wtorek, 4 marca 2014

Recenzja "Oka Odyna"

"Szaleństwem było złożenie obietnicy siostrom Minkelsönn". W istocie, na początku drugiego albumu "Młodzieńczych lat" nastoletniego Thorgala odnajdujemy w bardzo trudnym położeniu: przemarzniętego, zmęczonego, zagubionego gdzieś pośród zaśnieżonych gór Northlandu. I oto zupełnie niepodziewanie na jego drodze pojawia się walkiria o imieniu Gunn, która postanawia pomóc mu w dotarciu do trzech wiedźm. Tylko one mogą odczynić klątwę rzuconą na trzy piękne siostry przez zazdrosną boginię Frigg. Domknięcie pierwszego dyptyku najmłodszej serii odpryskowej "Thorgala" pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. Wymyślane przez francuskiego scenarzystę przygody dorastającego Gwiezdnego Dziecka okazują się spełniać pokładane w nich nadzieje.

Jeśli jednak bliżej przyjrzeć się działaniom młodego Thorgala, to w zasadzie nie ma on większego wpływu na rozwój wydarzeń przedstawionych w komiksie, a sukces jego misji w niewielkim stopniu zależy od podejmowanych przez niego decyzji. Nie dokonuje też żadnych heroicznych czynów. Jedyne, co go charakteryzuje, to upór. I dobre zamiary. Poza tym, tak naprawdę porywa się na coś, co przekracza jego możliwości. Z drugiej strony byłoby to chyba dziwne, gdyby chłopak dał radę wszystkim przeciwnościom losu zupełnie sam. Ciekawe jest jednak to, że Yann zdaje się podkreślać fakt, że kobiece postaci stające na drodze Thorgala są skłonne pomóc mu przede wszystkim dlatego, ponieważ jest on... przystojny. Jego aparycja zdaje się brać górę nad jego charakterem. Nie pierwszy raz widać, że francuski scenarzysta dość mocno akcentuje elementy popędu seksualnego jako czynnika nakręcającego wydarzenia w pisanych przez niego komiksach. Na całe szczęście tym razem jest bardziej powściągliwy niż ostatnio.

Dyptyk o siostrach Minkelsönn to naprawdę dobrze rozpisany scenariusz na dziewięćdziesiąt dwie plansze. Jak można wyczuć w trakcie lektury, narracja w obydwu albumach jest gęsta, a służy temu między innymi wprowadzanie większej ilości kadrów na planszach. Dla porównania, album "Trzy siostry Minkelsönn" liczy 357 kadrów, "Oko Odyna" 349 kadry, "Gwiezdne dziecko" 278 kadrów, "Aaricia" 321 kadrów, "Kah-Aniel" 308 kadrów, "Sojusze" 302 kadry. Jak widać, plansze w komiksach Yanna i Romana Surżenki liczą więcej kadrów niż plansze w komiksach Jeana Van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego (celowo wybrałem do porównania dwa albumy z historiami przedstawiającymi dzieciństwo dwójki bohaterów), ale również widoczna jest różnica pomiędzy ich komiksami i komiksami pisanymi przez Yvesa Sentego dla Grzegorza Rosińskiego i Giulio de Vity. Wydaje się, że dzięki temu Yann ma miejsce na to, by wpleść w fabułę więcej elementów. Przygody młodego Thorgala zachowują też równowagę pomiędzy bardziej dynamicznymi sekwencjami i miejscami, gdzie istotny jest dialog między postaciami. Najważniejsze jednak jest to, że historia jest spójna. Mimo wszystko epizod z Nornami i studnią Mimira wydaje mi się zbyt krótki, zabrakło większego wykorzystania potencjału tych potężnych istot. Zresztą sama opowieść o trzech siostrach, która stanowiła punkt wyjścia do opowiedzenia tej historii, koniec końców okazuje się nie mieć aż tak dużego znaczenia, co uważam za małe niedociągnięcie ze strony scenarzysty. Moim zdaniem finał mógłby być bardziej wyrazisty, w końcu Thorgal ryzykował życiem i rozgniewaniem bogini Frigg, by uratować trzy dziewczęta.

Skoro albumy rysowane przez Romana Surżenkę liczą sobie stosunkowo większą liczbę kadrów niż albumy rysowane przez innych rysowników, wydawać by się mogło, że kompozycyjnie plansze mogą być mniej czytelne. Nic bardziej mylnego. Rosyjski rysownik doskonale radzi sobie z przejrzystym przedstawianiem wydarzeń. Szczególnie warto zwrócić uwagę na planszę 25, gdzie na jednym kadrze zdecydował się pokazać aż sześć aspektów jednej sytuacji (nie mogę zdradzić treści wydarzeń) i chociaż nie jest to może nic nad wyraz szczególnego, to jednak zwraca na siebie uwagę, również ze względu na treść oraz kolorystykę. No właśnie, od strony graficznej "Młodzieńcze lata" są kompletnym popisem zdolności graficznych Romana Surżenki, szczególnie że on sam zajmuje się nakładaniem kolorów, które wyglądają naprawdę dobrze.

