czwartek, 13 grudnia 2012

Recenzja albumu "Czyn godny królowej"

Na swój sposób Yves Sente zakpił sobie z czarnowłosej heroiny. Niby pozwolił jej opuścić Folkwang i wrócić do Midgardu, ale jednocześnie zabronił używać łuku, miecza czy sztyletu, jednym słowem pozbawił możliwości robienia tego, w czym piękna łotrzyca tak się lubuje - zabijania. I tak oto powracająca do świata żywych Kriss de Valnor z miejsca zostaje uwikłana w szeroko zakrojoną intrygę, w której trudno jej być sobą, ponieważ ogranicza ją ryzyko śmierci od uwięzłego w pobliżu serca pod lewą piersią grotu strzały, pozostałości po heroicznym poświeceniu w wąwozie pod Ravinum. Ręce wiąże jej enigmatycznie brzmiący wyrok bogini Freyji - Kriss będzie wolna od zakazu odbierania życia jakiejkolwiek istocie dopiero wtedy, gdy dokona czynu godnego królowej lub księżniczki. Konia z rzędem temu, kto potrafi sprecyzować, jaki w swojej naturze powinien być taki czyn i wyjaśnić dlaczego ten, którego bohaterka dokonuje w komiksie, można właśnie za taki uznać!

Wydawać by się mogło, że decyzja Freyji jest wiążąca. Nic bardziej mylnego. Tak samo jak pretekstowy był sąd nad mściwą dziewczyną z Werglundu, który miał rzucić trochę światła na jej przeszłość, tak też niejednoznaczny warunek do spełnienia przez bohaterkę zdaje się być postawiony dla zwykłej krotochwili. Myślę, że pierwsza z walkirii mogła sobie po prostu odpuścić. Jest to niestety, moim zdaniem, brak konsekwencji w poczynaniach scenarzysty, który wprowadza do fabuły elementy pozornie dla niej kluczowe, ale szybko bagatelizując ich znaczenie. Z kolei Sentego zdaje się bawić, a może nawet więcej, podkreślanie biseksualnego charakteru Kriss, zupełnie niepotrzebnie zarysowanego, chyba w momencie słabości, przez Jean'a Van Hamme'a.

W trzecim albumie serii naszą bohaterkę spotykamy w momencie, kiedy przeżywa rozkoszne chwile z Hildebruną, wojowniczą księżniczką, która zaopiekowała się ranną nieznajomą. Hildebruna z chęcią korzysta z pomocy Kriss. Jej ojciec, król Gustaafson, potrzebuje kogoś, kto odnajdzie jego zaginione insygnium władzy - berło zwieńczone złotą, wysadzaną klejnotami głową smoka. Skutkiem tego, powracająca do świata żywych Kriss ma do wypełnienia odpowiedzialny quest (na szczęście zostaje jej wyjaśnione, czym jest "berło", ponieważ biedaczka tego nie wiedziała). Kriss nie zdaje sobie jednak sprawy, jak szeroko zakrojona jest intryga, której częścią się staje i której częścią jeszcze niedawno był też nie kto inny, jak sam Thorgal.

Żałuję, ale w kontekście wydarzeń z niniejszego albumu, perypetie Thorgala ukazane w tak dobrze przeze mnie ocenianym "Statku mieczu" wydają mi się pełnić jedynie rolę służebną wobec tego, co ma miejsce dopiero teraz. Dlaczego? Ponieważ to na planszach "Czynu godnego królowej" znajdujemy rozwinięcie wątku berła króla Gustaafsona, które Thorgal podstępnie wykradł wikingom potrzebującym wydobyć je z dna morza i którym potem posłużył się, by wykupić niewolników. Co więcej, okazuje się, że ci, którym Thorgal się przeciwstawił, a niektórych nawet doprowadził do śmieci, teraz są ukazani są w zupełnie innym, raczej pozytywnym świetle. Pośrednio jest tak dlatego, że wspomniany król Gustaafson został wykreowany na postać dobrego władcy. Berło jest mu niezbędne, by zachować swoją pozycję. Ponadto to właśnie na planszach "Kriss de Valnor" powraca zarysowany w "Statku mieczu" wątek zagrożenia politeistycznego świata wikingów przez prowadzoną w imię jednego boga armię cesarza Magnusa.

