Komiksy
z przygodami córki Thorgala przepełnione są magią. Louve wędruje
po fantastycznych krainach, spotyka niezwykłe istoty. Jak sugeruje
tytuł drugiego albumu serii, nie brakuje również bezpośrednich
nawiązań do mitologii nordyckiej. Zaczarowane światy są jednak
pełne niebezpieczeństw, a te czyhają na naszą bohaterkę co krok.
Magiczna jest również oprawa graficzna tych komiksów, z
przepięknymi ilustracjami Romana Surżenki i ciepłymi kolorami
Grazy. Po prostu czysta fantazja.
Akcja w albumie
prowadzona jest równolegle na trzech płaszczyznach Po pierwsze
śledzimy poczynania dzikiego oblicza natury Louve, które zostało
wysłane przez maga Azzalepstöna do królestwa chaosu, by zdobyć
odgryzioną przez wilka Fenrira prawicę boga wojny - Tyra. Po drugie
obserwujemy Louve, która chce wydostać się z niewoli, to znaczy z
idyllicznej krainy, gdzie wszyscy mieszkańcy prowadzą na pozór
beztroskie życie. Po trzecie przyglądamy się temu, co dzieje się
z pozostawioną samą sobie Aaricią, która jest nieustannie
adorowana przez mydłkowatego Lundgena. Oj, ten bohater szczególnie
gra mi na nerwach.
Yann w sposób bardzo
klasyczny rozpisuje peregrynację małej bohaterki. Przed wyruszeniem
"na wyprawę" dziewczynka zdobywa magiczne artefakty.
Pierwsze dwa odnalazła na plaży nim jeszcze trafiła do krainy
Azzapelpstöna, gdzie dowiedziała się, co spotka jej ukochanego
ojca. Są to świecące kraby (a właściwie zrobiony z nich wisior)
oraz tajemniczy przedmiot wykonany z "metalu, który nie
istniał". Teraz Louve otrzymuje jeszcze od matki bransoletę z
zębów małego smoka. Pochodzenie
tej zdaje się magicznej błyskotki zostało przybliżone na jednej z
dwuplanszówek znajdujących się w albumie specjalnym "Aux
origines des Mondes", ale brak znajomości tego krótkiego
epizodu nie przeszkodzi w płynnej lekturze "Dłoni boga Tyra".
Louve ma także u swojego boku wyjątkowego pomocnika w postaci
mechanicznej sowy o imieniu Awrenim. Co więcej, może również
liczyć na pomoc sił nadprzyrodzonych.
Jeśli chodzi o dwoisty
charakter postaci Louve, to o ile spodobał mi się pomysł na
rozdzielenie jej natury na dwie różne postaci, o tyle nie do końca
dostrzegam tego efekty. Owszem, odziane w wilczą skórę
spersonifikowane dzikie oblicze Louve przemyka przez królestwo
chaosu z gracją i wdziękiem unikając wszelkich możliwych
niebezpieczeństw, jest też przedstawione jako postać raczej
opryskliwa i nad wyraz pewna siebie, chociaż niekoniecznie wyczuwa
się w nim prawdziwą zwierzęcą dzikość. Z drugiej jednak strony
Louve pozbawiona tegoż dzikiego oblicza swojej natury zdaje się tak
naprawdę niewiele straciła ze swojego pierwotnego charakteru.
Zupełnie nie bawią ją nudne i banalne zabawy w królestwie
Azzalepstöna, nadal jest odważna, a nawet gotowa wziąć łuk do
ręki. Jest zatem dokładnie taką postacią, jaką moglibyśmy sobie
wyobrazić w roli głównej bohaterki serii.
Francuski scenarzysta w
interesujący sposób rozwija i prowadzi przygody dziewczynki
obdarzonej darem porozumiewania się ze zwierzętami. Kolejne plansze
albumu przewracałem z dużym zaciekawieniem. Problem polega jednak
na tym, że akcja w komiksie posuwa się na przód bardzo powoli,
także podobnie jak w "Raissie", wciąż mamy do czynienia
z pewnego rodzaju ekspozycją. Yann nie ustrzegł też się
niezrozumiałych dla mnie wpadek. Są to może detale, ale uważny
czytelnik pewnie zwróci na nie uwagę. Na przykład Louve nie
rozumie znaczenia słowa "prawica", co wydaje mi się
trochę absurdalne, szczególnie, że dziewczynka wychowywała się
wśród wikingów. Innym zarzutem jest jej reakcja na pojawienie się
"pomniejszego boga" Vigrida. Wygląda to tak, jak gdyby
nigdy wcześniej go nie widziała (i rozpoznała go tylko na
podstawie opowieści Aaricii), a przecież spotkała go i nawet
zamieniła z nim parę słów w "Ofierze". Czyżby ktoś
nie odrobił należycie pracy domowej?
Uznawany za jednego z
najlepszych scenarzystów komiksowych na rynku franko-belgijskim,
chętnie sięgający w swoim dorobku po satyrę, Yann uchodzi też za
autora lubiącego prowokować. Stąd też trudno mi się dziwić, że
w serii przeznaczonej dla potencjalnie młodszego czytelnika pojawia
się pewna dość odważna scena. Myślę, że wielu czytelników
będzie zaskoczonych okolicznościami, w jakich odnajdą dobrze im
znaną Strażniczkę Kluczy. Mnie akurat ten bądź co bądź
prowokacyjny właśnie pomysł Francuza nie za bardzo przypadł do
gustu, ale paradoksalnie podoba mi się, że Yann pokazuje pazur.
Widać też, że chce odcisnąć swoje piętno na serii i nie boi się
podejmować kontrowersyjnych kroków.
Niczego natomiast nie
sposób zarzucić Romanowi Surżence. Jego rysunki są po prostu
urzekająco piękne. Zresztą nawet wykonana przezeń okładka na
tyle oczarowała Grzegorza Rosińskiego, że ten zrezygnował z
przygotowania własnej, robiąc tym samym bardzo szybko wyjątek dla
utalentowanego Rosjanina (niepisana umowa mówi, że to polski
artysta maluje okładki wszystkich albumów ukazujących się w
"Światach Thorgala"). Pochodzący znad Morza Azowskiego
rysownik dostał pole do popisu, by z jednej strony kreować
fantastyczne i pobudzające wyobraźnię miejsca, z drugiej zaś
bawić się postaciami. Surżenko w niezwykle subtelny sposób, z
największą dbałością o detale, ma okazję rysować znajome
krajobrazy Northlandu, bajkowe scenerie domeny maga Azzalepstöna,
przestrzenie Asgardu (w retrospekcji przedstawiającej zaczerpniętą
z mitologii opowieść o tym, jak bóg Tyr stracił dłoń w paszczy
wilka Fenrira), pustkowia drugiego świata, a także wymyślne i
zamieszkałe przez najdziwniejsze stworzenia przestrzenie królestwa
chaosu, czyli domeny Fenrira. Do tego dołożyć należy taki sposób
przedstawiania postaci, który wydobywa z nich słowiańską urodę
(mnie swoim charakterem przywodzą one na myśl ilustracje, jakie
widziałem w rosyjskich bajkach dla dzieci); również w tym sensie
zbliżony do kreski Rosińskiego. Wszyscy sportretowani przez niego
bohaterowie emanują żywymi emocjami, mają sympatyczne twarze, w
dodatku niejednokrotnie sportretowani w bardzo charakterystycznych
pozach. Szczególnie spodobał mi się rysunek, na którym Louve
słucha w niezwykle naturalnej dla dziecka pozycji na czworakach
swojego nowo poznanego towarzysza. Naprawdę, majstersztyk. Na
talencie Surżenki poznano się zresztą na tyle, że właśnie jemu
powierzono rysowanie "Młodzieńczych lat", kolejnej serii
pobocznej wchodzącej w skład "Światów Thorgala",
skupiającej się na okresie nastoletniości Gwiezdnego Dziecka.
Drugi album "Louve"
jest w moim odczuciu lepszy niż pierwszy. Może dlatego, że
przedstawione wydarzenia mają już bliżej sprecyzowany kierunek.
Mimo wszystko zdaje się, że to dopiero w trzeciej części akcja
nabierze właściwego tempa. Jednym słowem, fabuła "Raissy"
i "Dłoni boga Tyra" mogłaby zostać skondensowana w
jednym, otwierającym cykl albumie, co zresztą chyba było
pierwotnym zamysłem autorów "Światów Thorgala", jeśli
sądzić po dokonanej jeszcze przed startem serii zamianie tytułów.
Na szczęście "Królestwo chaosu" będzie można
przeczytać już za niecałe pół roku, także na dalsze losy Louve
długo czekać nie trzeba.
"Louve"
album 2: "Dłoń boga Tyra"
Scenariusz:
Yann
Rysunek:
Roman Surżenko
Tłumaczenie:
Wojtek Birek
Wydawnictwo:
Egmont Polska
Data
publikacji: 12.2012
Wydawca
oryginału: Le Lombard
Liczba
stron: 48
Format:
21,5 x 28,5 cm
Papier:
kredowy
Druk:
kolor
Oprawa:
miękka/twarda
Cena:
22,99 zł/29,99 zł
Dziękuję, podobało mi się.
OdpowiedzUsuń