Odnoszę wrażenie, że zwyczajem staje się wplatanie w fabułę każdego albumu ze świata Thorgala historii, które mają nakreślać jakieś wydarzenia z przeszłości, na przykład mity, do których będzie można nawiązać. Nie inaczej jest i w tym przypadku, i jak nie trudno się domyślić, tym razem czytelnikom przybliżony zostaje mit o tym, jak Odyn zyskał mądrość, ceną czego było jedno z jego oczu. Nie ukrywam, Yann zgrabnie wplótł fragment mitologii skandynawskiej w "Thorgala". Widać, że podoba mu się pomysł na czerpanie z niej inspiracji i gdyby miał to robić jak w "Oku Odyna", to jestem na tak.

Intrygującym zabiegiem fabularnym, anonsowanym już w pierwszej części dyptyku, jest pojawienie się trzech Norn, znanych z mitologii wieszczek tkających ludzkie losy. Od zawsze było wiadomo, że z racji pochodzenia, przeznaczenie Thorgala w niepojęty sposób wymyka się kontroli bogów z Asgardu. Na planszach albumu znajdziemy słowa, które jednoznacznie to potwierdzają. "Ten chłopiec nie pochodzi z naszego świata... Jego los jest zmienny! Nieustannie przekształca się pod wpływem nowych wydarzeń... Nie da się go poznać raz na zawsze!" mówi Skuld, ta, która zna przyszłość. Jest to też sprytny zabieg ze strony scenarzysty, który próbuje uciec od odpowiedzialności wynikającej z powiedzenia Thorgalowi zbyt wiele o jego przyszłych losach. Niewątpliwie wywołałoby to paradoks. Wprowadzenie Norn na etapie młodzieńczych przygód bohatera, którego przyszłość jest dość jasno określona i znana czytelnikom (przynajmniej do pewnego momentu), jest zatem nie tylko ciekawym, lecz również niebezpiecznym krokiem. Na całe szczęście Yann ustrzegł się popełnienia błędu, mówiąc niewiele. Mimo wszystko przemyca jedno hasło. Robi to na potrzeby swojej wizji, uwiarygadniając obecność w serii bransolety z zębów małego smoka, artefaktu, który wprowadził do świata Thorgala i który była mu potrzebny w serii "Louve".

Nie mogę przejść obojętnie obok tego, w jaki sposób Yann przedstawia Hierulfa Myśliciela, postać epizodyczną w "Thorgalu", a jednak mającą niemały wpływ na wydarzenia rozgrywające się w albumach "Aaricia" i "Wilczyca". W "Młodzieńczych latach" jest on ukazany jako mężczyzna w sile wieku, którego mądrość dorównuje przebiegłości. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim albumie cyklu wykorzystuje swoją inteligencję, demaskując, a także ośmieszając głupotę i zabobonność mieszkańców wioski, działając przy tym na korzyść Thorgala, wyrzutka, którego zdaje się mocno lubić. Jego działania mogą się podobać, wywołując przy tym uśmiech, tym bardziej że czynione są w dobrej wierze.

Wciąż drażni mnie jednak, że Thorgal buńczucznie wykrzykuje kwestie, których nie powinien wykrzykiwać. Mam na myśli jego świadomość pochodzenia z gwiazd. Wydarzenia przedstawione w "Młodzieńczych latach" rozgrywają się po tym, jak chłopak spotkał swego dziadka, a ten dokumentnie wymazał mu z pamięci wszelkie wspomnienia dotyczące jego pozaziemskich korzeni. Dlatego ciekawszym zabiegiem ze strony scenarzysty byłoby pokazanie tego, że Norny są świadome tego, kim naprawdę jest Thorgal, że wiedzą o odmiennej ścieżce jego losu, lecz nie mogą mu tego wyjawić... Myślę, że taka wersja wydarzeń mogłaby sprowokować dużo bardziej dramatyczne wydarzenia mające miejsce u źródła Urd. Prawdopodobnie trzymałaby również bardziej w napięciu.

"Młodzieńcze lata" są moim faworytem spośród trzech serii wchodzących w skład "Światów Thorgala". Przede wszystkim dlatego, ze wyczuwa się w nich szacunek do tego, co na przestrzeni trzydziestu lat budowali Jean Van Hamme i Grzegorz Rosiński. Zarazem na tym etapie rozbudowywania uniwersum reguły gry są trudne do zmiany, ponieważ ciężko zmieniać przeszłość, gdy przyszłość została tak jasno i wyraźnie przedstawiona. I chociaż Yann jak zawsze próbuje dorzucić coś od siebie – chyba nie byłby sobą, gdyby nie próbował – to jednak jest mu w tym przypadku o wiele trudniej niż w "Louve", gdzie niestety pozwala sobie na znacznie więcej.


Komiks można kupić w:
www.sklep.gildia.pl

3 komentarze:

  1. Powiem jedno. Komiks jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem zachwytów. Komiks na poziomie 12-latka, nadmiernie przesycony magią. Papierowe postacie czynią historię banalną. Od legendy wymaga się więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń