Na swój sposób Yves Sente zakpił sobie z czarnowłosej heroiny.
Niby pozwolił jej opuścić Folkwang i wrócić do Midgardu, ale
jednocześnie zabronił używać łuku, miecza czy sztyletu, jednym
słowem pozbawił możliwości robienia tego, w czym piękna łotrzyca
tak się lubuje - zabijania. I tak oto powracająca do świata żywych
Kriss de Valnor z miejsca zostaje uwikłana w szeroko zakrojoną
intrygę, w której trudno jej być sobą, ponieważ ogranicza ją
ryzyko śmierci od uwięzłego w pobliżu serca pod lewą piersią
grotu strzały, pozostałości po heroicznym poświeceniu w wąwozie
pod Ravinum. Ręce wiąże jej enigmatycznie brzmiący wyrok bogini
Freyji - Kriss będzie wolna od zakazu
odbierania życia jakiejkolwiek istocie dopiero wtedy, gdy dokona
czynu godnego królowej lub księżniczki. Konia z rzędem temu, kto
potrafi sprecyzować, jaki w swojej naturze powinien być taki czyn i
wyjaśnić dlaczego ten, którego bohaterka dokonuje w komiksie,
można właśnie za taki
uznać!
Wydawać by się mogło,
że decyzja Freyji jest wiążąca. Nic bardziej mylnego. Tak samo
jak pretekstowy był sąd nad mściwą dziewczyną z Werglundu, który
miał rzucić trochę światła na jej przeszłość, tak też
niejednoznaczny warunek do spełnienia przez bohaterkę zdaje się
być postawiony dla zwykłej krotochwili. Myślę, że pierwsza z
walkirii mogła sobie po prostu odpuścić. Jest to niestety, moim
zdaniem, brak konsekwencji w poczynaniach scenarzysty, który
wprowadza do fabuły elementy pozornie dla niej kluczowe, ale
szybko bagatelizując ich znaczenie. Z kolei Sentego zdaje się
bawić, a może nawet więcej, podkreślanie biseksualnego charakteru
Kriss, zupełnie niepotrzebnie zarysowanego, chyba w momencie
słabości, przez Jean'a Van Hamme'a.
W trzecim albumie serii
naszą bohaterkę spotykamy w momencie, kiedy przeżywa rozkoszne
chwile z Hildebruną, wojowniczą księżniczką, która zaopiekowała
się ranną nieznajomą. Hildebruna z chęcią korzysta z pomocy
Kriss. Jej ojciec, król Gustaafson, potrzebuje kogoś, kto odnajdzie
jego zaginione insygnium władzy - berło zwieńczone złotą,
wysadzaną klejnotami głową smoka. Skutkiem tego, powracająca do
świata żywych Kriss ma do wypełnienia odpowiedzialny quest (na
szczęście zostaje jej wyjaśnione, czym jest "berło",
ponieważ biedaczka tego nie wiedziała). Kriss nie zdaje sobie
jednak sprawy, jak szeroko zakrojona jest intryga, której częścią
się staje i której częścią jeszcze niedawno był też nie kto
inny, jak sam Thorgal.
Żałuję, ale w
kontekście wydarzeń z niniejszego albumu, perypetie Thorgala
ukazane w tak dobrze przeze mnie ocenianym "Statku mieczu"
wydają mi się pełnić jedynie rolę służebną wobec tego, co ma
miejsce dopiero teraz. Dlaczego? Ponieważ to na planszach "Czynu
godnego królowej" znajdujemy rozwinięcie wątku berła króla
Gustaafsona, które Thorgal podstępnie wykradł wikingom
potrzebującym wydobyć je z dna morza i którym potem posłużył
się, by wykupić niewolników. Co więcej, okazuje się, że ci,
którym Thorgal się przeciwstawił, a niektórych nawet doprowadził
do śmieci, teraz są ukazani są w zupełnie innym, raczej
pozytywnym świetle. Pośrednio jest tak dlatego, że wspomniany król
Gustaafson został wykreowany na postać dobrego władcy. Berło jest
mu niezbędne, by zachować swoją pozycję. Ponadto to właśnie na
planszach "Kriss de Valnor" powraca zarysowany w "Statku
mieczu" wątek zagrożenia politeistycznego świata wikingów
przez prowadzoną w imię jednego boga armię cesarza Magnusa.
