wtorek, 3 kwietnia 2012

Recenzja "Wyroku walkirii"

Nie przypominam sobie, żeby Grzegorz Rosiński na okładce "Thorgala" w malarski sposób odwzorował scenę, która rozgrywałaby się na jednym z kadrów pod sam koniec albumu; scenę poniekąd podpowiadającą jego zakończenie. Często okładka była jedynie parafrazą jakiegoś wydarzenia mającego miejsce w komiksie. Inaczej jest w przypadku "Wyroku walkirii". Oczywiście założyć można, że scena zepchnięcia bohaterki w przepaść jest w interpretacji niejednoznaczna, ale po co się oszukiwać – powrót Kriss de Valnor był do przewidzenia. Temu powrotowi podporządkowana była koncepcja sądu walkirii, który swój finał znajduje już po dwóch albumach cyklu dedykowanego czarnowłosej wojowniczce. Zresztą sam tytuł sugeruje to, co mówi okładka – Freyja wydaje wyrok. Jaki? Karty były odkryte od samego początku. Yves Sente nie krył się z tym, co planował, a końcówka "Nie zapominam o niczym!" zapowiadała, że Kriss szybko zwieńczy swoją opowieść epizodem spotkania z Thorgalem. I że od tego punktu rozpocznie się jej ponowna peregrynacja po Midgardzie. To, na jakich warunkach się ona dokona, pozostawię bez słowa komentarza.

Dwa pierwsze albumy cyklu stanowią całość i po lekturze obu widać, jaki pomysł na opowiedzenie o młodości Kriss miał Yves Sente. Niestety pomysł ten trudno określić mianem spektakularnego. Belgijski scenarzysta zdecydował postawić na ograny schemat – trudne dzieciństwo bohaterki jako czynnik, który ją ukształtował. Co ciekawe, nawet spotkanie Sigwalda Akrobaty, człowieka uczciwego i honorowego, który w tragicznych okolicznościach stał się Sigwaldem Poparzeńcem, nie zmieniło jej sposobu patrzenia na świat. Dowód tego odnajdziemy na planszach albumu, którego motywem przewodnim jest zemsta. Z tego też powodu dużo w komiksie brutalności napędzanej mechanizmem spirali nienawiści. Owszem, w "Thorgalu" przemoc zawsze była obecna, lecz przeciwwagą dla okrucieństwa pozostawał główny bohater nigdy się na nie niegodzący. Teraz, gdy Thorgal jest nieobecny, komiks rysuje nader pesymistyczną wizję świata. Czy takie było zamierzenie?

Koncepcja na spin-off poświęcony heroinie, która odmieniła życie Thorgala Aegirssona, mogła wyglądać zgoła inaczej. Utrzymane w konwencji one-shotów, kolejne albumy mogły systematycznie wypełniać luki w życiorysie Kriss de Valnor. Na uwagę zasługiwały bowiem nie tylko jej dzieciństwo i wczesna młodość. Jean van Hamme nigdy nie powiedział – bo tak naprawdę wcale nie musiał – jak Kriss została zwerbowana przez Xinjinów do wypełnienia szaleńczej misji mającej swój finał w Mayaxatlu, w jaki sposób pokonała labirynt Ogotaia (moim zdaniem to w tym miejscu mogła nastąpić retrospekcja opisująca bliżej jej pochodzenie), jakim cudem ocalała na pustyni krainy Qa i dostała się z powrotem na rodzinny kontynent, czy też co dokładnie stało się z nią po brawurowej ucieczce Shaigana z pirackiej twierdzy na Morzu Szarym. Tematu nie podjął również jego następca, który wybrał jedynie fragment przeszłości bohaterki, a w finale powtórzył jedną ze scen z "Łuczników" dokonując niejako zespolenia z główną serią. Oczywiście, wspomniane białe karty w życiorysie Kriss mogą zostać jeszcze zapisane, aczkolwiek na pewno w nieco innym kontekście, może przy okazji napotkanych przez nią osób, albowiem Yves Sente zdaje się mieć wobec bohaterki konkretne plany na przyszłość i jakiekolwiek powroty do przeszłości tylko by go spowolniły.

Zdaje się, jakoby scenarzyście brakło miejsca na opowiedzenie wszystkiego w klasyczny dla „Thorgala” sposób, dlatego uciekł się do wprowadzenia w narrację plansz, które za zadanie mają streszczać wydarzenia, które rozegrały się w dłuższym przedziale czasowym (na przestrzeni miesięcy czy lat). Co więcej, nawet wydarzenia pewnej deszczowej nocy przedstawione zostały w formie jednej, choć wypełnionej kilkoma ilustracjami planszy. Na coś takiego Rosiński pozwolił sobie w "Łucznikach" przy okazji przyśpieszenia wydarzeń mających na zawodach łuczniczych. Zabieg ten, nadużywany w mojej opinii, jest o tyle niezrozumiały, że album "Nie zapominam o niczym!" liczył sobie 54 plansze, dlatego nie widzę przeszkód, żeby kolejny nie miał tej samej ich liczby. Z drugiej strony, nawet jeśli, to i tak nie obyłoby się bez gonienia czasu. Sente się po prostu śpieszył. Albo nie miał więcej pomysłów.

