB66sA/s1600/P1140062a.JPG

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie wiem. Ogólnie nieźle, ale Thorgal z twarzy trochę jak Bruce Lee. Kiepsko to pasuje do sceny: mało strachu, mało napięcia, jakby chciał olbrzymowi mu wzrokiem wyrwać serce.

    OdpowiedzUsuń
  9. To namaluj lepiej, Pawełku;)

    OdpowiedzUsuń
  10. technika naturalna klasyczna zawsze bedzie wiecej warta od cyfrowej z prostego powodu .kolor cyfrowy np nie przekaze marginesu ludzkiego błedu tak samo szkic nie bedzie to tez fizyczną akcją pot krew i łzy czasem nad kartką:-) to jak z muzyką na samplerze da sie zrobić bebny brzmiace jak prawdziwe nawet z przesunieciami czasu uderzen dla naturalnosci ale nie dorowna to prawdziwej grze i to tyle.ps tworze artystyczne retusze zdj na programach graficznych też i muzyke na samplerach :-)

    OdpowiedzUsuń