Odnoszę wrażenie, że w
sieci prowadzonych przez Yvesa Sentego wątków, motywem przewodnim
serii staje się władza. I chyba po raz pierwszy zyskuje ona różne
odcienie, ponieważ przez Jeana Van Hamme'a z zasady rysowana była w
ciemnych barwach, dodatkowo negowana przez brzydzącego się nią
Thorgala. Otóż na umownej szachownicy pojawia się aż kilku
władców. Pierwszym z nich jest Gustaafson, król wikingów z
północnego-wschodu. Obok niego ważną rolę odgrywa pretendujący
do tronu książę Althar, jego syn. Drugim władcą jest Taljar
Sologhonn (polskie tłumaczenie zawiera błąd w zapisie imienia tej
postaci), zamaskowany król uzdrowiciel, którego tożsamość mimo
wszystko wcale nie jest taka trudna do odszyfrowania. Taljar jest
władcą z północy, jednoczącym siły wszystkich wikingów w celu
stawienia oporu wspólnemu wrogowi. Jest nim trzeci władca,
wspomniany już cesarz Magnus, wyznawca boga Yahvusa, stanowiący
zagrożenie dla "starego porządku". Myślę, że trudno
szukać w "Thorgalu" konfliktu zakrojonego na tak szeroką
skalę. Chyba nawet krwawa ekspansja Chaamów pod dowództwem Ogotaia
nie wydaje się być tak symptomatyczna.
Trochę na wyrost
"czwartą władzę" przypisać można Kriss de Valnor,
która właśnie w roli władczyni została ukazana na okładce
autorstwa Grzegorza Rosińskiego. Przyznam, że bardzo podoba mi się
to przedstawienie apodyktycznej bohaterki, która dla bogactwa zawsze
była w stanie zrobić wszystko. Obraz powstał oczywiście w oparciu
o projekt Giulio De Vity. Włoch, w przeciwieństwie do Romana
Surżenki, nie doczekał się jeszcze możliwości własnoręcznego
wykonania okładki albumu tej serii. Kiedy oglądam jego rysunki,
wydaje mi się, że De Vita zbyt mocno wziął sobie do serca rady
Mistrza, który uczył go między innymi tego, jak łatwo z
zamkniętymi oczami można na czystej kartce papieru nakreślić
panoramę. Rysownik zdaje się nazbyt często swobodnie operować
kreską, stawiając na jej umowność bardziej niż na dbałość o
detal. Z jednej strony nadaje to jego pracom dynamiki, a jednak
miejscami odnoszę wrażenie, że oglądając plansze "Kriss de
Valnor" mam do czynienia raczej z pokolorowanym przez Grazę
szkicem. Nie ukrywam, De Vita potrafi oddać charakter kreowanych na
papierze postaci, bardzo realistycznie wychodzi mu przedstawianie ich
stanów emocjonalnych, zazwyczaj ukazuje je w ruchu, mimo wszystko
często aż nadto upraszcza swoją kreskę. Myślę, że z kolejnymi
albumami nabiera wprawy, ale obrana przez niego stylistyka
niekoniecznie mi się podoba.
Wprawy nabrał też chyba
Yves Sente. Trzeci album serii czytało mi się trochę lepiej, a na
pewno inaczej od dotychczasowych. Może dlatego, że akcja biegnie w
jakimś zamierzonym, bardziej konkretnym, chociaż zupełnie
niewiadomym dla czytelnika kierunku i nie jest uwarunkowana przez
wydarzenia, które już miały miejsce, a do tego sprowadzała się
fabuła dwóch pierwszych części (Kriss miała dotrzeć w opowieści
o swojej młodości do momentu, kiedy na jej drodze pojawił się
Thorgal). Tym samym widać, że Yves Sente zmienił swoje plany wobec
tego tytułu, przekształcając stawiający na retrospekcję spin-off
w serię równoległą do "Thorgala". Myślę, że jest to
zabieg udany o tyle, że poszerza spektrum funkcjonowania wielu
postaci, pozwala na bardziej szczegółowe zarysowanie licznych
wydarzeń rozgrywających się w tym samym czasie w różnych
miejscach. Z drugiej zaś strony nieudany, ponieważ Jean Van Hamme
nie potrzebował tak wielu albumów, by opowiadać złożone
historie. Z tego też powodu naprawdę jest mi żal możliwości
poświęcenia kilku albumów więcej na przedstawienie przeszłości
Kriss w sposób bardziej wnikliwy i szczegółowy.