Powiedziałbym, że na swój sposób również Giulio de Vita próbował gonić czas. Niektóre kadry zdają się być rozrysowane w pośpiechu, a widać to tym lepiej, gdy porówna się je z kadrami dopracowanymi w każdym szczególe. Jednych i drugich nie brakuje, a można również próbować szukać punktów odniesienia w pierwszym podejściu włoskiego rysownika do "Światów Thorgala", gdzie dopiero wchodził w nieznane mu realia. Niestety albumowi brakuje spójności jeszcze w tym względzie, że Kriss nie zawsze przypomina siebie. Czy to pośpiech czy wynik potrzeby ukazywania postępu czasu? Nie ważne. Grunt, ze rzuca się w oczy. Z kolei na podstawie jednego z kadrów, który został przerysowany ze wspomnianych już niejednokrotnie "Łuczników", dostrzec można różnicę między Kriss wykreowaną przez Grzegorza Rosińskiego, a Kriss "imitowaną" przez Giulio de Vitę. Inaczej jest w przypadku dojrzałej bohaterki, którą będziemy oglądać w kolejnych albumach cyklu. Atuty pięknej kobiety rysownik oddaje w pełni. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że utrzyma tę formę. W formie pozostaje z pewnością Graza. Kolorystka dodała od siebie wiele elementów z różnych powodów pominiętych przez rysownika, ubarwiając przygotowane przez niego czarno-białe plansze.

Póki co właśnie w czarno-białych barwach rysuje się cykl poświęcony postaci, która serii „Thorgal” dodawała kolorytu. Usprawiedliwianie charakteru klasycznej femme fatale trudnym dzieciństwem nie zachwyca, ale o tym dość. Co najważniejsze, wydaje się, że scenarzysta jak najszybciej chciał "dogonić" wydarzenia znane z plansz "Łuczników". W związku z tym ukazane w "Wyroku walkirii" perypetie Kriss i Sigwalda nie rysują przed moimi oczami portretu tej wyrazistej postaci, jaką niespełna 30 lat temu nakreślił Jean van Hamme przyznający się głośno do tego, że wraz z Grzegorzem Roisińskim "kochali ją nienawidzić". Mnie w szczególności zabrakło pomysłu na konkretne przygody "pary opryszków bez czci i wiary”, jak określił ich Arghun Drewniana Noga. W zamian otrzymałem rozpisane na dwa albumy streszczenie dwudziestu lat życia kobiety, której w przyszłości bali się zauroczeni nią mężczyźni... Nie dowiedziałem się, a liczyłem na to, dlaczego Kriss boi się starości. Nie wiem, a wydawało mi się to istotne, czemu tak dumnie nosiła nazwisko ojca, który ją porzucił. Wreszcie nie do końca rozumiem, dlaczego Freyja wydała swój werdykt lekką ręką. Sąd walkirii okazał się być po prostu upozorowany na potrzeby serii.

Trzeci album cyklu "Kriss de Valnor" ukaże się jeszcze w tym roku. Ma to znaczenie w perspektywie planowania całego uniwersum "Thorgala". Otóż, moim zdaniem, Yves Sente będzie miał czas na to, by zsynchronizować spin-off z serią główną i zanim ukaże się kolejny "Thorgal" może być już jasne, że tajemniczą postacią kryjącą się za woalką na pokładzie statku miecza był nie kto inny, jak Kriss właśnie. To tylko domysły. Bez wątpienia jednak od tego momentu Sente będzie mniej ograniczony w tym, co planuje wobec Kriss – wyrok walkirii zapadł, przeszłość została rozliczona i niejako odeszła w zapomnienie, liczy się przyszłość. Aniel jest w niebezpieczeństwie.

"Kriss de Valnor" album 2: "Wyrok walkirii"
Scenariusz: Yves Sente
Rysunek: Giulio de Vita
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data publikacji: 04.2012
Wydawca oryginału: Le Lombard
Liczba stron: 46
Format: 21,5 x 28,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Oprawa: miękka/twarda
Cena: 22,99 zł/29,99 zł

5 komentarzy:

  1. jest ciekawie... czy Aniel był na pewno pierwszym męskim potomkiem Kahaniela de Valnor? czy postać za woalką to Kriss?... najbardziej podoba mi się dodatkowy warunek postawiony przez Freyę, bo pewnie ciężko będzie teraz głównej bohaterce :) ciekawe jest także podobieństwo imion jednej z Walkirii i postaci pojawiającej się na samym końcu tomu... moim zdaniem jeszcze w tej serii będzie ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warunek Freyji prognozuje bardzo ciekawie. Natomiast motyw z de Valnorem jest... Nie lubię, jak najpierw coś się wymyśla, a potem szuka ścieżek, żeby to zdyskredytować. A na to wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wystarczy, że Kriss wejdzie do lasu i zabije komara. Coś czuję, że Sente ma na tą muchę już wizję, ale pominie np. biedronki, które wojowniczka rozgniecie mimochodem na drodze. Moje opinie o albumie? Jeszcze nie wiem - zbyt krótki czas minął od lektury. Trochę mi szkoda skrótowe pokazanie na paru planszach procesu, dzięki któremu stała się świetną wojowniczką. Jako czytelnik tego nie czuję. Kriss z Łuczników była bezczelna, ale ogólnie wesoła. Tutejsza Kriss jest wyłącznie żądną zemsty i złota dziewczyną. Brakuje jej luzu. Za to podoba mi się dość umiejętna żonglerka kawałkami puzzli i łączeniu ich w całość. Motyw z Kamieniem Krwi - w porządku (do ciąży mam ambiwalentne przeczucie). I na większości kadrów Kriss jest brzydka, z kobylą szczęką. Szkoda!

    OdpowiedzUsuń
  4. Plansza 34, kadry 5 i 6... Masakra. Kriss wygląda na nich po prostu źle.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy czytało się "Łuczników", odnosiło się wrażenie, że Drewniana Noga zna doskonale Kriss i Sigwalda. Tymczasem okazuje się, że przed sceną z "Łuczników", spotkali się tylko raz i to jeszcze w takich durnych okolicznościach. Beznadziejny jest ten album.

    OdpowiedzUsuń