Przedsmak
tego, co czeka nas w szóstym albumie serii
poświęconej losom córki Thorgala Aegirssona, dostaliśmy w
chwili, gdy bogini Frigg ukarała Vigrida za bycie niewdzięcznikiem
i zesłała go do Svartalfheimu.
Teraz wreszcie dowiadujemy się, jaki diabelski plan narodził się w
głowie władającej tym światem królowej czarnych elfów i jaką
rolę może w nim odegrać upadły bóg. Otóż zamiarem
nienawidzących pokoju i lękających się dziennego światła
svartalfów jest doprowadzenie do chaosu światów. Aby ich zamiar
się ziścił, chcą zniszczyć Ygdrassil, gigantyczny jesion, na
którym – zgodnie z nordycką kosmologią – znajduje się
wszystkie dziewięć światów znanych Wikingom. Problem w tym, że
ścięcie jego korzeni nie jest takie proste. Potrzeba do tego
niebywale ostrych toporów, a te mają dla mrocznych elfów wykonać
krasnale specjalizujące się w tworzeniu artefaktów o niezwykłych
właściwościach. To właśnie dlatego obok wioski wikingów Louve
spotyka Thjaziego, który chce prosić Thorgala o pomoc dla
zniewolonych ziomków. Nie muszę chyba dodawać, że kiedy pada
kwestia dotycząca pochodzącego z innego świata metalu, który
mógłby dokonać zniszczenia, ale na szczęście nie istnieje,
pojawia się odniesienie "metalu, który nie istniał"...
Tak rozpoczyna się nowa ekscytująca przygoda w młodym życiu głównej bohaterki,
tym razem zakrojona na bardzo
dużą skalę, ponieważ stawką jest równowaga światów. Półtora
roku oczekiwania na "Królową czarnych elfów" opłaciło
się. Tym bardziej, że Yann bliższy jest tutaj swojej formie z
dwóch ostatnich odcinków "Młodzieńczych lat" niż dwóch
poprzednich "Louve". Progres jest zawsze mile widziany.
Po krótkim
wprowadzeniu w okoliczności, w jakich przyjdzie działać
dziewczynce, w której płynie krew Gwiezdnego Ludu, akcja w komiksie
nabiera tempa. Zagłębiając się w fabułę daje się odczuć, że
Yann nader sprawnie żongluje coraz większą ilością
piłeczek-wątków, niezmiennie mając nad nimi pełną kontrolę.
Tej umiejętności trudno mu odmówić. Najważniejsze, że splata
zatem ze sobą wydarzenia ze wszystkich napisanych przez siebie
albumów, co oczywiście działa na jego korzyść, gdyż widać
jak na dłoni, że rozbudowywany przez niego świat jest
spójny, nawet jeśli niektóre jego decyzje mogą się nie podobać
miłośnikom serii. W tej kwestii przewyższa Yvesa Sentego, który
moim zdaniem tracił kontrolę nad tym, co się dzieje w pisanych
przez niego seriach, mnożąc byty ponad potrzebę.
Yann potrafi
też oczywiście zaskakiwać. W tym albumie takie zaskoczenie
towarzyszy przede wszystkim postaci Strażniczki Kluczy, którą
zdążył wcześniej zmienić w niepokorną wielbicielkę uciech
cielesnych – czym mnie mocno podpadł. Pod żadnym pozorem nie chcę
psuć zabawy z lektury tym, którzy komiksu jeszcze nie czytali, ale
tym razem nietuzinkowy pomysł scenarzysty przypadł mi do gustu,
choć znów może wydać się nazbyt oryginalny dla tych, którzy nie
lubią zmian. Innych zaskoczeń nie wspomnę. Widać przy okazji, że
Francuz stara się grzebać w klasycznych albumach serii, doszukując
się w nich puntu zaczepienia. Problem w tym, że raz przychodzi mu
to z lepszym, a raz z gorszym skutkiem.
Wciąż
jednak przytrafiają mu się dość niezrozumiałe decyzje. Chociażby
ta, że na samym początku komiksu dochodzi do ostrej słownej
utarczki między matką a córką. Louve zupełnie nie szanuje zdania
Aaricii i wręcz pogardliwie odnosi się do rodzicielki, co
całkowicie gryzie się z wydźwiękiem finału albumu poprzedniego,
gdzie obie padły sobie w ramiona i zdawały się być w jak
najlepszej komitywie, czemu sprzyjał oczywiście fakt, iż obie
poznały prawdę na temat Thorgala, który nie stracił życia, jak
utrzymywał obłudny i podstępny Lundgen. Poruszam tę kwestię
głównie dlatego, że niezrozumienie zachowania bohatera lub
bohaterki, której mamy kibicować, może wywoływać dysonans.
Jakkolwiek nie patrzeć, przewidywalność jest czymś, co sprawia,
że przywiązujemy się do postaci reprezentującej konkretną
postawę. I nie chciałbym, by w tym przypadku wszystko zostało
zrzucone na karb okresu młodzieńczego buntu, przez jaki przechodzi
Louve.
W dwóch
miejscach Yann ucieka się również do zbyt trywialnego na tej klasy
scenarzystę zabiegu, mianowicie urwania w połowie zdania kwestii
bohatera, który zamierza powiedzieć coś ważnego. Tym sposobem
czytelnik dostaje jasny w odbiorze sygnał, że czeka na niego
tajemnica do odkrycia, tyle tylko, że w jednym z tych dwóch
przypadków nie doczeka tego na planszach niniejszego albumu...
Sztuczka ta jest moim zdaniem nazbyt tania. Tym bardziej, że
działa w zasadzie raz. Przy każdej ponownej lekturze komiksu
znający ciąg dalszy czytelnik nie dozna działania tego efektu, a
to przecież ma znaczenie. Oczywiście Yann nie byłby sobą, gdyby
nie pozostawił otwartych kolejnych furtek na przyszłe albumy. W
dodatku nie dość, że nie zamknął kilku poprzednich, to nowych
jest całkiem wiele. Ale to w końcu dobrze. Saga nabiera w ten
sposób kolorytu i staje się bardziej złożona. Obyśmy tylko na
kontynuację nie musieli czekać tak długo, jak było w tym
przypadku, aczkolwiek zakładając, że Roman Surżenko nie będzie
rysował siódmego albumu „Kriss de Valnor” i wróci do rytmu
tworzenia dwóch serii ze „Światów Thorgala”, jest ku temu
nadzieja.
Patrząc z
szerszej perspektywy na wydarzenia, jakich stajemy się świadkami,
dochodzę do wniosku, że jako główna bohaterka komiksu Louve ma
trochę za mały wpływ na to, co dzieje się wokół niej.
Owszem, zgodzę się, że tak szeroko zakrojona intryga może ją
zdecydowanie przerastać, jest w końcu tylko dziewczynką z
Midgardu, bez względu na pochodzenie i nadludzkie moce. W dodatku
należy dodać do równania wielką chęć bogów do zabawy ludzkim
losem. Po prostu trochę na wyrost zakładam, że trudno byłoby mi
uwierzyć, że bez niczyjej pomocy Louve będzie w stanie dokonać
jakiegoś heroicznego czynu. A może nie będzie musiała? Wobec
moich wątpliwości co do charyzmy małej bohaterki nadmienić muszę,
że w moich oczach najbardziej wyróżniającą się osobowością w
tym albumie okazuje się być – trochę nic z tego ni z owego –
Vigrid, postać niczym z tragedii antycznej. Nie ukrywam, że to, jak
postąpiła z nim bogini Frigg pod koniec „Skalda”, w ogóle mi
się nie podobało i zdania nie zmieniam. Uważam, że scenarzysta
niesprawiedliwie przedefiniował naturę poczciwego boga-poety z
Asgardu. Teraz Vigrid jest kimś innym niż dotychczas, ale
paradoksalnie stał się postacią ciekawszą. Pozostaje mi tylko
gdybać, jaki los szykuje dla niego Yann. W wywiadzie udzielonym
francuskiemu magazynowi Cassemate przyznał, że aby postacie były
wiarygodne, muszą cierpieć, a są to słowa mówiące bardzo dużo.
Być
może ze względu na aktualną sytuację w Europie Zachodniej, moją
uwagę zwrócił delikatnie wpleciony w fabułę motyw religijny. Nie
tak dawno w „Thorgalu” Yves Sente wprowadził do serii stojącą
w opozycji do zakorzenionego w mitologii nordyckiej politeizmu wiarę
w jednego boga – Javhusa, którego wyznawcą jest cesarz Magnus,
tymczasem Yann konfrontuje wierzenia wikingów z religią
muzułmańską, której wyznawcą Sardham
El Kadher, kupiec z Bag Dadhu, oraz
małpka Jasmina, od jakiegoś czasu towarzyszka Louve. Francuz nie
boi się podejmować tematu, który w ostatnim czasie coraz bardziej
dzieli niż łączy ludzi, nie idąc jednak, jak Yves Sente, drogą
konfliktu zbrojnego, co krótiego i rzeczowego zestawienia różnic
między dwoma wyznaniami. Może jest to właściwa droga, by dawać
przykład młodemu pokoleniu czytelników na istnienie różnorodności.
Z drugiej strony mam wrażenie, że Jean Van Hamme operował bardziej
uniwersalnym językiem – nie poruszał pewnych kwestii zbyt
dosłownie, natomiast zawsze znajdował jakąś prawdę, którą
chciał dzielić się z czytelnikami. Yann zresztą również nie
powstrzymuje się miejscami od wyrażenia głębszej myśli, choćby
wtedy, gdy przytaczając słowa wspomnianego wyżej Sardhama El
Kadhera mówi, że: „Rozwiązanie każdego problemu kryje się w
jego treści”. Stąd wynika pośrednio mój końcowy wniosek na
temat jego twórczości, a w szczególności omawianego komiksu.
Zacznę od
tego, że trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy mamy do czynienia
najlepszym albumem z serii „Louve” w dorobku francuskiego
scenarzysty, natomiast mnie podobał się on bardziej niż
poprzednie. Tutaj jednak pojawia się wątpliwość, na ile właśnie
jego poprzednie dokonania nie warunkują mojej oceny, to
znaczy, czy nie przeceniam go, kiedy on po prostu zrobił coś, co
podoba mi się bardziej niż wcześniej. Yann nie jest i nie
będzie Jeanem Van Hamme'em i wcale nie chce nim być. Musimy się do
tego przyzwyczaić. Dlatego też staram się opierać temu, by
nostalgia psuła mi przyjemność z lektury, co zresztą doradzam
każdemu. Z nostalgią czytam „Gwiezdne dziecko” i historię
pierwszego spotkania krasnala o imieniu Thjazi z chłopcem o imieniu
Thorgal. Spotkanie trochę inaczej zachowującego się Thjaziego z
dziewczynką o imieniu Louve jest odmienne, rozgrywa się w innych
okolicznościach i jako takie jest punktem wyjścia dość ciekawej
historii.
Słowem
podsumowania, „Królowa czarnych elfów” jest albumem treściwym,
czym zdecydowanie różni się od dwóch poprzednich odcinków serii.
Zawiązuje również bardziej złożoną intrygę, a mając w pamięci
pewne wciąż nierozwiązane kwestie (przede wszystkim wprowadzenie
postaci niemego drwala), możemy
chyba spodziewać się niemałej kumulacji. Te dwa argumenty
przemawiają na jego korzyść. No i na koniec kwestia najważniejsza.
Otóż siódmy album „Louve” będzie ostatnim przed zbiegnięciem
się fabuł dwóch serii równoległych z serią główną – co ma
nastąpić w trzydziestym szóstym albumie „Thorgala”. Wszystko
wygląda na to, że do tego czasu Yann będzie musiał podprowadzić
rozpoczęte przez siebie wątki pod Xaviera Dorisona. Miejmy
nadzieję, że wszystko się uda!
"Louve"
album 6: "Królowa czarnych elfów"
Tytuł
oryginalny: La reine des Alfes noirs
Scenariusz:
Yann
Rysunek: Roman Surżenko
Rysunek: Roman Surżenko
Tłumaczenie:
Wojtek Birek
Wydawnictwo:
Egmont Polska
Data
publikacji: 09.2016
Wydawca
oryginału: Le Lombard
Liczba
stron: 48
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa:
miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł
Cena: 22,99 zł/29,99 zł
Komiks
można kupić w:
Kto będzie rysował 7 album Kriss???
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiadomo.
UsuńRoman Surżenko nie będzie rysował siódmego albumu „Kriss de Valnor”?
OdpowiedzUsuńKto będzie nowym autorem?
op.cit Jeszcze nie wiadomo.
OdpowiedzUsuńA jednak 35 Thorgala będzie nosił tytuł "Szkarłatny Ogień"!!!
OdpowiedzUsuńAlbum niby bardzo dobry, ale jakoś mam mieszane uczucia. Dużo nowych wątków, fabuła pędzi, ale wszystko jeszcze trzyma się kupy. Tylko, że wcześniej to Louve była główną bohaterką, a teraz, trochę jak Thorgal w Kah-Anielu, jest tylko tłem. Dodatkowo scenarzyści nadal pastwią się nad Aaricją. Znowu zeszła na 3 plan i jedyne na co potrafi to apatycznie wyczekiwać Thorgala. Jest jednak nadzieja, że jeszcze pokaże pazur. Oby.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że pająk odrywa jednak znaczącą rolę! ;-)
OdpowiedzUsuńDla mnie album bardzo fajny coraz bardziej lubię tą serię. Podobają mi się nowe wątki. Oby tylko nie zostały one zamknięte w jednym 7 albumie Louve. Mnogość wątków może być wykorzystana do kontynuacji serii po 36 albumie - wiele postaci które mogą "wnieść"kolejne ciekawe historie: Skald, Nidggog, Lundgen, nowa i stara Strażniczka Kluczy, Vigrid, Crow, Azalepston...zbyt wiele żeby wszystko zamknąć w jednym albumie. Oby plany P.Rosińskiego (wywiad z 2013 w Thorgalverse) o kontynuacji kilku serii po 36 albumie się utrzymały.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem ostatnie 3 albumy Louve i to naprawdę świetny komiks. Yann wchodzi w światy Thorgala, daje coś od siebie czerpiąc z przeszłości. Poza dziewczynką powołuje równorzędnych bohaterów i mimo początkowej infantylności to wszystko gra ze sobą.
OdpowiedzUsuńAle ja mam zarzut chyba do tłumacza? Na ostatniej planszy Skalda władca Loth jest przedstawiany jako mężczyzna, natomiast tytuł następnego tomu sugeruje że to królowa! Kto posadził tego babola? Czemu nikt nie pomyślał aby skonsultować to z wydawcą oryginału? Inna rzecz w jaką bawi się tłumacz to masakrowanie czytelnika słowem żeleźce które odmiana na wszelkie sposoby w ustach krasnala Thiazjego. Żeleźce zaś to głowica, obsada topora, a nie samo ostrze. Więc kiedy czytam tą pogmatwaną kwestię - zastanawiam się po co utrudniać czytelnikowi lekturę? Aby go zniechęcić?