Po dłuższym
zastanowieniu stwierdzam, że kreowana przez Sentego postać Kriss
coraz dalsza jest Kriss stworzonej przez Van Hamme'a. Każda z nich
kieruje się zupełnie innymi pobudkami. Ale być może prawdziwa
natura czarnowłosej bohaterki da o sobie znać w kolejnym albumie,
który ukaże się już za niecały rok. Zawierane w nim sojusze będą
decydować o nowym układzie sił i być
może nieobliczalna femme fatale będzie mogła przypomnieć
sobie, kim była, nim zwierzyła się z grzechów przeszłości przed
trybunałem walkirii.
"Kriss
de Valnor" album 3: "Czyn godny królowej"
Scenariusz:
Yves Sente
Rysunek:
Giulio de Vita
Tłumaczenie:
Wojtek Birek
Wydawnictwo:
Egmont Polska
Data
publikacji: 12.2012
Wydawca
oryginału: Le Lombard
Liczba
stron: 48
Format:
21,5 x 28,5 cm
Papier:
kredowy
Druk:
kolor
Oprawa:
miękka/twarda
Cena:
22,99 zł/29,99 zł
Tożsamość Taljara Sologhonna i jego zarządcy jest oczywista, tylko dlaczego król uzdrowiciel dorównuje wzrostem dorosłym mężczyznom...?
OdpowiedzUsuńNo właśnie mam nadzieję się tego dowiedzieć w następnym albumie. I mam nadzieję, że będzie to wiarygodne wyjaśnienie...
OdpowiedzUsuńto, że postać Kriss zmieniła swój charakter było nieuniknione jeśli zmienia się scenarzysta, innych postaci po części też, i tego mi najbardziej szkoda, bo czytam niby to samo, a jakby zupełnie co innego...
OdpowiedzUsuńa odnośnie Kriss jeszcze, dzisiaj właśnie przeczytałem ten 2-str komiks o Kriss i Thorgalu zamieszczony w "Aux origines des Mondes" i szczerze powiem, że według mnie nic on nie wnosi, tzn nie dowiadujemy się z niego niczego nowego czego nie moglibyśmy się domyślić czytając po prostu główną serię, dla mnie osobiście to taka zapchaj dziura pomiędzy planszami, których można by wiele wyprodukować, tylko po co?
OdpowiedzUsuńno jeszcze może gdyby były to dwie strony pokazujące stosunek Kriss z Thorgalem narysowane przez Rosińskiego ;)
Takie dwie plansze Rosińskiego to byłby prawdziwy rarytas...
UsuńNo a faktycznie, tylko dwuplanszówka sięgająca wydarzeniami do młodości Aaricii i Thorgala ma jakieś większe znaczenie. Ale i bez niej nie ma kłopotu ze zrozumieniem "Dłoni boga Tyra".
Dla mnie ten album był objawieniem. Kilka poprzednich czytałem z umiarkowanym zainteresowaniem, ale nowa "Kriss" wynagrodziła mi to z naddatkiem. Widać, że Sente wprowadził do "Thorgala" coś, czego w tej serii od dawna nie było (a w takiej skali to chyba nigdy), czyli epickość.
OdpowiedzUsuńOstatnich kilka albumów Van Hamme'a było pomyłką, jakąś okropną familijną operą mydlaną. Rodzina, dzieci i tego typu niekomiksowe głupoty. A Sente to sobie odreagował. Na początku było to trochę nieczytelne, zwłaszcza wątek Jolana, ale w trzecim tomie "Kriss" wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Musiałem przeczytać jeszcze raz wszystkie albumy od "Ofiary", żeby wyłapać rozmaite powiązania.