Odnoszę wrażenie, że w sieci prowadzonych przez Yvesa Sentego wątków, motywem przewodnim serii staje się władza. I chyba po raz pierwszy zyskuje ona różne odcienie, ponieważ przez Jeana Van Hamme'a z zasady rysowana była w ciemnych barwach, dodatkowo negowana przez brzydzącego się nią Thorgala. Otóż na umownej szachownicy pojawia się aż kilku władców. Pierwszym z nich jest Gustaafson, król wikingów z północnego-wschodu. Obok niego ważną rolę odgrywa pretendujący do tronu książę Althar, jego syn. Drugim władcą jest Taljar Sologhonn (polskie tłumaczenie zawiera błąd w zapisie imienia tej postaci), zamaskowany król uzdrowiciel, którego tożsamość mimo wszystko wcale nie jest taka trudna do odszyfrowania. Taljar jest władcą z północy, jednoczącym siły wszystkich wikingów w celu stawienia oporu wspólnemu wrogowi. Jest nim trzeci władca, wspomniany już cesarz Magnus, wyznawca boga Yahvusa, stanowiący zagrożenie dla "starego porządku". Myślę, że trudno szukać w "Thorgalu" konfliktu zakrojonego na tak szeroką skalę. Chyba nawet krwawa ekspansja Chaamów pod dowództwem Ogotaia nie wydaje się być tak symptomatyczna.

Trochę na wyrost "czwartą władzę" przypisać można Kriss de Valnor, która właśnie w roli władczyni została ukazana na okładce autorstwa Grzegorza Rosińskiego. Przyznam, że bardzo podoba mi się to przedstawienie apodyktycznej bohaterki, która dla bogactwa zawsze była w stanie zrobić wszystko. Obraz powstał oczywiście w oparciu o projekt Giulio De Vity. Włoch, w przeciwieństwie do Romana Surżenki, nie doczekał się jeszcze możliwości własnoręcznego wykonania okładki albumu tej serii. Kiedy oglądam jego rysunki, wydaje mi się, że De Vita zbyt mocno wziął sobie do serca rady Mistrza, który uczył go między innymi tego, jak łatwo z zamkniętymi oczami można na czystej kartce papieru nakreślić panoramę. Rysownik zdaje się nazbyt często swobodnie operować kreską, stawiając na jej umowność bardziej niż na dbałość o detal. Z jednej strony nadaje to jego pracom dynamiki, a jednak miejscami odnoszę wrażenie, że oglądając plansze "Kriss de Valnor" mam do czynienia raczej z pokolorowanym przez Grazę szkicem. Nie ukrywam, De Vita potrafi oddać charakter kreowanych na papierze postaci, bardzo realistycznie wychodzi mu przedstawianie ich stanów emocjonalnych, zazwyczaj ukazuje je w ruchu, mimo wszystko często aż nadto upraszcza swoją kreskę. Myślę, że z kolejnymi albumami nabiera wprawy, ale obrana przez niego stylistyka niekoniecznie mi się podoba.

Wprawy nabrał też chyba Yves Sente. Trzeci album serii czytało mi się trochę lepiej, a na pewno inaczej od dotychczasowych. Może dlatego, że akcja biegnie w jakimś zamierzonym, bardziej konkretnym, chociaż zupełnie niewiadomym dla czytelnika kierunku i nie jest uwarunkowana przez wydarzenia, które już miały miejsce, a do tego sprowadzała się fabuła dwóch pierwszych części (Kriss miała dotrzeć w opowieści o swojej młodości do momentu, kiedy na jej drodze pojawił się Thorgal). Tym samym widać, że Yves Sente zmienił swoje plany wobec tego tytułu, przekształcając stawiający na retrospekcję spin-off w serię równoległą do "Thorgala". Myślę, że jest to zabieg udany o tyle, że poszerza spektrum funkcjonowania wielu postaci, pozwala na bardziej szczegółowe zarysowanie licznych wydarzeń rozgrywających się w tym samym czasie w różnych miejscach. Z drugiej zaś strony nieudany, ponieważ Jean Van Hamme nie potrzebował tak wielu albumów, by opowiadać złożone historie. Z tego też powodu naprawdę jest mi żal możliwości poświęcenia kilku albumów więcej na przedstawienie przeszłości Kriss w sposób bardziej wnikliwy i szczegółowy.

Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że kreowana przez Sentego postać Kriss coraz dalsza jest Kriss stworzonej przez Van Hamme'a. Każda z nich kieruje się zupełnie innymi pobudkami. Ale być może prawdziwa natura czarnowłosej bohaterki da o sobie znać w kolejnym albumie, który ukaże się już za niecały rok. Zawierane w nim sojusze będą decydować o nowym układzie sił i być może nieobliczalna femme fatale będzie mogła przypomnieć sobie, kim była, nim zwierzyła się z grzechów przeszłości przed trybunałem walkirii.

"Kriss de Valnor" album 3: "Czyn godny królowej"
Scenariusz: Yves Sente
Rysunek: Giulio de Vita
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data publikacji: 12.2012
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba stron: 48
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa: miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł

12 komentarzy:

  1. Tożsamość Taljara Sologhonna i jego zarządcy jest oczywista, tylko dlaczego król uzdrowiciel dorównuje wzrostem dorosłym mężczyznom...?

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie mam nadzieję się tego dowiedzieć w następnym albumie. I mam nadzieję, że będzie to wiarygodne wyjaśnienie...

    OdpowiedzUsuń
  3. to, że postać Kriss zmieniła swój charakter było nieuniknione jeśli zmienia się scenarzysta, innych postaci po części też, i tego mi najbardziej szkoda, bo czytam niby to samo, a jakby zupełnie co innego...

    OdpowiedzUsuń
  4. a odnośnie Kriss jeszcze, dzisiaj właśnie przeczytałem ten 2-str komiks o Kriss i Thorgalu zamieszczony w "Aux origines des Mondes" i szczerze powiem, że według mnie nic on nie wnosi, tzn nie dowiadujemy się z niego niczego nowego czego nie moglibyśmy się domyślić czytając po prostu główną serię, dla mnie osobiście to taka zapchaj dziura pomiędzy planszami, których można by wiele wyprodukować, tylko po co?
    no jeszcze może gdyby były to dwie strony pokazujące stosunek Kriss z Thorgalem narysowane przez Rosińskiego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie dwie plansze Rosińskiego to byłby prawdziwy rarytas...

      No a faktycznie, tylko dwuplanszówka sięgająca wydarzeniami do młodości Aaricii i Thorgala ma jakieś większe znaczenie. Ale i bez niej nie ma kłopotu ze zrozumieniem "Dłoni boga Tyra".

      Usuń
  5. Dla mnie ten album był objawieniem. Kilka poprzednich czytałem z umiarkowanym zainteresowaniem, ale nowa "Kriss" wynagrodziła mi to z naddatkiem. Widać, że Sente wprowadził do "Thorgala" coś, czego w tej serii od dawna nie było (a w takiej skali to chyba nigdy), czyli epickość.

    Ostatnich kilka albumów Van Hamme'a było pomyłką, jakąś okropną familijną operą mydlaną. Rodzina, dzieci i tego typu niekomiksowe głupoty. A Sente to sobie odreagował. Na początku było to trochę nieczytelne, zwłaszcza wątek Jolana, ale w trzecim tomie "Kriss" wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Musiałem przeczytać jeszcze raz wszystkie albumy od "Ofiary", żeby wyłapać rozmaite powiązania.

