"Szaleństwem
było złożenie obietnicy siostrom Minkelsönn". W istocie, na
początku drugiego albumu "Młodzieńczych lat"
nastoletniego Thorgala odnajdujemy w bardzo trudnym położeniu:
przemarzniętego, zmęczonego, zagubionego gdzieś pośród
zaśnieżonych gór Northlandu. I oto zupełnie niepodziewanie na
jego drodze pojawia się walkiria o imieniu Gunn, która postanawia
pomóc mu w dotarciu do trzech wiedźm. Tylko one mogą odczynić
klątwę rzuconą na trzy piękne siostry przez zazdrosną boginię
Frigg. Domknięcie pierwszego dyptyku najmłodszej serii odpryskowej
"Thorgala" pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie.
Wymyślane przez francuskiego scenarzystę przygody
dorastającego Gwiezdnego Dziecka okazują się spełniać pokładane
w nich nadzieje.
Jeśli
jednak bliżej przyjrzeć się działaniom młodego Thorgala, to w
zasadzie nie ma on większego wpływu na rozwój wydarzeń
przedstawionych w komiksie, a sukces jego misji w niewielkim stopniu
zależy od podejmowanych przez niego decyzji. Nie dokonuje też
żadnych heroicznych czynów. Jedyne, co go charakteryzuje, to upór.
I dobre zamiary. Poza tym, tak naprawdę porywa się na coś, co
przekracza jego możliwości. Z drugiej strony byłoby to chyba
dziwne, gdyby chłopak dał radę wszystkim przeciwnościom losu
zupełnie sam. Ciekawe jest jednak to, że Yann zdaje się podkreślać
fakt, że kobiece postaci stające na drodze Thorgala są skłonne
pomóc mu przede wszystkim dlatego, ponieważ jest on... przystojny.
Jego aparycja zdaje się brać górę nad jego charakterem. Nie
pierwszy raz widać, że francuski scenarzysta dość mocno akcentuje
elementy popędu seksualnego jako czynnika nakręcającego wydarzenia
w pisanych przez niego komiksach. Na całe szczęście tym razem jest
bardziej powściągliwy niż ostatnio.
Dyptyk o
siostrach Minkelsönn to naprawdę dobrze rozpisany scenariusz na
dziewięćdziesiąt dwie plansze. Jak można wyczuć w trakcie
lektury, narracja w obydwu albumach jest gęsta, a służy temu
między innymi wprowadzanie większej ilości kadrów na planszach.
Dla porównania, album "Trzy siostry Minkelsönn" liczy 357
kadrów, "Oko Odyna" 349 kadry, "Gwiezdne dziecko"
278 kadrów, "Aaricia" 321 kadrów, "Kah-Aniel"
308 kadrów, "Sojusze" 302 kadry. Jak widać, plansze w
komiksach Yanna i Romana Surżenki liczą więcej kadrów niż
plansze w komiksach Jeana Van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego
(celowo wybrałem do porównania dwa albumy z historiami
przedstawiającymi dzieciństwo dwójki bohaterów), ale również
widoczna jest różnica pomiędzy ich komiksami i komiksami pisanymi
przez Yvesa Sentego dla Grzegorza Rosińskiego i Giulio de Vity.
Wydaje się, że dzięki temu Yann ma miejsce na to, by
wpleść w fabułę więcej elementów. Przygody młodego Thorgala
zachowują też równowagę pomiędzy bardziej dynamicznymi
sekwencjami i miejscami, gdzie istotny jest dialog między
postaciami. Najważniejsze jednak jest to, że historia jest spójna.
Mimo wszystko epizod z Nornami i studnią Mimira wydaje mi się
zbyt krótki, zabrakło większego wykorzystania potencjału tych
potężnych istot. Zresztą sama opowieść o trzech siostrach, która
stanowiła punkt wyjścia do opowiedzenia tej historii, koniec końców
okazuje się nie mieć aż tak dużego znaczenia, co uważam za małe
niedociągnięcie ze strony scenarzysty. Moim zdaniem finał mógłby
być bardziej wyrazisty, w końcu Thorgal ryzykował życiem i
rozgniewaniem bogini Frigg, by uratować trzy dziewczęta.
Skoro albumy
rysowane przez Romana Surżenkę liczą sobie stosunkowo większą
liczbę kadrów niż albumy rysowane przez innych rysowników,
wydawać by się mogło, że kompozycyjnie plansze mogą być mniej
czytelne. Nic bardziej mylnego. Rosyjski rysownik doskonale radzi
sobie z przejrzystym przedstawianiem wydarzeń. Szczególnie warto
zwrócić uwagę na planszę 25, gdzie na jednym kadrze zdecydował
się pokazać aż sześć aspektów jednej sytuacji (nie mogę
zdradzić treści wydarzeń) i chociaż nie jest to może nic nad
wyraz szczególnego, to jednak zwraca na siebie uwagę, również ze
względu na treść oraz kolorystykę. No właśnie, od strony
graficznej "Młodzieńcze lata" są kompletnym popisem
zdolności graficznych Romana Surżenki, szczególnie że on sam
zajmuje się nakładaniem kolorów, które wyglądają naprawdę
dobrze.