I moim zdaniem w tej multi-serii wcale nie chodzi o władzę, tylko o coś znacznie większego, a mianowicie o nieuchronny upadek bogów Asgardu. Wiemy, że to musi nastąpić, że w XI wieku wikingowie przeszli na chrześcijaństwo, oczywiście nie po dobroci. "Thorgal" dąży ku Ragnarokowi, czyli ku zmierzchowi skandynawskich bogów, tak jak w "Kabarecie" przedwojenne Niemcy dążyły ku wojnie (zachowując wszelkie proporcje). Wątek Louve i Tyra też się w to zapewne wpasuje. W każdym razie bardzo na to liczę.
Zgadzam się, że to nie tylko władza w "Kriss de Valnor", ale w trzecim albumie zdecydowanie chodzi o rozgrywkę pomiędzy władcami i już sam tytuł czwartego albumu sugeruje, że o władzę chodzić będzie.
UsuńZ drugiej strony to upadek bogów też można interpretować jako schyłek władzy... Ciekawe, jak to wszystko się potoczy. Sente może jeszcze błysnąć, tylko że to wszystko wolno się rozwija. Van Hamme potrafił robić bardziej gęste scenariusze.
Tak czy owak, wynik rozgrywki wydaje się przesądzony. Pozostaje pytanie czy to upadający bogowie pociągną za sobą władców, czy odwrotnie? Kriss jest pionkiem w rękach Frei, która postawiła ją na drodze Hildebruny, żeby ostatecznie osadzić Kriss na tronie. Jolan, jako pionek Manthora, też stoi po stronie Asgardu. Natomiast wygnany Loki, razem ze swoimi gigantami, prawdopodobnie poprze Magnusa i to może być to drugie przymierze, o którym mowa w tytule "Kriss" #4. Niewiadomą pozostaje oczywiście Thorgal, na którego Asowie nie mają żadnego wpływu.
UsuńDla mnie album lepszy niż 2 poprzednie jednak bez szału. Oczywiście kibicując Kriss końcówka jest dla mnie ok. Pomijając jej IQ, że nie wie co to berło (kilka klatek załatane). Za dużo też jak wspomniałeś tek biseksualności jednak to mi akurat nie przeszkadza. De Vita poprawa grafiki jednak w porównaniu do Surżenki tragedia. Ma dobre klatki typu jakieś rozmowy przy ognisku by przedstawiać inne zaraz niczym szkice. Nie podoba mi się. Surżenko cieszę się, że także bierze udział w lutowym wydaniu komiksu. Surżenko zyskuje wiele na dokładności i jego wprawie w przedstawianiu tych czasów 10-11 wieku. Co do czyny godnego królowej ja sobie to tłumaczę tak, że w walce Kriss stwierdziła, że trudno zginę ale zemszczę się w obronie przyjaciółki i jakby daję na szalę swoje życie i może o to chodziło?
OdpowiedzUsuńCo do sojuszów ciekawi mnie jak teraz będzie zachowywać się Kriss. Czy to będzie stara Kriss czy jakaś zmiana? Osobiście wolałbym jakiś wątek w tego Aniela, w końcu wróciła do Midgardu więc sobie o synie powinna przypomnieć a Throgala przecież kocha. Z tą sprawą z Lundgenem i intrygą śmierci Thorgala ciekawa była by opcja jakiegoś spoko zwizku Thorgal Kriss jednak na 40 albumie pewnie amerykański happy end będzie.
No właśnie, najciekawsze jest to, że Kriss jakby zupełnie zapomniała o swoim synu, który jak wiemy był dla niej bardzo ważny. Z drugiej strony pamięta Thorgala także wydaje się, że nie zapomniała o tym co było przed śmiercią
UsuńCzy ktoś z Was może udostępnić te plansze z "Aux origines des Mondes" ? chodzi o same te strony Thorgal - Kriss.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz przeczytałam "Czyn godny królowej" i mam może bardzo głupie pytanie: czy podobieństwo króla Gustaafsona do Grzegorza Rosińskiego jest zamierzone?
OdpowiedzUsuń