    I moim zdaniem w tej multi-serii wcale nie chodzi o władzę, tylko o coś znacznie większego, a mianowicie o nieuchronny upadek bogów Asgardu. Wiemy, że to musi nastąpić, że w XI wieku wikingowie przeszli na chrześcijaństwo, oczywiście nie po dobroci. "Thorgal" dąży ku Ragnarokowi, czyli ku zmierzchowi skandynawskich bogów, tak jak w "Kabarecie" przedwojenne Niemcy dążyły ku wojnie (zachowując wszelkie proporcje). Wątek Louve i Tyra też się w to zapewne wpasuje. W każdym razie bardzo na to liczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że to nie tylko władza w "Kriss de Valnor", ale w trzecim albumie zdecydowanie chodzi o rozgrywkę pomiędzy władcami i już sam tytuł czwartego albumu sugeruje, że o władzę chodzić będzie.

      Z drugiej strony to upadek bogów też można interpretować jako schyłek władzy... Ciekawe, jak to wszystko się potoczy. Sente może jeszcze błysnąć, tylko że to wszystko wolno się rozwija. Van Hamme potrafił robić bardziej gęste scenariusze.

      Usuń
    2. Tak czy owak, wynik rozgrywki wydaje się przesądzony. Pozostaje pytanie czy to upadający bogowie pociągną za sobą władców, czy odwrotnie? Kriss jest pionkiem w rękach Frei, która postawiła ją na drodze Hildebruny, żeby ostatecznie osadzić Kriss na tronie. Jolan, jako pionek Manthora, też stoi po stronie Asgardu. Natomiast wygnany Loki, razem ze swoimi gigantami, prawdopodobnie poprze Magnusa i to może być to drugie przymierze, o którym mowa w tytule "Kriss" #4. Niewiadomą pozostaje oczywiście Thorgal, na którego Asowie nie mają żadnego wpływu.

      Usuń
  6. Dla mnie album lepszy niż 2 poprzednie jednak bez szału. Oczywiście kibicując Kriss końcówka jest dla mnie ok. Pomijając jej IQ, że nie wie co to berło (kilka klatek załatane). Za dużo też jak wspomniałeś tek biseksualności jednak to mi akurat nie przeszkadza. De Vita poprawa grafiki jednak w porównaniu do Surżenki tragedia. Ma dobre klatki typu jakieś rozmowy przy ognisku by przedstawiać inne zaraz niczym szkice. Nie podoba mi się. Surżenko cieszę się, że także bierze udział w lutowym wydaniu komiksu. Surżenko zyskuje wiele na dokładności i jego wprawie w przedstawianiu tych czasów 10-11 wieku. Co do czyny godnego królowej ja sobie to tłumaczę tak, że w walce Kriss stwierdziła, że trudno zginę ale zemszczę się w obronie przyjaciółki i jakby daję na szalę swoje życie i może o to chodziło?
    Co do sojuszów ciekawi mnie jak teraz będzie zachowywać się Kriss. Czy to będzie stara Kriss czy jakaś zmiana? Osobiście wolałbym jakiś wątek w tego Aniela, w końcu wróciła do Midgardu więc sobie o synie powinna przypomnieć a Throgala przecież kocha. Z tą sprawą z Lundgenem i intrygą śmierci Thorgala ciekawa była by opcja jakiegoś spoko zwizku Thorgal Kriss jednak na 40 albumie pewnie amerykański happy end będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, najciekawsze jest to, że Kriss jakby zupełnie zapomniała o swoim synu, który jak wiemy był dla niej bardzo ważny. Z drugiej strony pamięta Thorgala także wydaje się, że nie zapomniała o tym co było przed śmiercią

      Usuń
  7. Czy ktoś z Was może udostępnić te plansze z "Aux origines des Mondes" ? chodzi o same te strony Thorgal - Kriss.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopiero teraz przeczytałam "Czyn godny królowej" i mam może bardzo głupie pytanie: czy podobieństwo króla Gustaafsona do Grzegorza Rosińskiego jest zamierzone?

    OdpowiedzUsuń