Odnoszę wrażenie, że zwyczajem staje się wplatanie w fabułę każdego albumu ze świata Thorgala historii, które mają nakreślać jakieś wydarzenia z przeszłości, na przykład mity, do których będzie można nawiązać. Nie inaczej jest i w tym przypadku, i jak nie trudno się domyślić, tym razem czytelnikom przybliżony zostaje mit o tym, jak Odyn zyskał mądrość, ceną czego było jedno z jego oczu. Nie ukrywam, Yann zgrabnie wplótł fragment mitologii skandynawskiej w "Thorgala". Widać, że podoba mu się pomysł na czerpanie z niej inspiracji i gdyby miał to robić jak w "Oku Odyna", to jestem na tak.
Intrygującym zabiegiem fabularnym, anonsowanym już w pierwszej części dyptyku, jest pojawienie się trzech Norn, znanych z mitologii wieszczek tkających ludzkie losy. Od zawsze było wiadomo, że z racji pochodzenia, przeznaczenie Thorgala w niepojęty sposób wymyka się kontroli bogów z Asgardu. Na planszach albumu znajdziemy słowa, które jednoznacznie to potwierdzają. "Ten chłopiec nie pochodzi z naszego świata... Jego los jest zmienny! Nieustannie przekształca się pod wpływem nowych wydarzeń... Nie da się go poznać raz na zawsze!" mówi Skuld, ta, która zna przyszłość. Jest to też sprytny zabieg ze strony scenarzysty, który próbuje uciec od odpowiedzialności wynikającej z powiedzenia Thorgalowi zbyt wiele o jego przyszłych losach. Niewątpliwie wywołałoby to paradoks. Wprowadzenie Norn na etapie młodzieńczych przygód bohatera, którego przyszłość jest dość jasno określona i znana czytelnikom (przynajmniej do pewnego momentu), jest zatem nie tylko ciekawym, lecz również niebezpiecznym krokiem. Na całe szczęście Yann ustrzegł się popełnienia błędu, mówiąc niewiele. Mimo wszystko przemyca jedno hasło. Robi to na potrzeby swojej wizji, uwiarygadniając obecność w serii bransolety z zębów małego smoka, artefaktu, który wprowadził do świata Thorgala i który była mu potrzebny w serii "Louve".
Nie mogę
przejść obojętnie obok tego, w jaki sposób Yann przedstawia
Hierulfa Myśliciela, postać epizodyczną w "Thorgalu", a
jednak mającą niemały wpływ na wydarzenia rozgrywające się w
albumach "Aaricia" i
"Wilczyca". W "Młodzieńczych latach" jest on
ukazany jako mężczyzna w sile wieku, którego mądrość dorównuje
przebiegłości. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim albumie cyklu
wykorzystuje swoją inteligencję, demaskując, a także ośmieszając
głupotę i zabobonność mieszkańców wioski, działając przy tym
na korzyść Thorgala, wyrzutka, którego zdaje się mocno lubić.
Jego działania mogą się podobać, wywołując przy tym uśmiech,
tym bardziej że czynione są w dobrej wierze.
Wciąż drażni mnie jednak, że Thorgal buńczucznie wykrzykuje kwestie, których nie powinien wykrzykiwać. Mam na myśli jego świadomość pochodzenia z gwiazd. Wydarzenia przedstawione w "Młodzieńczych latach" rozgrywają się po tym, jak chłopak spotkał swego dziadka, a ten dokumentnie wymazał mu z pamięci wszelkie wspomnienia dotyczące jego pozaziemskich korzeni. Dlatego ciekawszym zabiegiem ze strony scenarzysty byłoby pokazanie tego, że Norny są świadome tego, kim naprawdę jest Thorgal, że wiedzą o odmiennej ścieżce jego losu, lecz nie mogą mu tego wyjawić... Myślę, że taka wersja wydarzeń mogłaby sprowokować dużo bardziej dramatyczne wydarzenia mające miejsce u źródła Urd. Prawdopodobnie trzymałaby również bardziej w napięciu.
"Młodzieńcze
lata" są moim faworytem spośród trzech serii wchodzących w
skład "Światów Thorgala". Przede wszystkim dlatego, ze
wyczuwa się w nich szacunek do tego, co na przestrzeni trzydziestu
lat budowali Jean Van Hamme i Grzegorz Rosiński. Zarazem na tym
etapie rozbudowywania uniwersum reguły gry są trudne do zmiany,
ponieważ ciężko zmieniać przeszłość, gdy przyszłość została
tak jasno i wyraźnie przedstawiona. I chociaż Yann jak zawsze
próbuje dorzucić coś od siebie – chyba nie byłby sobą, gdyby
nie próbował – to jednak jest mu w tym przypadku o wiele trudniej
niż w "Louve", gdzie niestety pozwala sobie na znacznie
więcej.
Komiks można kupić w:
Powiem jedno. Komiks jest świetny.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem zachwytów. Komiks na poziomie 12-latka, nadmiernie przesycony magią. Papierowe postacie czynią historię banalną. Od legendy wymaga się więcej.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń